No cóż... Czas ukazać prawdziwe oblicze...
Ten wpis jest prowokacją wobec wszystkich zdrowo odżywiających się i mimo to szczęśliwych (?!).
Wobec całej rzeszy lekarzy (z których wielu, po kryjomu, cznia szkodliwość cholesterolu, cygarów, a nawet - a jakże!!! - wysokoprocentowego alkoholu, ale się przed pacjentami nie przyznaje).
To policzek wymierzony w twarz całej ekipy wegetarian i tym bardziej wegan(ów?)!!!
To jest kiszka wieprzowa w wieprzowym flaku (dla niewtajemniczonych, a mających resztki złudzeń: flak jest z jelita!!! - lasciate ogni speranza, voi chentrate!).
Wypiekana jest długo i na dużej ilości smalcu, na tzw. cygańskiej, żeliwnej patelni!
Kochamy taką kiszeczkę!
Nawet Martik, niewinne dziewczę z płową kosą i różanym rumieńcem, też uwielbia (i pożarł całe pętko!)
Nawet Zuzianka, dziecię jeszcze grzechem nieskażone, tyż uwielbia ten smalczyk puskający z trzech miejsc naraz...
No cóż, korzeni sie człowiek nie zaprze. Kiszka wewprawdziwym flaku to uczta godna podniebienia Pogórzanina, na bananach i kokakolach nie wychowanego.
Tego nauczyła mnie Babcia Bronia, która z lubością wypiekała taką kiszkę w żeliwnej rynce z boku ogromnej kuchni.