Kiedy człowiek siedzi pięć wieczorów w ciemnościach (a właściwie od 16-tej to już leży), to choć co mu się przypomina z dzieciństwa. Kiedy zasiadałam w myślach przy stole Cioci Deli (mieszkała w Rzeszowie i jej dom słynął z "pańskiej" kuchni) wypłynął mi obraz sernika piętrowego, którego każda warstwa niosła smakową niespodziankę. Przeszukanie Internetu - gdy wreszcie stała się jasność - ujawniło, że jest ci on, a jakże, i na dodatek ma elektryzującą (Jessu, mnie się już teraz wszystko z prądem kojarzy...) nazwę: HARATANIEC.
Musiałam upiec.
Nie wiem, co autor nazwy miał na myśli, ale mnie już zawsze będzie się kojarzyła ze zharatanymi nerwami. Gdy bowiem wgniatałam kakao w ciemną warstwę, znowu wyłączyli prąd. Stałam w egipskich ciemnościach nad stolnicą i michą pełną ukręconej masy serowej, wpatrzona w czarną czeluść piekarnika. Elektrycznego, ma się rozumieć😁.
Na szczęście oblewający sukces opanowania blackoutu elektrycy już po 15 minutach skapnęli się, że trzeba jednak zdjąć kożuch brygadzisty z wajchy, włączającej sieć w mojej wsi. Mogłam więc dokończyć ciasto i poprosić Boga o anulowanie przynajmniej części życzeń, skierowanych do "drucików"😉.
Wbrew temu, co pisze pani Ania, nie jest to szybki sernik. Jest dużo czynności do wykonania i w sumie nie wiem, jak "mokro z nerw" (to hasełko Babci Broni) zdołałam go upiec z takim sukcesem i ku radości wymęczonej rodziny. Widocznie niebiosa wynagrodziły mi moje dobre serce, hie, hie...
Piętra w placku to: jasne kruche ciasto (ze smalcem, ma się rozumieć), konfitura wiśniowa, ciemne kruche ciasto, waniliowy ser, pianka wiśniowa (kapkę blada u mnie, bo kisiel był z tych bio) oraz jasne, chrupiące ciasto.
Przepis pani Ani jest tutaj, gdyby ktoś chciał się jednak porwać na ten wyczyn nap. na święta. Warto jednak mieć jakiegoś pomocnika, no i pewność, że w trakcie nie będziemy musieli krzyczeć rozpaczliwie: "Mehr Licht!!!"

Jak dobrze, że w końcu macie prąd. Ciężko żyć bez niego w tych czasach. A ciasto wygląda pysznie. Buziaki Marzyniu :)
OdpowiedzUsuńJak miło, że tu wpadłaś :-) Mam nadzieję, że prądowy armagiedon Was nie doświadczy.
UsuńCzytam, i czytam, i czytam i ... oderwać się nie mogę od Twojej opowieści, bo dawkujesz nam Marzyniu napięcie niczym dobry thriller :-))) Dobrze, że przygodę (niezbyt miłą) z brakiem prądu masz już za sobą. No ale jeśli Ty przy braku prądu pieczesz TAKIE ciasta, to szacun wielki! Mega, mega apetyczne. Tak apetyczne, że nabrałam ochoty na "coś słodkiego" patrząc na nie. I tylko umyte już zęby ratują mnie od sięgnięcia kruchego ciasteczka, które leżą na u mnie stole.... A "kożuch brygadzisty zdjęty z wajchy" rozwalił mnie na łopatki ze śmiechu :-)))))
OdpowiedzUsuńJa to w ogóle nie wiem, jak Tobie się udaje opanowywać, kiedy ciągle takie rarytasy masz w spiżarni :-D No i ciekawam, czy w Walii jest to możliwe, żeby ludzie tydzień nie mieli prądu (bo i takie miejscowości były u nas w powiecie).
UsuńCo do słodkości Marzyniu to piekę i najczęściej zostawiam sobie mały kawałek, a resztę zanoszę do pracy. Mam u siebie 14 osobowy babiniec, więc ma kto zjadać :-). Co do prądu to zdarzyło się ostatnio, że nie mieliśmy kilka godzin (awaria na ulicy) i okazalo się, że cięęężko było ha ha ha. Bo wszystko w domu na prąd, i jakby go zabrakło to armagedon - jesteśmy odcięci od świata w pełnym tego słowa znaczeniu. Oby nigdy nie było nam tego doświadczyć. Buziaki!
UsuńNie wiem, co bardziej smakowite- ciasto czy Twoje opowieści?
OdpowiedzUsuńDzięki, dobrze, że mnie humor nie opuszcza :-)
UsuńMarzyniu! Doskonały sernik, rzeczywiście idealny na święta. Będzie piękną ozdobą stołu. Jestem pełna podziwu, że tak pięknie Ci wyszedł pomimo że takie przeszkody miałaś. Ja mieszkam od zawsze w dużym mieście, chociaż nie zawsze w Poznaniu,to nie jestem nauczona być bez prądu. Kiedyś nie było przez godzinę i człowiek nie umiał się odnaleźć a co dopiero kilka wieczorów. Dlatego podziwiam Twoją wytrwałość, aby zrobić ten sernik. A z drugiej strony rozumiem Cię, że nie chciałaś aby zmarnowały się składniki.
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu,mam nadzieję że prąd będziecie już mieć cały czas 😘
Poznań jest taki piękny... A prąd jest, bo ludzie w kupie to roznieśliby PGE, gdyby tak 5 dni nie było. U nas chłopy cierpliwe są jak za pańszczyzny (no, nie licząc rabacji), a poza tym niemal każdy ma jeszcze kuchnie na drzewo i lampy naftowe :-DD Buziaczki!
UsuńHarataniec w bólach się rodził, ale wygląda pięknie i bardzo apetycznie:)
OdpowiedzUsuńO tak, nie życzę żadnej gospodyni takiej przygody :-)
UsuńMarzyniu kochana
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już żaden brygadzista nie odwiesi kożucha na wajchę:)) masz tak idealnie trafione te powiedzonka sytuacyjne!!! uśmiałam się serdecznie :)
Harataniec przypomina mi ciacho pieczone przez Mamę(nazywało się na pewno inaczej:) ) jeszcze w piecu chlebowym i zawsze na święta. Leżało sobie w naturalnej chłodziarce, czyli na strychu, gdzie temperatura krążyła koło zera.Czasy, kiedy prądu jeszcze u nas nie było, a szczytem luksusu były lampy gazowe, bo świeciły jaśniej od naftowych.
Wspomnienia ...a miało być o Twoim fantastycznym serniku, który prezentuje się i cudnie i smakowicie! Nie widać, że to harataniec po przejściach:)
A ja upiekłam makową babkę Helenki i powiem tak: jest mega!!! Trochę nieekonomiczna, bo szybko znika, ale to jedyna jej wada:))
Ale się rozpisałam...
Marzyniu pozdrawiam cieplutko i ściskam serdecznie! Buziaki gorące:-***
Boże mój, my też pierwszą lodówkę mieliśmy dopiero, gdy byłam w 3. podstawówki, a u babci Broni NIGDY prądu nie było! W lecie, gdy na strychu było gorąco, wpuszczało się dzbanki i wiaderka do studni, bo tam woda była zawsze lodowata. Ja jeszcze muszę upiec kiedyś "Placek spod kamienia", znalazłam przepis u Elżuni, a ja go też pamiętam z dzieciństwa. Idę do Helusi obczaić tę babkę. Buźki i uściski!
UsuńP.S. Czy to "Pyszna wilgotna babka makowa"?
UsuńTak! Skapczyłam się po Twoim komencie :-***
UsuńPlacek spod kamienia, to też ciacho wspomnieniowe, a jakie pyszotne:)
OdpowiedzUsuńJest w czym wybierać i tylko zdecydować się ciężko :)
Sernik pełen przygód, ale jaki piękny! 😍
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi sernik mojej Babci. Robiła go na kruchym spodzie z wiśniami, a górę zawsze dekorowała delikatną pianką. Nazwy nie pamiętam, ale wygląda bardzo podobnie :)
Przesyłam uściski 🤗🧡
Ciasta "babcinowe" wspomina się najmilej :-) Buziaki Kasiu!
UsuńGratuluję, pomimo trudności sernik wyszedł jak z obrazka :) faktycznie pracy przy nim trochę, tym bardziej podziwiam, a nazwa to chyba jakiś żarcik ;)
OdpowiedzUsuńJest to jakiś trop, bo nie mam pojęcia, co on może mieć wspólnego z harataniem ;-)
UsuńMarzyniu, aleś to pięknie opisała, te zmagania z trudną rzeczywistością! Ciasto wygląda wybitnie i na pewno smakuje świetnie, przez co bardzo mi się podoba. Więc może je kiedyś upiekę. Choć - jak piszesz - jest raczej pracochłonne, to jednak nie wiem, czy się skuszę :D Buziaki!
OdpowiedzUsuńHajduczku, jeśli Ci nie odetną w trakcie prądu, to możesz spróbować, ale warto mieć pomocnika, bo ja byłam "cało mokro" (BB) :-DD
UsuńI ciasto fajne i twoja opowieść ♥️ pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie oczywiście 🙂
OdpowiedzUsuń:-)
Usuń