czwartek, 5 czerwca 2025

Kruche ciastka z nasionami mniszka lekarskiego i orzechami

 
Tak, wiem - to post mocno spóźniony. Ja co prawda znajduję jeszcze dmuchawce w cienistych zakamarkach mojego Podgórza, ale pewnie u Was dawno już ostatni puch potargał wiatr...😖 
Niemniej warto zapisać ten przepis, inspirowany krakersami Małgosi Kalemby (klik!), albowiem smak ciastek nie przypomina niczego, co jedliśmy. A jednak są smaczne, niezwykle oryginalne, coś jak ciastka z chałwą słonecznikową, tylko bardziej "dzikie" i nieoczywiste. 
Najbardziej trafny był koment Małżona: "Ciekawe... Trzeszczą, ale nie zgrzytają... Ile mogę zjeść?"
Małgosia zrobiła słoną przekąskę, w pięknej żółtej barwie (bo miała jeszcze płatki mniszka). Ja musiałam ograniczyć się do mielonych nasion, a ciasto było słodkawe (zostało w zamrażarce z mazurka wielkanocnego). Dodałam także resztkę orzechów włoskich, bo już się prosiły o zjedzenie, no i troszkię pocukrowałam brązowym cukrem po wierzchu, aby złasić słodkolubną H&C.
Najwięcej zabawy było z opalaniem puchu z nasion (koniecznie zobaczcie filmik Gosi), tym bardziej, że po pierwszym, spektakularnym ognistym podmuchu, trzeba było dopalać resztę gazową opalarką, co już scedowałam na MŻ, omamiwszy go wizją przepysznych ciastek😛
To było ciekawe kulinarne doświadczenie i myślę, że już każdego roku na wiosnę Hurma i Czereda dostanie na deser jedyne, nietuzinkowe i zdrowe trzeszczące ciasteczka mniszkowe (oho! i jeszcze wierszyk mi wyszedł 😁)



  

piątek, 23 maja 2025

Sałatka "królewska" z selerem i ananasem

 

 Nie wiem zaiste, na czym ma polegać "królewskość" tej sałatki - może to jakieś zaszłości z lat słusznie minionych, kiedy to ananas (obok bananów) był synonimem jedzenia z bogatych sfer? 
W każdym razie dzisiaj każdy może sobie tę królewskość zafundować, bo wszystkie składniki są ogólnie dostępne, i nikt się już nie jara, że je ANANASA w sałatce 🙌
Wpis powstał na życzenie wdzięcznych biesiadników, którzy (pomijając łaszenie się do mych spracowanych rąk) tak ochoczo wyrazili gotowość do robienia takiej sałatki we własnym domowym zaciszu, iż musiałam podać im dokładne proporcje. I rzeczywiście - na przysłowiowe milionpięćsetstodziewięćset wykonów tego przysmaku - ten chyba był najlepszy 😋
 SKŁADNIKI:
- litrowy słoik selera konserwowanego (ponieważ - mimo korzystania tylko z tej firmy - NIKT mnie nie chce sponsorować, więc nie podaję nazwy. Jako usprawiedliwienie dla nich przemawia fakt, iż oprócz garstki miłych blogowych przyjaciół nikt tu nie zagląda, więc promocja jest mierna jakby...),
- po 4 plastry sera żółtego łagodnego w smaku i szynki konserwowej wieprzowej lub drobiowej z batona (uwaga Czereda: tylko nie jakiejś psiujskiej, a z dobrego fileta i każcie sobie w sklepie ukroić te plastry już "na wymiar" - tak około 5-6 milimetrów. Wiem, że sklepowe czasem sarkają, bo muszą przestawiać maszynę, ale to bardzo ułatwia późniejszą obróbkę skrawanieniem),
-  mała puszka kukurydzy (i tu niestety sprawdza się tylko ta z firmy "Tańczących warzyw"),
- 1 gruby por (adres Eko-handlu, gdzie chłop ma bio pory grubości pożądanej, na priva) - taki o fi ze 4 centy (zieloną część zamrozić do rosołu),
- puszka ananasa (dobrej jakości. Ja dałam 6 plastrów, na specjalne życzenie Małżonka. Nie było za słodko),
- 5 jajek rozmiaru L (jajka były od moich kurek),
- ulubiony majonez (już tam H&C wie, o jaki chodzi - ale ONI też mnie nie sponsorują) w ilości 2-3 łyżki,
-  2 łyżki jogurtu greckiego (lub kwaśnej śmietany),
- ulubione przyprawy  - oczywiście sól, pieprz, ale także do wyboru: ciut czosnku suszonego lub ciut chrzanu  (obie wersje są dobre, bo warto dodać nieco rzazu bardzo delikatnej sałatce). Ja dodałam także ze 2 łyżki soku z cytryny, bo ten seler nie był przekwaszony (a cytryna balansuje słodycz ananasa).
 
WYKONANIE:
Selera (niemal cały słoik, niestety zostaje w słoiku około dwa palce na dnie; jeśli się doda za dużo to będzie zbyt selerowa) dobrze odcisnąć. Bołdki, powstałe po odciskaniu, pracowicie roztrzepać w misce (Myszki - jeśli go nie roztrzepiecie na pojedyncze wiórki, to potem konsumenci mogą mieć porcję z samą bołdą selera, bez innych dodatków, bo się NIE WYMIESZA!). 
Plastry szynki i sera pokroić w kostkę. 
Ananasa pokroić w sznyteczki półcentymetrowe po obwodzie i także odcisnąć. Ilość ananasa zależy od preferencji biesiadników, najlepiej "chytać smak" na końcu. 
Pora pokroić w półkrążki i sparzyć do miękkości (to ważne, aby potem degustatorzy nie wyciągali cząstek pora z zakamarków uzębienia :-D). Sparzenie polega na zalaniu pokrojonego pora wrzątkiem w miseczce; po jakichś 15 minutach należy sprawdzić, czy jest miękki - te bio wymagały ponownego zalania (ale już minimalną ilością wrzątku, coby całkiem nie pozbawić go smaku). 
Pora dodać do selera - roztrzepać. Dodać wędlinę, ananasa, pokrojone w kostkę jajka, ser i kukurydzę - i co? A jakże ! - roztrzepać! (to niestety trzeba robić ręcznie, aż składniki dokładnie się połączą). 
Jeśli ktoś (jak Małżon) - nie lubi zbyt dużo kukurydzy - to resztą udekorować wierzch (ci, co lubią, nabiorą sobie porcję z nią i wymieszają na talerzyku). 
W osobnej miseczce przygotować sos: majonez, jogurt (lub śmietanę), przyprawy. Uważać z solą, bo wiele składników już jest słonych. Wmieszać do sałatki i "chytać" smak 😆

Sałatka powinna się "przegryzać" co najmniej 2 godziny. Jeśli trzymamy ją w lodówce, to przed wydawką trzeba wyjąć na kilka kwadransów, aby się ociepliła.
 
My jedliśmy tę pyszność z chlebkiem od Uli z Prostych Potraw  (klik!) bez chia , albowiem Marzynia się wysadziła na domowy chlebek na zakwasie, któren jest zobrazowany poniżej.
Nieskromnie dodam tylko, iż Wujo (postać emblematyczna w naszej wsi, to ten od nieustającego zadziwienia, co to "dziwochy" z miasta wyczyniają) wylizał talerz 🙆



 

środa, 16 kwietnia 2025

Drożdżowe štruklji z nadzieniem orzechowym (Kvašeni orehovi štruklji)

 

Jednym z najlepszych słoweńskich dań są štruklji. Ciężko przetłumaczyć dosłownie to pojęcie - opisowo rzecz biorąc to jakby roladki z różnego rodzaju ciasta, gotowane na parze, w wodzie lub pieczone, ze słodkim bądź słonym nadzieniem. 
Miałam jedno podejście do struklji, takich w typie pierogowym, a że był to bój ciężki, więc kto chce zobaczyć wojnę, którą wiodłam "z szatanem, światem i ciałem" to tutaj (klik!).
Te pierożki (?) nie są wcale prostsze do wykonania, więc od razu przyznam się bez bicia, że robiła je swatowa Marija na piątkowy obiad. Mimo, że nadzienie jest CHLEBOWO-orzechowe, są zaskakująco pyszne, a ciasto bardzo delikatne i puszyste. Marija gotowała je, zawinąwszy "w cukierka", w folii, podobnie jak miła pani z ichniejszego KGW, Darinka Brožič, o tu, na tym filmie (ja bym pewnie uparowała jak baozi).
Ten chleb to jest właściwie taka pszenna buła, coś jak weka wrocławska, z białej mąki, bez soli. Struklji są suto omaszczone masełkiem ze smażoną tartą bułką.
 
SKŁADNIKI NA CIASTO (normalnie zarobić jak na placek): 
600g białej mąki pszennej, 
3 łyżki cukru, 
3 dag drożdży, 
1 żółtko +1 jajko, 
1 łyżka oleju +1 łyżka masła, 
300 ml mleka, 
szczypta soli.
SKŁADNIKI NA NADZIENIE: 
3-4 bułki,  
 100g orzechów włoskich (można zmienić proporcje)
pół kostki masła,  
100g cukru, 
szklanka twarożku lub kwaśnej, gęstej śmietany,  
1 żółtko,
1  cukier waniliowy, 
skórka z cytryny,  
trochę słodkiej śmietanki lub mleka do kawy (gdyby nadzienie było zbyt suche),
można dodać także rodzynki i rum.

WYKONANIE (tłumaczenie ze słoweńskiego):
Rozgrzej w rondlu olej, masło, mleko i 2 łyżki cukru. Przesiej mąkę do miski, zrób w środku dołek, wkrusz do niego drożdże i dodaj 1 łyżkę cukru. Dodaj odrobinę ciepłej wody i pozwól drożdżom lekko wyrosnąć. 
Do miski wbij żółtko, jajko i sól, a następnie wlej letnią mieszankę mleka i tłuszczu. Zagnieć wszystkie składniki na gładkie i miękkie ciasto, uformuj z niego kulę i odstaw do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na 10–15 minut.

W międzyczasie przygotuj nadzienie. Pokrojony w kostkę chleb lub bułkę podsmaż na roztopionym maśle. Lekko ostudź, a następnie dodaj skórkę z cytryny, cukier, cukier waniliowy, grubo zmielone orzechy włoskie i odrobinę rumu, w którym moczone były rodzynki. Na koniec dodaj nieco słodkiej śmietanki. 

W osobnej misce wymieszaj śmietanę (serek), żółtko i odrobinę cukru.

Rozwałkuj wyrośnięte ciasto cienko na lekko posypanej mąką powierzchni roboczej. Posmaruj śmietaną. Dodaj nadzienie i rodzynki.  Zwiń ciasto w w roladę (lub 2 rolady), ugotuj je na parze lub w wodzie, owinięte w folię spożywczą lub folię aluminiową przez około 30 minut.
Gotowy štrukelj pokroić w plasterki, polać smażoną bułką tartą i od razu podawać.
 
Napchaliśmy się tymi sztruklami bogato. Jedynie Loki, wygnany na pole (bo sępił!), był niepocieszony, albowiem ani orzechów, ani cukru jeść mu nie pozwalają😳


poniedziałek, 17 marca 2025

Ciasto drożdżowe Dziadzia Romusia

 

Przepis pochodzi sprzed lat, z bloga pani Aleksandry Rybińskiej "Przepisy Aleksandry" (klik!). 
Kiedy zobaczyłam zdjęcie Dziadzia Romusia (chociaż moi dziadkowie nie mieli na imię "Roman", jeno Zbigniew i Stanisław), to już wiedziałam, że MUSZĘ upiec to ciasto, chociażby dlatego, by uczcić pamięć tak kochanego przez wnuczki człowieka. Widok Dziadzia, niosącego placek dla swojej rodziny, wzruszył mnie i zainspirował. Poza tym, jako człowiek dorastający za komuny, pamiętałam smak drożdżowych ciast Babci (patrz: bułka brytfon), często pieczonych w cienkich latach 80.tych na margarynie. 
Piekłam ciasto tak, jak Dziadziu Romuś. Jedynym odstępstwem było dodanie do margaryny (Bielskiej) 1/4 kostki masła, zamiast analogicznej ilości tłuszczu roślinnego, dla maślanego posmaku. No i zamiast wiśni z kompotu (bo nie miałam) dałam marmoladę z naszego Gieesu, wciąż taką samą, jak za dawnych lat. 
Ciasto przerosło moje oczekiwania. Było tak wysokie i puszyste, że przeniosłam się do lat dzieciństwa, i poczułam się znowu jak mała Marzynia, z pajdą babcinowego ciasta w dłoni😚


 

wtorek, 11 marca 2025

Omlet przedwiosenny

 

Przedwiośnie jest moją ulubioną porą (przedporą?!) roku. Szwendając się po okolicy z koszykiem (zawsze z nim chodzę, ignorując komenty tubylców o głupocie wciąż nieznaturalizowanych miastowych, chodzących na grzyby w zimie😂) często coś sobie do tego koszyczka uszczknę. U nas na Podgórzu jeszcze mało jest jadalnej zieleniny, ale wypatrzyłam: nieliczne stokrotki, jakieś pojedyncze pierwiosnki u sąsiadki, ziarnopłon, malutki szczaw, jasnotę purpurową, rzeżuchę łąkową, krwawnik, bejbi szczawik zajęczy i - o dziwo! - całkiem niezłą pietruszkę naciową u cioci. Zanęciwszy się u Gosi Kalemby na omlet stokrotkowy (klik!), czyhałam głównie na te stokrotki, jednak ich listki były tak maleńkie, że dołożyłam wszystkie  zielska, które już wylazły. I jeszcze trochę sera żółtego, żeby Małżon nie narzekał, że straszne jałowisko😉.
Omlet jest typu biszkoptowego, bo takie smakują nam najbardziej. Na osoboporcję trzeba wziąć 2-3 jajka. Białka ubijam mikserem na pianę i potem dodaję żółtka, łyżeczkę śmietany, łyżkę mąki i szczyptę soli. Smażę na maśle z olejem. Kiedy spód jest rumiany, ale wierzch jeszcze "żywy", posypuję dodatkami i chwilkę dopiekam pod grillem w piekarniku (na środkowej półce). 
Jak widać - kwiatuszki nie były zapiekane, jeno wetknięte w gotowy omlet, coby oczarować MO** i skłonić go do wdzięcznościowych karesów💖.
** MO - Małżonek Osobisty.

środa, 19 lutego 2025

"Szarlotka pod chmurką" czyli "Zwał piany i śmietany"😆

Na emerytkę, prowadzącą zimą gnuśne życie na wsi, też przychodzą takowe termina, iż musi wystąpić z pełną pompą i popisać się jakimś wybornym, a NOWYM ciastem. Szybka akcja wywiadowcza ujawniła, iż szacowny Gość najbardziej lubi szarlotki, więc Marzynia zrobiła krytyczny przegląd zasobów w starym zeszycie z przepisami. A tam zakładki: 
- ulubione dietetyczne Małżonka,
- gnyce szybkie, 
- gnyce dla Dzieciaków, 
- Mama „Kurs Gotowania Praktyczna Pani” (z sześćdziesiątego ósmego), 
- Babcia Bronia (bez kursu, za to sprzed wojny chyba), 
- Wielkanoc, Boże Narodzenie.

U blogowych koleżanek (np. tutaj i tutaj) najbardziej smakowicie wyglądały szarlotki z bezowymi piankami, ale że gdzieś w sieci podziwiałam niedawno ciasto nie tylko z bezą, ale jeszcze z bitą śmietaną, więc postanowiłam się wysadzić na takie cudo. Niestety, nie zapisałam przepisu, ale żem umna i z zadęciem na kreatywność, więc wypichciłam jabłecznik, który – mam nadzieję - oszołomił biesiadników nie tylko ilością kalorii, ale i smakiem.

SKŁADNIKI:
- wypróbowane ciasto kruche, takie, w którym „zmieści się” 5 żółtek (bo bezę zrobiłam z 5 białek, żeby było na bogato),

- co najmniej 1,5 kg jabłek (szara reneta), ewentualnie nieco dosłodzonych, gdy bardzo kwaśne,

- 660 ml śmietanki 30% (bo małżonek kupił 2 kubki po 330 ml) + ekstrakt z wanilii + cztery łyżki cukru pudru (można pewnie i więcej, ale beza jest bardzo słodka)+1,5 łyżki żelatyny rozpuszczonej w paru łyżkach gorącej wody,

- białka z jaj, do których idzie po 50 gram cukru na każde białko (w rozmiarze L, czyli standardowe jajo marzyninych kur) oraz łyżka octu, łyżka mąki ziemniaczanej i szczypta soli.

WYKONANIE:
Najpierw trzeba zrobić bezę i piec ją w 110-120 stopniach przez godzinę (jeszcze będzie nieco „żywa”, ale potem dosuszymy w gorącym piekarniku po upieczeniu kruchego spodu). 
Zrobić ciasto i podzielić je na 2 części. W jedną część wrobić kakao, a drugą wylepić blaszkę, wstawić do lodówki. 
Jabłka zetrzeć na grubej tarce, poddusić, by odparowały, dosmaczyć cynamonem i ew. cukrem. Mimo, że było ich ok. 1,5 kg to i tak warstwa jabłek była według mnie za cienka. Przestudzone jabłka wyłożyć na spód, a na nie utoczone z ciemnego ciasta wałeczki. Piec ok. 40-45 minut w 180 stopniach. 
Kiedy ciasto stygło, dosuszałam w piekarniku bezę, rozpuściłam i wystudziłam żelatynę, a potem ubiłam śmietanę z cukrem i wanilią. Trzeba działać szybko, bo ledwo żelatyna podstygła, już zaczęła lekko gęstnieć, więc absolutnie nie można wlać jej do śmietany, lecz dodać do żelatyny kilka jej łyżek, zmiksować i dopiero dodać do reszty masy. 
Tężejącą śmietankę wyłożyć na ciasto. Na to blat bezowy i do lodówki na całą noc. 

Zalecam postawienie ultimatum domowej Hurmie i Czeredzie, że jeżeli rano odkryjemy uszczerbaną bezę i ślady dłubania palcami w bitej śmietanie, to nie zostaną dopuszczeni do zasadniczej konsumpcji😂