Przepis powinien zaczynać się tak: „Weźmisz dziewkę służebną, a bacz, by była krzepka!”.
Ewentualnie: „Weźmisz Babcię Bronię, a wiadomo, że krzepka!”.
W ostateczności: „Weźmisz słabowatą Hurmę i Czeredę, przykujesz za rękę lewą do dziżki (uwaga! wersja dla matek dziatek leworęcznych: za rękę prawą do dżiżki) i zagonisz do wyrabiania ciasta!”
A teraz już na poważnie: jeśli nie
ma się robota do wyrabiania, to branie się za ten przepis wymaga wielkiego
samozaparcia.
I pomyśleć, że Babcia ZAWSZE piekła
to na święta, bo przed wojną, oprócz „syrowca” – to było jedyne ciasto, bez
którego nikt we wsi nie odważyłby się świętować czy weselić. Potwierdzają to
nasze Baby Glinickie, które do tej pory pieką takie bułki, pod nazwą zastrzeżoną "bułka brytfon", bo one tyż wiedzo,
co to znaczy dobro bułka!
Pierwszy raz piekłam to oczywiście
pod dyktando BB i wyrabiałam razem z nią. Ciasto jest bardzo gęste, chlebowe i
wyrabia się ręcznie około pół godziny (a przynajmniej tyle musiałam hakować,
dopóki Babunia nie powiedziała, że bedzie!). Potem, gdy Babcia umarła, piekłam
rzadko, bo H&C nie chciała pomagać w ciężkiej zaiste robocie. A teraz mam
dobry mikser i on poradzi sobie nawet z takim wypiekiem.
To jest nasze kultowe wielkanocne i godnie ciasto
(Bronia zawsze mówiła: Godnie święta). To kwintesencja tradycji ludowego „cukiernictwa”
na Pogórzu Karpackim. Ma niesamowity, drożdżowy smak, taki jakby ktoś nam dał
chapnąć ciasta upieczonego na Wilijo w 1900 roku. Jest mało słodka, więc dla mnie
idealna, zwarta, nie czerstwieje praktycznie wcale, dzisiaj minął tydzień jak
piekłam i wciąż jest pyszna!
No i jest ogromna, trzeba mieć dużą
blachę z wysokim rantem. Przypomina prostokątny bochen chleba i u nas jest jedzona na
śniadanie aż do Nowego
Roku, z mlekiem i dżemem (Potwory i spółka) albo z samom hyrbatom (Marzynia).
Może to zabrzmi obrazoburczo dla
Blogowiczów szczycących się (i słusznie!) wspaniałymi wypiekami na święta, ale
oprócz pierniczków nie upiekłam nic innego na te Gody. Martik
powiedział, że sam se upiecze tort bezowy, ponieważ twardo się postawiłam, że
przy takiej nawale roboty to ja nie będę jeszcze piec super-słodkiego placka,
którego nawet kawałka nie zjem. No i skończyło się na tym, że najedli się
placków „po chołpach”, i dobrze, bo zawsze gdy idzie się
w gości, to już człowiek jest tak przesłodzony domowym ciastem, że nic nie
skosztuje u wujanki czy u stryka.
Ponieważ jestem święcie przekonana,
że nikt się nie będzie porywał na te bułke oprócz Martika, więc podam jej ten
przepis tak, jak mi dyktowała Babcia. Ona i tak wie, o co chodzi, a wy se
łyknijcie gwary podkarpacki:
- No
to trza wziońść dobry monki pszynny mniwincy tyla – i tu BB nasypała do
małej miedniczki kopczyk mąki. W torebce zostało z jakieś 5-10 deko.
- Co
ino Marzyniu, trza sprawdzić, czy mąka nie staro i nie zatynchła sie.
Sprawdziłam. Pachniała ładnie. Przy
okazji okazało się też, że na pewno w magazynie Geesu nie naszczały do niej
myszy, co w kumorze na wsi (jak mi uprzytomniła BB) mogło się zdarzyć.
- Teroz
robisz w ty monce dołek i tam wliwosz drożdży niecało kostke, utarto z cukrym.
- Ile tych drożdży i cukru, babciu?
- O
tak se ukszyj winksze pół (pokruszyła jak na moje oko jakieś 7-8 deko), a cukru ile se dosz, ino ni mo być bardz
słodko.
Tego cukru było z pół szklanki. Tej
z gieesowskiej restauracji „Podkarpacka”, Martiku.
Jak
drożdże wyjdo na monke, to zamiszej i wbij jaj całe dwa, a żółtków trzy, ino
uwożej na zbuki!.
- Babciu, nie ma już zapartków w
sklepach!
- So!
Zanurzyłam jaja w wodzie, nie
wypływały. Były świeże.
Gdyby był zbuk, to trza zakopać nielubianej osobie pod przyzbom, to sie wi.
Gdyby był zbuk, to trza zakopać nielubianej osobie pod przyzbom, to sie wi.
- Teroz
masła mientkiego pukostki.
He, he, BB na szczęście nie kazała
mi dawać pół osełki; odkąd musiała się przeprowadzić do miasta to już jej kupowałam
sklepowe masło, no chyba że Szlachcino albo Stopionka przyniesły babci ze wsi.
- I
kapeczke soli, i mlika ciepłego ile zabierze.
Oczywiście nie wiedziałam, ile to
jest tego mlika, więc:
- To
trza, dzicie, tyla, coby sie umisiło nie za wolne i nie twarde.
To „nie za twarde” było wg mnie
gęste jak kit do okien, ale BB upierała się, że „takie mo być, jak chlebowe!”
- I
tero misisz, aż bedo pyncherze szły.
I zaczęło się. Conan Barbarzyńca
mógłby se na tym śmiało ćwiczyć biceps. Technika babci polegała na
podrywaniu ciasta jakoś tak od dołu, nasadą kciuka, że aż klapało, ale
jednak Ona miała już 90 lat i gros miszenia
spadło na mnie. Spocona jak mysz, po 30 minutach w końcu dopatrzyłam się jakichś
bąbelków. Dzisiaj robię to robotem, a i tak trzeba wyrabiać z 15 minut, wyłączając
silnik co jakiś czas, żeby się nie zatarł. Babcia doradziła mi kupić se małom dziżkę, bo w dziżce idzie lekcy.
Tiaaa, w Castoramie mają w promocji. W przerwach między świętami i weselami bede se ją trzymać w salonie, jako żardinierę.
Tiaaa, w Castoramie mają w promocji. W przerwach między świętami i weselami bede se ją trzymać w salonie, jako żardinierę.
- Teroz
trza dać na susznie, żeby wyrosło ze dwa razy tyla.
Z braku suszni na podoryńdziu dałam
koło kaloryfera. Wyrastało z półtorej godziny, baaardzo, cała miedniczka!
- Babciu, a piekarnik jak nastawić?
Babcia zrobiła sowę, co przy Jej
maleńkich, wesołych oczkach wyglądało przekomicznie.
- A
jo wim? W piecu to jak na letki chleb, ino wyngielki trza pocioskiem wygarnąć,
a tu? Tak jakosi na średni goronc i żeby górom nie bardz brało, ani dołem tyż.
Bokami tak bardzi.
- Babciu, nie ma grzania z boku!
- Ni
ma? No to jo nie wim.
Dałam grzanie góra-dół, na 190
stopni.
- Nasmaruj,
dzicie, blache margarynom. Przemiszej to ciasto, żeby potym ni miało dziur i wywal
równo na blache. I jeszcze trza poczkać, żeby się blacha wypełniła, a potem
pic.
Gdy bułka wyrosła równo z rantem
blachy, wsadziłam do piekarnika. Babcia kazała mi się przeżegnać i przy okazji
włączyła się jej opcja: „zambombony”:
- A
swojego czasu ni mosz? Bo cało robota na marne!
Nie, nie miałam okresu.
- A nie trzeba posmarować jajkiem?
- A
po co? Wodom się obmywo, jak się upiecze, wtedy się pieknie lśkli.
Ciasto piekło się godzinę. Babcia w pewnym
momencie „zyrkła bez szybke”.
- Oloboga,
chyto z wirzchu! Trza nakryć "Nowinami"!
- Jakimi nowinami?!
- Gazetom!
Ino lekuchno, bez jedno!
Nakryłam pojedynczą warstwą papieru
do pieczenia. Pamiętam, że gdy ten przepis dawno temu opublikowałam gdzieś w
sieci, to odezwał się jeden chłop spod Poznania, skąd on w Wielkopolsce weźmie
„Nowiny rzeszowskie”.
Buła wyrosła ogromna. „Mokro z
nerw” wyjęłam ją z blaszki. Wyglądała cudownie! Babcia fachowo sprawdziła, czy
„puko” (rzeczywiście, popukana od
spodu wydawała głuchy odgłos) i obmyła ręką wierzch delikatnie wodą, która natychmiast
wyparowała i – o dziwo – wyśkliła skórkę.
Kroić po wystygnięciu, mo być oparto o ściane i całkiem wychłódnąć.
No i tyla.
Dodano 27 grudnia 2023:
Na prośbę czytelnika (a jednak ktoś chce to upiec, hurra!) podaję dokładniejsze proporcje i sposób wykonania, zrozumiały dla ludzi spoza kręgu podkarpackiej wsi:
SKŁADNIKI:
90 dag dobrej mąki pszennej, np. Luksusowej typ
550,
7 dag drożdży (niecała kostka),
pół szklanki (takiej 250 ml) cukru zwykłego –
wagowo to będzie 11-12 dag,
3 żółtka,
2 całe jajka,
pół kostki (12,5 dag – dawniej były większe
kostki) miękkiego masła,
solidna szczypta soli,
ciepłego mleka „ile zabierze” – czyli tyle, by po
wstępnym zarobieniu ręką wyszło nam dość miękkie (ale nie za „wolne”) ciasto.
Raz jest to 1.5 szklanki, a innym razem niemal 2,
odrobina margaryny do posmarowania blachy
(formy).
Aha, i potrzebna jest duża blacha z wysokim rantem, taka jak te dawniej używane.
Piekarnik grzanie góra-dół, na 190 stopni, środkowa półka.
WYKONANIE:
Mąkę wsypać do miski (najlepiej od razu wziąć
misę robota/miksera), zrobić w niej dołek. Drożdże rozpuścić w cukrze, wlać do dołka,
lekko zasypać ten drożdżowy rozczyn mąką z boków miski. Odstawić w ciepłe
miejsce. Kiedy drożdże spienią się i „wyjdą” na mąkę zamieszać, dodać jajka i
żółtka, masło, sól i wlewać powoli mleko (mieszając na razie ręką) w takiej
ilości, aby zarobiło się dość zwarte ciasto. Teraz wyrabiać już maszynowo
(chociaż można i ręcznie) około 15 minut (ręcznie to niestety schodzi dłużej),
aż ciasto będzie doskonale wyrobione.
Ciasto bardzo rośnie, więc misa miksera/robota
planetarnego może być za mała (ja przekładam do wyrośnięcia do większej miski. Przykryć
i postawić w cieple do wyrośnięcia na ok. 1,5 godziny.
Nie zapomnieć włączyć piekarnik przed końcem wyrastania.
Wyrośnięte ciasto przemieszać (odgazować) i
wyłożyć równo na blachę. Wierzch wygładzić nasmarowanymi tłuszczem rękami. Dać mu
jeszcze trochę czasu w cieple, aż jeszcze trochę urośnie i wypełni formę równo
z rantem. Nie zawadzi przeżegnać ciasto przed włożeniem do piekarnika😊.
Piec około
godziny, aż będzie mocno rumiane z wierzchu. Gdyby „chytało” od góry, nakryć
papierem do pieczenia. Po upieczeniu wyjąć z formy (powinno lekko wyjść), obmyć
wodą wierzch (za pomocą pędzelka, albo pióra, ja to robię po prostu mokrą ręką),
żeby błyszczało i wystudzić oparte o coś bokiem (albo na kratce). Można oczywiście
posmarować wierzch ciasta rozbełtanym żółtkiem albo mlekiem przed pieczeniem,
ale to już nie jest prawilnie😀.
azaliż z Podkarpacia -tyz piknie! Ja sentyment do tych stron mam duży, bo korzenie Mojego Szczęścia stamtąd, mała wioseczka Siary, teraz przedmieścia Gorlic, czasami bywamy, tak więc i tym również powodowany bułkę takową upiekę!
OdpowiedzUsuńJessu, to Emcia, moja kochana przyjaciółka blogowa, jest z naszych stron! ja to czułam! Upieczcie, aczkolwiek nie wiem, czy się dorozumiecie z tego przepisu :-)
UsuńWidzę, że z Ciebie pełną gębą szef kuchni jak się patrzy! Chciałbym tyle umieć ugotować, zrobić i nikogo nie otruć....Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńU mnie byl "Pokłon pasterzy", obraz Giorgione:)
OdpowiedzUsuńA Twoj przepis i opis jego wykonania: pierwsza klasa, jak zwykle zreszta:)
Do siego roku!
Opis współpracy z Babcią Bronią sugestywny i cudowny. Ja dopiero jak przeczytałam sobie na głos ( bo ja jestem słuchowcem :o))), że "przerobisz" dżiżkę na żardinierę to zrozumiałam co zacz.
OdpowiedzUsuńMiałam Ci ja znajomych na studiach, co w Nowinach pracowali. I chociażem z Mazowsza, periodyk ów kojarzę.
OdpowiedzUsuńMiałam Ci ja znajomych na studiach, co w Nowinach pracowali. I chociażem z Mazowsza, periodyk ów kojarzę.
OdpowiedzUsuńWpis cudowny, urzekający gwarą i bardzo smakowity. Lubię tu zaglądać, atmosfera bardzo klimatyczna. Pozdrawiam, Melisa
OdpowiedzUsuńNaj w 2013 życzy D.
OdpowiedzUsuńD.
Ha!:)A ja myślałem że rąbniesz coś na kaca:):):)
OdpowiedzUsuńAle i tak smakowicie wygląda:)
Marzyniu, superowo Ci ta bułka wyszła.. A ja jak zamierzam coś opublikować to zaraz mi jakiś pierun humor popsuje.. Wczoraj mniałam piec faworki ale lekarz mnie tak wkurzył, że po wizycie wchłonełam całe opakowanie cukierków.. No niby na stres ;-)
OdpowiedzUsuńMamomarzyniu!
OdpowiedzUsuńOdkryłam Twój blog niedawno, kiedy poszukiwałam przepisu na chleb. I tak trafiłam na słynny już w moim kręgu znajomych opis Twej walki z materią chlebową:)Od tamtej pory w wolnej chwili wchodzę tu i czytam, i gęba mi się nie chce przestać uśmiechać. Bułka musi być pyszna i na pewno ją zrobię w najbliższym czasie. Pozdrawiam serdecznie, Edyta
Tak mi miło, Edytko, że ktoś jeszcze (oprócz znajomych) chce czytać o przepisach babci Broni :-)
UsuńPodkarpacie to moje całe życie ale od 5 lat pozostala tylko niewymowna tesknota.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja już byłam wszędzie: na wsi, w mieście, byłam nawet w Budapeszcie i wszystko nic to - jak se wyjdę na górkę i zaśpiwom, to głos idzie dolinom ;-)
UsuńNie ma życia bez naszych klimatów...
Przepiekny opis! Jak bym wlasna babcie slyszala, momentami, chociaz ona z radomskiego, a Podkarpacia na oczy nie widziala. Dzieki za przezabawna lekture.
OdpowiedzUsuńPrzepis mniej więcej chyba zrozumiałam (ot 3 lata na tej ziemi się osłuchuję tu i ówdzie :) ) aczkolwiek znalazło się pare niezrozumianych fragmentów np. 'dżiżkę na żardinierę' zabij mnie a się nie domyślę! ;)
OdpowiedzUsuńPs. Ileż tu jest wpisów, których nie czytałam i nie komentowałam!! muszę to nadrobić a na naukę pieczenia takiej bułki to ja się zwyczajnie po prostu do Mamci wybiorę! :)
Niedziela, jestem wyluzowana, bo w środę wyjeżdżam do Janowa Podlaskiego na Pokaz Koni Arabskich i siendłam sobie, żeby poczytać Twoje literackie wpisy. Marzyniu Ty powinnaś wydać książkę z Twoimi przepisami. Przecież te Twoje wstępy to jest coś wspaniałego. Czytam i się zastanawiam skąd Ci się kocą takie wspaniałe teksty. Ile razy bym do Ciebie nie weszła tyle razy opuszczam Twój blog w pełni odprężona. Zawsze u Ciebie przepona u mnie pracuje ze zdwojoną energią. Aż mnie boli ze śmiechu. No po prostu brak mi słów uznania dla Twoich wpisów. Nie znam bloga, na którym jest taka pozytywna atmosfera.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
To jest jakas rewelecja te wpisy!!!Czytam kilka razy,bo nie znam takiego jezyka polskiego i placze ze smiechu!!Chce ksiazke o Babci Broni i jej przepisach i zwyczajach!!!Pozdrawiam,Ewa z San Diego
OdpowiedzUsuńOczywiście te bulko-chleb upieke,bo kocham ciasta drozdzowe.Ewa
OdpowiedzUsuńPani Ewo, no bardzo mi miło, że o Babci Broni ktoś aż Hamaryce przeczytał :-) Gwarą pogórzańską umiem mówić od dzieciństwa, a BB była chyba najbardziej znaczącą osobą w moim życiu. Co do przepisów ze wsi babci, to już tam Baby Glinickie wydały 2 książki (nawet 2 ich potrawy: właśnie bułka brytfon i pamuła trafiły na "listę dziedzictwa"), ale niestety nie są pisane gwarą. A szkoda...
UsuńPodaj proszę tytul książki i autora to może uda mi się ta ksiazke kupic w księgarni wysyłkowej w NJ.Dalej bebe czytac te super wpisy!Prosze zwracaj się do mnie po imieniu!A panu z Poznania napisz,ze mam Nowiny rzeszowskie w San Diego!!Pozdrawiam.Ewa
OdpowiedzUsuńMoja Mama i Tatuncio,pochodzili z Rzeszowa ale o takim jezyku nie mieli pojęcia.Pieklo się dużo ciasta drożdżowego,ktore jedliśmy na sniadanie i do tego zawsze było cacao i ja tak mam do dzisiaj.Uklony.Ewa
OdpowiedzUsuńO mamuńciu!!! Łza mi z oka kapie jako z dziurawego wiadra w studni, bom jakby dotknęła czegoś co i w mojem życiu już ścianą śmierci odgrodzone. W rodzinie mojego chłopa też się takie buły piekło a jedna z kochanych ciotek takoż Brońcia na imię miała. Mój ślubny przejął bułczaną pałeczkę i dziś on wypieka owe cuda drożdżowe a jak męską łapę w dzieżkę wrazi to ciasto jest jak marzenie :) Różnica jeno jedna że u nas rodzynek nabite jako ćwieków w goncie :) Cudny jet ten Twój blog! A na dodatek my takoż z Podkarpacia: "w Staromieściu na góreczce kościół stoi..." Pozdrawiam najcieplej!
OdpowiedzUsuńKochana, Podkarpacie rządzi! Nie na darmo mamy zarejestrowane najwięcej produktów regionalnych :-)
UsuńPozdrawiam serdecznie i dzięki za taki miły komentarz.
P.S. Czy TAKIE chłopy rodzą się rzeczywiście u nas?
Pośpiewująca "dejże Boże zdrowie, dejże Boże zdrowie kochaneczce moji" Marzynia
Ten konkretny chłop to rdzenny staromiejszczanin... Dziś nasza wieś jest częścią Rzeszowa, ale mimo tylu lat w granicach "wielgiego miasta" tutaj wciąż czuć klimaty polskiej wsi... Pierogi robię jak teściowa i ciotka Bronka nauczyła :) I u nas też ta bułka o której piszemy, musowo na święta i na Dzień Zaduszny [taka tradycja]... Na Wielkanoc z tego samego ciasta wypiekamy "bułeckę maluchną co na oświąt do kosycka idzie"...
UsuńOgromnie się cieszę, że trafiłam na Twój blog, boć tu nie tylko smaki pyszne aleć i klimat jakich mało...
Pozdrawiam gorąco - Jagienka
Jaguś, no to mamy szczęście, żeśmy nie z wielgiego miasta (tak właśnie mówiła BB :-)). Do wielgiego miasta to woda "przyniesła g... i trzoske" - ludzi wykorzenionych, co nie mają swojego miejsca na Ziemi, bo wszystko im jedno, gdzie kupią piwo i kiełbasę na grilla...
UsuńU nas się piecze bułkę brytfon na Godnie Święta i na Boże Ciało, aleć zawsze z "szaconkiem"...
Napisz do mnie, jeślibyś chciała:
bramasole@interia.pl
Oczywiście, że chcę... :)
UsuńDorozumialam się i bula wyszla mniam ,mniam!Pozdrawiam.Ewa
OdpowiedzUsuńFajny przepis.Spróbuję tę bułkę upiec.Moja już nie żyjąca mama piekła taką bułkę drożdżową Święta Bożego Narodzenie i Wielkanoc.Podobny przepis miała moja mama i wszystko robiła na oko a bułka wychodziła rewelacyjna.Jak piekę bułkę,chleb czy piernik to po upieczeniu też pukam pod spodem i sprawdzam czy wydaje głuchy odgłos.A przed ukrojeniem pierwszej kromki na bułce kreśliła nożem znak krzyża.
OdpowiedzUsuńPani Donato, dziękuję za miły wpis, proszę koniecznie upiec tę bułkę - już tam BB dopilnuje z niebios, żeby się udała ;-)
UsuńZnak krzyża być musi, nawet moja 22-letnia córka tak zaczyna chleb :-)
że też ta nowoczesność blogowa jest na świecie, BOGU DZIĘKI
OdpowiedzUsuńTwój blog jest niezwykły, no kocham Cię
Mój blog chyba nie jest niezwykły. Po prostu jest mój :-)
UsuńPozdrawiam serdecznie, te miłe słowa będą mi dzisiaj radośnie dźwięczeć w uchu wewnętrznym.
Łezka w oku mi się zakręciła. Moja babcia też piekła podobną bułkę, już nie zyje, a przepisu nie zostawiła...Spróbuję tej receptury - ciekawe, czy cofnę się w czasie i będzie tak smakować jak bułka mojej babci... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie, uwielbiam takie babcine wypieki.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to mozliwe, ze jeszcze nie zauwazylam tego ciasta. Toz to ciasto mojej babci! Pamietam ten smak do dzis. U babci tez bylo zawsze glównym ciastem na swieta, babcia piekla je w piekarniku kuchni weglowej, dzis sie zastanawiam, jak mozna bylo w takiej kuchni utrzymac stala temperature. Ciasto bylo przepyszne, jadlam je zawsze z maslem i to wystarczalo. Babcia smarowala wierz jajkiem, ale ja nie lubilam takiej skórki, wiec mój dzadek, dla którego bylam ósmym, dziewiatym i dziesiatym cudem swiata, robil lukier cytrynowy i smarowal nim 1/3 ciasta, pilnujac, aby nikt nie zjadl tej czesci dla dziecka :)
OdpowiedzUsuńkusi mnie, aby wykorzystac Twój przepis, ale boje sie, ze jesli mi nie wyjdzie, zepsuje mi to wszystkie wspomnienia. Musze dojrzec do tego projektu .)
Znowu zajrzalan do tego przepisu, bo ciasto babci jest jednym z wazniejszych wspomnien z dziecinstwa i mam to na liscie na te swieta. Teraz mi sie przypomnialo, ze jadlam to ciasto nie tylko z maslem i lukrem dziadka, ale czasami tez z maslem i szynka. Mój smak od dziecka byl juz czasami szokujacy :)
OdpowiedzUsuńMarylko, wcale się temu nie dziwię, bo wiele osób w rodzinie jadło to normalnie jak chleb! I u nas też na głębokiej wsi do tej pory się mówi zamiast: "bochenek chleba" to "bułkę chleba". Mnie akurat pasiło, że to jest niesłodkie - już od dziecka wolałam inne smaki :-) Buziaki!
UsuńApetycznie się prezentuje
OdpowiedzUsuńProszę o wypisanie składników tej bułki ? Niestety mieszkam zbyt długo za granicą i nie rozumiem do końca. Za małego babcia robiła coś podobnego.
OdpowiedzUsuńOj, bardzo przepraszam, ale z powodu zabiegania przedświątecznego dopiero dzisiaj zajrzałam na komentarze do moderacji. Pewnie już za późno na święta upiec, ale po południu usiądę i postaram się jakoś ogarnąć te składniki. Babcia robiła wszystko "na oko" i ja teraz też piekę bez gramatury... Na Nowy Rok będzie można upiec! Pozdrawiam serdecznie i życzę miłych świąt!
UsuńDziekuje. Czekam, chce wstecz do lat jak babcia robiła bulke. Na nowy rok też będzie super taka bułka
UsuńSzukam od kilku lat przepisu na bulke mojej babci i po zdjęciach wydaje sie taka sama jak mojej babci więc muszę sprobowac
UsuńDodałam bardziej szczegółowy przepis. Proszę dać znać, czy wyszło!
UsuńJest Pani super. Napisze czy wyszło. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
UsuńBułeczka zrobiona, wyszla w 95% jak mojej babci z podparpacia, smak dziecinstwa praktycznie odwzorowany. Ale mam pytanie, czy u Pani środek jest mięciutki taki jak "chmurka" nie wiem jak to opisać - gdy już zrobiła się chłodna?
OdpowiedzUsuńA witam noworocznie! W naszej bułce cały wypiek, do samego środka, jest z gęstego, "intensywnego" ciasta. Podejrzewam, że leciutkie wnętrze to skutek innej mąki. My używamy chlebowej, ze starej pszenicy wąsatki (którą z radością uprawiam), więc udaje
Usuńsię odwzorować smak dzieciństwa 1:1. Cieszę się, że wyszła nawet z dala od Podkarpacia :-) Aha, i jeszcze dodam, że ta bułka pod nazwą "bułka brytfon" jest na ministerialnej liście produktów tradycyjnych, właśnie z rodzinnej wsi BB. Tam przepis nieco się różni, ale "idea" jest ta sama :-) Link tutaj:
https://www.gov.pl/web/rolnictwo/bulka-brytfon
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńszukając przepisu na "niedzielną" śniadaniową bułkę znalazłam Pani blog. Upiekłam ją zastępując zwykłą mąkę pszenną mąką tortową orkiszową. Wyszła tak pyszna, że teraz mąż i syn czekają na tę bułkę co tydzień, a ja piekę, piekę...
Jemy ją nawet do kawy zamiast słodkiego ciasta. Zostaje z nami na zawsze.
Polecam zamianę mąki i eksperymenty.
Czy mogłabym wykorzystać przepis na bułkę w poście na facebooku dot. Świąt Bożego Narodzenia? Z oryginalnym słownictwem Pani Babci oczywiście.
Pozdrawiam serdecznie.
Renata
p.s. nie znalazłam Pani adresu e-mail, pytam tutaj.
Oczywiście, że tak! Bardzo się cieszę, że to ciasto (w końcu raczej z bieda-kuchni Podgórza) tak Państwu smakuje :-) A nasza piękna gwara także zasługuje na rozpropagowanie. Nie próbowałam piec na orkiszowej, bo uprawiam teraz swoją starą bio pszenicę (wąsatkę) i ciasto jest znakomite. Jeszcze raz zapewniam, że jest mi bardzo miło.
UsuńAha, i jeszcze proszę zobaczyć moją odpowiedź na komentarz powyżej, bo ta bułka już jest utytułowana, ku naszej radości :-)
UsuńWiem, znalazłam tę informację na stronie Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Bułka sobie zasłużyła na ten wpis.
OdpowiedzUsuńProwadzi Pani fantastycznego bloga, pisanego świetną polszczyzną, co nie zdarza się tak często w internecie. Wszystkie teksty czyta się jednym tchem, jak jakąś ciekawą książkę, są podawane w dowcipny sposób, rozbudzając wyobraźnię!
Będę sukcesywnie korzystała z przepisów, czekając na kolejne wpisy.
Pozdrawiam ciepło, życzę zdrowia i proszę nie zaprzestawać!
R. z Rzeszowa
Bardzo, bardzo mi miło :-) Byłam dzisiaj w Rzeszy (tak moje dzieci mówią na stolicę naszego województwa) i ucieszyłam się, że miasto tak wyładniało.
UsuńP.S. Co do tej świetnej polszczyzny to zdania są podzielone, bo nie każdy trawi mój specyficzny język :-D Ale blog jest właściwie książką kucharską dla naszej Hurmy i Czeredy, nie przypuszczałam, że znajdzie i innych czytelników. Ja także życzę wszystkiego dobrego i radosnego gotowania (oraz konsumpcji :-D)