Ten chlebuś zawładnął podniebieniem zarówno dziadka, jak i wnuczki. I dlatego, wzięta w podwójny szach, muszę go piec niemal co drugi dzień (z przerwami na MÓJ chleb - kwaśny, pszenno-żytni i dużo cięższy, np. ten przepyszny ukraiński). Bardzo dobry i długo świeży jest też chlebek Maminka (o ten!), najlepiej na domowym majonezie 😋
Drożdże ucieramy z cukrem w miseczce. Dodajemy mleko i mąkę, mieszamy. Do misy miksera wsypujemy mąkę i robimy dołek. Wlewamy do dołeczka zaczyn, lekko przysypujemy mąką zagarniętą z boków i odstawiamy pod przykryciem w ciepłe miejsce. Gdy zaczyn „wyjdzie” na mąkę i będzie spieniony, dodajemy sól, ciepłe mleko z rozpuszczonym w nim masłem i wyrabiamy ciasto, aż zacznie odchodzić od ścianek.
Wyrobione ciasto przekładamy do podłużnej foremki, w której będzie rosło. Moja jest z jakiejś niemieckiej, solidnej stali, więc nie trzeba jej niczym smarować. Ciasto jest lepkie i dość wolne, dlatego warto ręce natłuścić, albo (szczególnie przy wyrównywaniu wierzchu) zmoczyć wodą. Posypujemy czarnuszką, słonecznikiem albo makiem (od razu na tym etapie, potem wszystko zjeżdża z wyrośniętego wierzchu) i delikatnie nakrywamy pergaminem lub folią spożywczą (najlepiej też natłuszczoną). Za pierwszym razem nakryłam ściereczką, ale ciasto rośnie długo i wysoko – no i zdjęłam ściereczkę razem z wierzchnią warstwą chleba (i z tą całą czarnuszką). Na szczęście nawet taki szurpaty upiekł się dobrze i chociaż nie był wyględny 😆 ale nadal smakował. Ma wyrastać 1,5 godziny.
Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni.
Chlebek bardzo urośnie, parę razy już, już uciekał, alem go po prostu „wepchła” z powrotem do foremki (i nic się nie stało).
Pieczemy 40 minut; w trakcie ze 2-3 razy psikamy wodą z nieśmiertelnego enerdowskiego spryskiwacza (patrz tu 😂) na blachę w piekarniku (robi się wtedy chrupiąca skórka). Wykładamy na kratkę albo przekładamy po wyjęciu na boczek, aby wystygł.
Na drugi, nawet na trzeci dzień jest nadal bardzo dobry, nie kruszy się i nie wysycha (bo jest z mlekiem i masełkiem, mniam!)
P.S. Te podejrzane czarne punkciki na obrusie to czarnuszka 😀
Taki domowy najlepszy, sama właśnie piekę ;-)
OdpowiedzUsuńChlebka mlecznego nigdy nie jadlam, ale uwielbiam mleczne buleczki, które jadlam bardzo czesto. Sklad maja podobny do Twojego chleba, a smak zblizony do chalki.
OdpowiedzUsuńTwój chlebek pieknie wyglada i wierze, ze smakuje.
Tak, maslo jest konieczne, dodaje niepowtarzalnego smaku.
Brzmi smacznie. Nie robiłam jeszcze takiego
OdpowiedzUsuńTo jest też chlebek dla córki i zięciunia, nam również baaardzo smakował! :)
OdpowiedzUsuńTen chlebek wygląda i brzmi wyśmienicie. Dodatek czarnuszki bardzo lubię. :)
OdpowiedzUsuńWnusia i dziadek musieli się zajadać
OdpowiedzUsuńTrafiłaś idealnie w moment kiedy był czas pieczenia chleba:)
OdpowiedzUsuńOczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wypróbowała Twojego przepisu. Chlebek wyszedł superancki. Polecam niezdecydowanym🙂
Myślę, że przynajmniej na jakiś czas zastąpi chleb z majonezem.
Chleb na zakwasie upiekłam dwa razy. Pierwszy był ok ale to podobno tzw sukces pierwszego razu😅drugi skutecznie mnie zniechęcił 🙈
Trzeciego na pewno nie będzie.
Buziaki gorące!
Wygląda pysznie! A jak musi smakować z masełkiem! Boski <3
OdpowiedzUsuńTo coś dla mnie, chlebek. Uwielbiam. Każdy. Ten wygląda pysznie. Spróbuję i zamelduję jak wyszło:)) Uściski posyłam
OdpowiedzUsuńUwielbiam chleby z mlekiem, dłużej zachowują świeżość. Ciekawa jestem, jak smakuje z majonezem.
OdpowiedzUsuńno no wygląda pysznie
OdpowiedzUsuńSuper robiłam chleb z dodatkiem z dodatkiem mleka, szukam z innymi dodatkami i napewno wypróbuję z majonezem.
OdpowiedzUsuńMarzyniu chętnie wypróbuje przepis i zamelduję czy się udał :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.