Piekąc to ciasto śpiewałam sobie: "Ta bułeczka jest pieczona bez przepisu, ta bułeczka jeeeest..."
I wyszła. A jaka puszysta, to specjalnie zrobiłam na zbliżeniu.
Zbliżenie z tą bułeczką jest bardzo miłe.
Ta brązowa plama w środku to domowy dżem truskawkowy mojej Teściowej.
Nie wiem, czy uda mi się odtworzyć przepis, ale gdyby ktoś chciał, to spróbuję, bo nie ma prostszego w mojej bazie danych.
Wygląda istnie jak gompka, napewno dobra jest:) Do takiej chałki to tylko śledzik w occie, trochę keczupu i drink z nektaru bananowego do popitki, mniam :)
OdpowiedzUsuńPS. Mamciu, wyłącz sobie tą cholerną weryfikację obrazkową, wkurza jak trza za każdym razem klepać z koślawych literków. Mnie opiepszyli i usunąłem już ;)
Taką chałkę piekę co drugi dzień Kwiatuszkowi, bo ona lubi. Teraz i Połowiec zajada mocząc w kawie zbożowej
OdpowiedzUsuńChałkę pamiętam z dzieciństwa, a to znaczy, że nie jadłam jakies 100 lat.
OdpowiedzUsuńNo nie Pieprzu, aż takie stare nie jesteśmy, najwyżej 44 coma 4...
OdpowiedzUsuńzbliżenie z bułeczką przeważnie jest miłe...a to takie retro disco...
OdpowiedzUsuńMogę z przyjemnością na śniadanko. I poproszę dużo kruszonki na wierzch. :)
OdpowiedzUsuńMamciu ta chałeczka to wypisz wymaluj widok z babcinych wypieków. Jeju jakie to było pyszne.
OdpowiedzUsuńZdałam sobie sprawę, że muszę i ja chałeczkę zaserwować swojej ekipie. Do mleczka POEZJA !!!!
Pozdrawiam Cię cieplutko !!!