czwartek, 14 czerwca 2018

Baozi - chińskie pierożki na parze

Mójezu! w co to się człowiek nie właduje, żeby się choć trochę popisać... No i udało się, chociaż dopiero obejrzane zdjęcia ujawniły niedostatki anturażu. Nie wystarczą plasterki chili i  wyszmalcowany dla połysku szczypiorek - olej sezamowy, którym skropiłam baozi wygląda jak krwawy pot, który niebacznie skapnął gospodyni ze zroszonego czoła, a na talerzu z "Wawela" to raczej pierogi z gryczaną powinny spoczywać...
Ale co tam, grunt, że było pysznie! Choć nieortodoksyjnie.
Te pampuchy są bardzo miękkie, puszyste, a w "łagodnym" cieście znajdujemy niespodziankę - orientalne, lekko chrupiące nadzienie o zdecydowanym, pikantnym smaku. Troszkie certolenia jest z tym dankiem, dlatego warto wykorzystać owoce żywota swego w charakterze pomocników :-D
SKŁADNIKI:
na ciasto: 
- 40 dkg mąki luksusowej,
- szklanka ciepłej wody,
- 1-2 dkg świeżych drożdży (dałam "na oko", mniej więcej tyle, co na łyżce stołowej),
- 2 łyżeczki cukru,

- 1 łyżeczka soli,
- 2 łyżki oleju rzepakowego.

na nadzienie:
- kawałki kurczaka (może być usmażona pierś, albo jak u mnie to, co obrałam z rosołowego kadłuba i zręcznie podrasowałam przyprawą "5 smaków" Kamisa),
- marchewka pokrojona w zapałkę,
- takoż skrojony por,
- i takoż imbir (no ten może w takie przedwojenne zapałeczki podzielone na czworo; BB mówiła, że przed wojną się dało je podzielić. I jeszcze węgiel był we wiosce :-DD),
-  2 - 3 ząbki czosnku,
- 2 cebulki dymki razem z cybuchami,
- chili w płatkach wg uznania,
- sos sojowy do smaku,
- ocet winny jw. (wiem, wiem, powinien być ryżowy, ale wujkowego konia z rzędem temu w naszej wiosce, kto się kapnie!),
- i cukier, do smaku a jakże!
WYKONANIE:
Zrobić zaczyn drożdżowy z wody, cukru i drożdży, a potem wyrobić go z resztą składników, aż przestanie się lepić do rąk. W zasadzie prawie przestanie, no chyba że chce nam się myć robota kuchennego, który odwali za nas tę robotę lub możemy wykorzystać w/w pomagierów. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (około godziny). 
W tym czasie przygotować "faszer":
Na patelni mocno rozgrzać olej. Tak, to kanonicznie powinien być wok, ale - zważywszy na ceny dobrych woków - raczej nie kupię go sobie w najbliższej pięciolatce. Sąsiad z Budzisza ma poniemiecki hełm, bo tam stał długo front, ale nie chce oddać, bo od czterdziestego czwartego karmi w nim kury. Na olej wrzucić  marchewkę, podsmażyć, potem imbir i posiekany czosnek, kurczaka, chili, cebulkę, a na końcu na chwileczkę pora (szybko mięknie). Przyprawić wyraziście, bo inaczej smak zginie w nieco "bezpciowej" okrywie.
Wyrośnięte ciasto jeszcze trochę wyrobić, podzielić na 16 części (na 16 wychodzą równe kawałki - metodą: na 2, na 2, na 2 i na 2). Poza tym nie mam tego szpeja bambusowego do gotowania na parze (hmmm... przetak wujanki?) i korzystam z przydasia zastępczego ( o tu klik), a to jest dość małe. Każdą kulkę wywałkować na placuszek, lekko sklepać (scieńczyć) mu brzegi, szczodrze nadziać i zawinąć brzegi do góry, mocno ugniatając "na falbankę" (miała powstać jakoby chryzantemka, wyszły raczej takie czubki, ale nic to). Pierożki od spodu wysmarować olejem, coby nie przylgnęły do sitka (najpierw próbowałam posmarować sitko, ale olej zaraz  wylądował w wodzie). Parować pod przykryciem na dużym ogniu około 15 minut.
A polewka z oleju sezamowego rzeczywiście pasuje.

7 komentarzy:

  1. Marzyniu, uśmiałam się do łez ze wstępu :0
    Na pewno nie przyrządzę tych pyszności, ale warto było sobie obejrzeć je u Ciebie.
    pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło Matko i Córko. Nareszcie! Nie dość, że cię wieki nie było, to na dodatek 2 uderzyłaś z górnego C tym daniem. Nic tylko brać się za ugniatanie:))
    Pozdrowionka posyłam

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę pracochłonne, ale efekt i smak wszystko wynagradza; pozdrawiam serdecznie ;-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mniam, też mzm ochotę takie zrobić od jakiegoś czasu☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Ajajaj...jadłabym, jadła! Tylko ta ilość roboty mnie przeraż, bo ja jednak leniwa jestem.

    OdpowiedzUsuń
  6. .. i jeszcze powinno się je maczać w jakimś sosie ostrym, z tego co kojarzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj to ja jeszcze muszę kolka lat poczekać żeby mi latorośl przy takich smakolykach pomagała... ;)

    OdpowiedzUsuń