poniedziałek, 9 grudnia 2024

Tęczowa kostka czyli kolorowy chapsik dla wnuczki

 

Właściwie miał to być tęczowy, ekspresowy sernik na zimno, o pięknie układających się, grających kolorami warstwach ... Tiaaa... 
Helenka wykonała go mistrzowsko (klik!) i Marzynia też chciała olśnić rodzinę, widząc już oczami wyobraźni, jak najpierw podziwiają idealnie gładką, kuszącą kopułę, a potem wysławiają artyzm kulinarny Umiłowanej Przywódczyni😂
Niestety. Przygotowawszy 5 porcji serka labneh (sama zrobiłam!) z bitą śmietaną i galaretkami w pięciu smakach i kolorach, zorientowałam się, że nie ma mowy, by ta ilość weszła do silikonowej, fikuśnej formy. Złapałam więc największą michę plastikową i pracowicie wylewając łyżką kolejne warstwy napełniłam ją w całości, zadowolona, że będzie duuużo!
Ale miska była szurpata. 
A że Marzynia - wiadomo - ślepawa, więc sprawa się rypła dopiero na drugi dzień rano. 
W żaden sposób nie dało się odkleić massy od ścianek. Wizja wypełniania komory zlewu wrzątkiem i odtapiania sernika od ścianek miski tak mnie zniechęciła, że poszłam w rozwiązanie siłowe. Odkuwszy deser od naczynia, ze smutkiem spojrzałam na nieforemne tęczowe bołdy. Małżonek, dyszący mi w kark w oczekiwaniu na początek konsumpcji, stwierdził, że przecież nic się nie stało, bo liczy się smak. 
A smak był pyszny.
Więc dzieciom wykroiłam co lepsze porcje, a reszta została już niedbale pocięta w   kawałki, które można było wpakować na raz do paszczy.
Rozchmurzyłam się dopiero, gdy okazało się, że Matyldzia i tak jest zachwycona💖