sobota, 23 stycznia 2010

Jajka w koszulkach czyli kulinarna mistyfikacja, czyli na tropie kuchennych snobizmów - jajka poszetowe

Oho, sparło Marzynie na nowe smaki...  Przez 42 lata w życiu jadła jaja pod każdą postacią, ino nie w koszulkach, czyli (z pańska-europejska wyrażając się) - poszetowe.
I ciort namanił tego Lidla,  w którym też byłam pierwszy raz w życiu, a w każdym razie pierwszy raz w naszym mieście. Mieli tam chemiczną rukolę i świecącą mieszankę sałat. Świadoma zagrożenia, ale sakrucko spragniona zieleniny, Mamcia kupiła te trowke. Przy kombinowaniu, z czym ją podać, padło na zachwalane na dziesiątkach blogów, jedyne, NIEPOWTARZALNE, jajka w koszulkach.
No to żem zrobiła. Jury było w składzie: Jurand, Martik, Karola.
Po ugotowaniu 4 jaj (na szczęście wylądowały w przepastnych brzuszkach młodzieży w wieku dojrzewania) wyszło mi coś, co mniej więcej w przybliżeniu wygląda jak obrabiane komputerowo (?) zdjęcia owych jaj na blogach i witrynach kulinarnych.
 
Kiedy już Jurand pożarł (nie przeczę, pochwalił) owo jajo w koszuli, doszłam do wniosku, że szkoda czasu i atłasu - trza wrócić do siermiężnej rzeczywistości.
I dla siebie już jajca normalnie usadziłam na masełku z oliwą.
Były tak pyszne z tą surówką, że szkoda gadać.
I po co, po co się było szarpać na francuszczyznę? Brillantem de Savarin i tak nie będę, a ile surowca i pracy zaoszczędzę...
-->
Ponieważ jest tu jeden, co bardzo lubi jajeczka z lejącym żółtkiem, to jednak podam ten przepis na „koszulkowe”, chociaż – to oczywiście moje zdanie – o wiele lepiej smakują usadzone na patelni (np. na dołkownicy). Trzeba liczyć się z utratą dużej części białka i dużej części zdrowia psychicznego, aby nie dopuścić do rozlania się potrawy jako wodnej jajecznicy. Zaznaczam, że jajka były bardzo świeże, domowe, od prawdziwych grzebiących kur, więc albo jestem nieudolną kucharką, albo ta przekąska jest dla mistrzów kuchni.
Wyzwaniem jest tutaj takie „usadzenie” jaja w wodzie, aby żółtko się nie rozlało, a białko otoczyło go jak koszulka torsik. Woda musi łagodnie pyrkotać i być trochę osolona i zakwaszona octem (tylko nie za bardzo, żeby nam nie wyszły kwaśne jaja).
Jakie są metody „usadzania”? Przekonana, że to łatwe i że jajko zaraz mi się zetnie, wbiłam (zgodnie z przepisem na blogu Grumka) delikatnie jajeczko do wody. Owszem, żółtko się nie rozlało, ale białko już tak i wyszło mi coś na kształt placka z nadzieniem z lejącego się żółteczka. A jednak zjedli i to.
Drugi raz już wbiłam do filiżanki i zagarniałam łyżką białko na żółtko. Nie wiem, czy to coś pomogło, bo co prawda warstwa białego na żółtym była już grubsza, ale nadal zbyt cienka, a wodę musiałam wylać z powodu pływających w niej farfocli.
Za czwartym razem wzięłam małą chocheleczkę, posmarowałam olejem, wbiłam ostrożnie jajo i razem z chochelką zanurzyłam we wrzątku. Kiedy trochę się ścięło z duszą na ramieniu chlupnęłam je do wody. Ten sposób jest najlepszy, tylko po co się tak pitolić? Jak ktoś ma dietę, to lepiej zrobić na miękko.
Za to sposób podania tego poszeta, podpatrzony na blogu Ireny i Andrzeja, jest naprawdę świetny.
Oryginalny przepis jest tu.
Ja nieco zmodyfikowałam i zrobiłam tak:
Kopiate łyżki jogurtu greckiego, śmietany i majonezu wymieszać w misce. Dosolić, dopieprzyć do smaku, wcisnąć 3 ząbki czosnku. Mieszankę sałat porwać rękami na kawałki, lekko posolić, pokidać tym sosem (nie za dużo) i wymieszać. Resztę sosiku schłodzić.
Ugotować poszeta, wyłożyć na posłanko z sałaty. Popieprzyć, posolić do smaku. Polać zimnym sosem czosnkowym i delektować się kontrastem między smakiem gorącego jajka i zimnego sosu.

4 komentarze:

  1. O to bardzo moje żarcie...jaja pod każdą postacią uwielbiam.Na twardo,miekko,sadzono..W ogóle kiedyś w moim domu ulubionym obiadem były ziemnaczki,jajo posadzone, surówka z kiszonej..:).....

    OdpowiedzUsuń
  2. Orzesz rym do bolera... normalnie pompidu mi tu walnęłaś. Ok... wykorzystam i to...a tymczasem, tiramisu ciachowe letem robić. Więc? Zakasam kiecę i lecę...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja miałam dziś na kolację jajecznicę z pieczarkami i szczypiorkiem - ale muszę przyznać, że twoje jaja to szał ciał.

    OdpowiedzUsuń
  4. co do jaj...to jestem ponoć mistrzem jajecznicy :)

    OdpowiedzUsuń