No nie mam lepszego zdjęcia. Redaktor bloga czyli tu obecna Marzynia nie odpowiada za głupie skojarzenia - to na talerzyku to jest PRZEPYSZNA PASTA Z PAPRYKI!
Coś pomiędzy adżyką Emki Ziemianina a ajwarem. Samo wyżeranie tego łyżeczka jest już rozkoszą dla podniebienia. Zasadniczo pobieżnie to (oprócz suszonych pomidorów) jedyny dar lata przetworzony przeze mnie i zamknięty w słoiku. A tak to leciało:
3 kilo pomidorów,
3 kilo czerwonej papryki,
6 papryczek chili (albo więcej albo mniej, wg uznania),
dużo ząbków polskiego czosnku (nie wiem zaiste ile, mam drobniutki czosnek od pana Edzia z działki i obrałam katorżniczo jakieś milion ząbeczków, zresztą każdy sobie sam może dobrać proporcje),
sól, cukier, pieprz,
ocet balsamiczny,
oliwa lub olej.
WYKONANIE:
Najwięcej dłubaniny jest z papryką. Nie ma bata - ze skórami nie będzie. Trzeba rozpłaszczyć połówki oczyszczonych papryk na blasze i pod grzałką grilla mocno opiec skórkę, aż pojawią się czarne bąble. Następnie przykryć szczelnie w garnku i kiedy wystygną obrać ze skórki. Z pomidorami jest mniej roboty - potrzymane we wrzątku i przelane zimną wodą same wyskoczyły mi ze skórek. Można też chyba użyć jakiegoś przecieru pomidorowego, passaty czy cóś. Papryczki chili wypestkować, no chyba że chcemy ziać ogniem - ja pokroiłam je w ćwiartki i dodałam do pulpy w kawałkach umożliwiających wyłowienie, gdy pasta stała się już dość ostra, a jeszcze nie stawiająca oczu w słup.
Pomidory pozbawić pestek np. metodą dłubania palcem i gniecenia (uwaga na sikający znienacka z wnętrza sok). Następnie albo zemleć w maszynce, albo zmiksować z upieczoną papryką i czosnkiem. Wylać do wielkiego gara na rozgrzaną oliwę, mnie weszło chyba około szklanki oliwy pół na pół z olejem (przyoszczędłam troszkie). Doprawić solą, octem balsamicznym i cukrem. Odparowywać mieszając i bardzo uważając na przywieranie, do stadium dość gęstej pasty. Niesłuchanie przydaje się płaska sitkopokrywka, bo lubi bulknąć na pół kuchni i w wytrzeszczone nad garem ślipia.
Smak "chytamy" wg gustu (nie dyskutując) - mnie podchodzi taka dość pikantna, czosnkowa, z nutą słodko - kwaśną. Jadłam też taki para-ajwar z dodatkiem kolendry, ale ja wole bez, zresztą zawsze można potem dodać zioła, jakie się chce, na świeżo. Aha, trzeba mieć też zapas małych słoiczków, w których pasteryzujemy ze 20 minut gotową pastę.
Kupione w sklepie pasty, nawet ta z "Podravki" się nie umywają!
Roladki z cukinii
9 godzin temu
Nie miałam przyjemności jeść takiej pasty .A z czym to się je?
OdpowiedzUsuńJak zwykle bardzo kolorowo opisujesz sposób wykonania .. Bardzo lubię Cię czytać :-)
OdpowiedzUsuńJeśli smakuje tak jak nie wygląda, to musi być miszczostfo ;) D.
OdpowiedzUsuńJess, Miszczu, tak smakuje. Mam zapas, mógbyś sie ruszyć spod tego Krosna!
OdpowiedzUsuńWitaj.Często robię podobny sos.Często tz. jak papryka jest tania,czyli właśnie teraz.Dodaję zamiast małych papryczek chilli - sambal oelek i trochę słodko pikantnego sosu chille -tao-tao.Czasami również bakłażany.Bardzo dobry sos, ale jak piszesz skórki trzeba koniecznie zdjąć.Pozdrawiam Christopher
OdpowiedzUsuńNie żeby mi się jakoś kojarzyło hihihi;)Niemniej jeśli polecasz to musi być pycha
OdpowiedzUsuńWłaśnie moja mama przywiozła nam z Chorwacji kilka słoiczków i teraz mój synuś zastanawia się co z tym zrobić :):):) Nie podpowiem mu , bo nie ma jak inwencja twórcza :):):)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem piękny. Ja wiem jakie to pyszne i dlatego mi się dobrze kojarzy. Po kilku latach męczenia się z papryką nie opiekam ich przed skalpowaniem, tylko wypestowane podsmażam czy raczej podduszam na oliwie, pod wpływem gorąca skórka się oddziela i wtedy przecieram przez sito. Dodaję też bakłażany, ale w tym roku spróbuję twojej wersji bo strasznie mnie zaciekawiłaś opisem. Wogóle zresztą fajny ten twój blog. Pozdrawiam. Nadia
OdpowiedzUsuńNo cześć Nadiu, dzięki za pozdrowienia i miłe słowa. Rzeczywiście chyba przejdę na twój sposób, bo jest dłubaniny z ta papryką i pół kuchni jest zaświnione. Chociaż upieczona jest lepsza w smaku :-)
UsuńCzemuż nie wpadłam wcześniej na to, żeby zrobić sobie taki domowy ajvar. :( No cóż pewnie zrobię dopiero za rok - warzywa wtedy najlepsze. :)
OdpowiedzUsuń