Jak widać po anturażu, ciasto było pieczone na wielkanocny stół. Słoweńcy pieką ten rodzaj strucli w okrągłych formach na babę. Moja karbowana foremka była ciut za mała i mąż przydybał mnie już po północy, klęczącą przed piekarnikiem i wgapiającą się przez szybkę w uciekające (zapewne do ojczyzny) ciasto.
A na poważnie - ciasto jest wspaniałe. Podobno tam MUSI być na świątecznym stole i nie dziwię się: puszyste, a jednocześnie "masne", pachnące, nadziane orzechową masą... zdetronizowało wszystkie tegoroczne słodkości!
SKŁADNIKI:
Ciasto:
600 g mąki pszennej (typ 550),
40 g drożdży (świeżych oczywiście nie uświadczył w sklepie, więc dałam suche: 2 torebki Oetkera),
140 g cukru,
4 żółtka,
200 ml mleka,
140 g masła,
kilka kropel esencji waniliowej,
szczypta soli.
Masa orzechowa:
400 g orzechów włoskich (ponieważ cena orzechów włoskich zwaliła mnie z nóg, dałam pół na pół orzechy z migdałami, bo słupki migdałowe nie wiedzieć czemu były przecenione - chyba nadzienie było jeszcze pyszniejsze),
120-130 g cukru pudru,
3 białka (od tych żółtek),
kilka kropel esencji orzechowa lub migdałowej.
WYKONANIE:
W misie robota połączyć suche składniki (tiaaa, Marzynia już łapkami praktycznie nic nie wyrabia, chyba że na jakimś spidzie). W rondeleczku podgrzać mleko, rozpuścić w nim masło, wystudzić do letniego, rozbełtać w tym żółtka. Wlać mokre do suchych, wymieszać łapką i wyczaić, czy nie jest "pod ręką" zbyt twarde lub za rzadkie. Ewentualnie dosypać nieco mąki lub dolać mleka. Wyrabiać hakiem do drożdżowego na wolnych obrotach, aż będzie naprawdę gładkie i elastyczne. Przykryć podwójnie ściereczką i postawić w cieple do wyrośnięcia (przy suszonych drożdżach potrwa to około godziny).
W tym czasie zrobić nadzienie orzechowe: pani Maria mieli je w maszynce, ja je starłam w takim piprztyku do bakalii (to nie jest to samo - maszynka miażdży orzechy, a młynek skrawa, ale wyszło i tak pysznie). Białka ubić na sztywno z cukrem pudrem, dodać zmielone orzechy (i migdały), aromat i ewentualnie nieco mleka, gdyby masa nie była smarowna.
Ciasto lekko przerobić, rozwałkować na prostokąt o dłuższym boku równym obwodowi formy - hie, hie, ten problemat profesora Czelawy rozwikłał mi Martik metodą "nitkowania rantu" 😆 Rozsmarować nadzienie, zwinąć jak struclę. Ponieważ było późno, a ciasto stawało mi okoniem (znacie ten problem - wałkujesz z całych sił, a ono wraca jak naciągana guma do stadium wyjściowego), więc rozwałkowałam ile się dało i wewaliłam grubą warstwę orzechów. Potężny wał ciasta upchnęłam w silikonowej formie, zlepiając końce. Włączyłam piekarnik - wciąż niestety termoobieg, 150 stopni, środkowa półka. Teraz potica wyrastała już tylko pół godziny, bo drożdże solidnie ruszyły. Wypełniające formę ciasto nie dość, że pęczniało w oczach, to jeszcze tradycyjnie zaczęło się jarać z jednej strony od termo, więc musiałam otwierać piekarnik (czego podobno absolutnie się nie robi przy drożdżowym). Najpierw mus było go przykryć papierem do pieczenia, potem gorący samum oczywiście zdmuchnął papier, więc co 15 minut obracałam formę. Niestety Martik zrejterował mi z placu boju, bo nie był w stanie wytrzymać stresu (NA PEWNO mamo coś schrzaniłaś, jak ty się obchodzisz z tym ciastem!) i poszedł spać.
Samotny biały żagiel Matki dopłynął do przystani po 65 minutach, o pierwszej w nocy. Ciasto było wspaniałe.
Drobiowe kieszonki z pieczarkami i serem żółtym
1 godzinę temu
piękna babka !
OdpowiedzUsuńgratuluje i pozdrawiam
ps.bardzo lubię Twoj blog,dziekuje,ze go piszesz :)
Ale jestem brzydakiem, dopiero teraz dziękuję Joli za miłe słowa :-) Pozdrawiam!
UsuńBabka jak marzenie. Wyrośnięta i puchata. Nie widać całego zamieszania przy jej pieczeniu😅Nie raz już przerabiałam podobne akcje w kuchni.Efekt końcowy się liczy a ten u Ciebie jest imponujący. Mam wszystko co potrzeba więc jak trafi się jakieś wolne to wypróbuję przepis. Pozdrawiam Ciebie i rodzinkę. Dziękuję za wsparcie. Zdrówka życzymy ❤️🍀
OdpowiedzUsuńTak było, potwierdzam! Już myślałam, że nie wyjdzie i trzeba będzie odwołać święta :D Jest pyszna także następnego dnia (i jeszcze kolejnego, o ile wytrzyma)!
OdpowiedzUsuńPomieszam z mielonymi arachidami. Lubię orzechowe smaki a ciasto drożdżowe uwielbiam. Baba wygląda przepysznie! Ela P.
OdpowiedzUsuńChociaż arachidy to nie orzeszki, ale także je bardzo lubię :-) Zresztą migdały też nie orzeszki! Wszystko, co nam pasuje, można wsadzić do tego ciasta - byle nie było zbyt mokre :-) Moje boje z poticą dają nadzieję, że mimo błędów ciasto się uda :-)
Usuńpozdrawiam serdecznie - Marzynia
Niebo w gębie!
OdpowiedzUsuńPani Diano, ktoś, kto kazał pani wchodzić na blogi i wpisywać komentarze od czapy nawet takim niszowym blogerek jak ja chyba nie ma bladego pojęcia o mentalności ludzi. Nie tylko nigdy skorzystam z NICZEGO, co oferuje najtańszy stacjonarny, ale także skutecznie zniechęcę do tego moich znajomych.
Usuńzapisuję i zrobie na pewno bo orzechów mam jeszcze dwie wielkie torby z biedronki :)))
OdpowiedzUsuńJaka baba! A jak to zostało opisane:))). Zaśliniłam się nie tylko z chuci ale i z radochy.
OdpowiedzUsuńMoże na razie nie upiekę, bo drożdże ciągle są na minusie ale jak tylko wrócą dobre czasy, to na pewno. Tym bardziej, że drożdżowe moje ukochane. Ściskam mocno i macham z daleka:))