-->
Kiedy zobaczyłam te bułeczki na blogu Kucharnia, wiedziałam, że trzeba je upiec. Przepis z lekka zmodyfikowałam, przede wszystkim nie miałam pietruszki, więc dałam suszony lubczyk (były jeszcze bardziej pociągające, mniaaam!).
No i zrobiłam 16 bułeczek, łatwiej było je dzielić z wałka ciasta i łatwiej rozmieścić na kwadratowej blasze. Wyszły takie jakby drożdżówki, tyle że ze słonym nadzieniem. Są niesłychanie aromatyczne, miękkie w środku a chrupiące z wierzchu. Tak więc dochodzę do wniosku, że 16 to także za mało, najlepiej robić od razu z podwójnej porcji.
Oczywiście zrobiły mi się księżycowe dziurki, bo kiedy ciasto rosło, zasiedziałam się u babci na imieninach i po powrocie zastałam w misce piankę ciastową. Mimo to upiekły się znakomicie.
Przepis podaję za panią Anną – Marią, która z kolei wzięła go od Dorotusia, a ta jeszcze skądś, w każdym razie - kto by to nie był, to stworzył przepyszny wypiek.
SKŁADNIKI
400 g mąki pszennej chlebowej,
20 g drobnego cukru (miałam tylko normalny, nie wiem, co to za różnica)
pół łyżeczki soli,
1 łyżeczka drożdży suchych (4 g) lub 8 g drożdży świeżych (dałam suche),
260 g mleka,
30 g masła, roztopionego.
Na posmarowanie:
1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka (u mnie żółtko z łyżką mleka konsens)
WYKONANIE:
Wszystkie składniki na ciasto umieścić w misie miksera i wyrobić hakami do ciasta drożdżowego. Ciasto powinno być gładkie i bardzo dobrze wyrobione. Przełożyć do natłuszczonej miski, przykryć ściereczką i pozostawić do podwojenia objętości (1,5 h lub dłużej, w zależności od temperatury otoczenia) – no u mnie to było 2,5 godziny, więc dziurki w cieście są za duże, ale niech tam!
Po tym czasie ciasto podzielić na 12 równych części (ja na 16, metodą: na pół, na pół, na pół i na pół, trzeba wziąć ostry nóż).
Uformować z nich kulki, następnie każdą spłaszczyć i ulepić w podłużną bułeczkę (tak, jak lepicie pierożki), układając złączeniem do blachy. Nie lepiłam pierożków, bo ciasto nie chciało się lepić, natłuszczonymi rękami ponaciągałam pod spód, żeby wyszedł w miarę kulisty kształt, a potem uturlać w rękach.
Przykryć, pozostawić na 30 minut do ponownego wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Ja ułożyłam na blaszce, na macie silikonowej (polecam po raz kolejny) i przykryłam drugą matą, natłuszczona olejem.
W tym czasie przygotować nadzienie:
SKŁADNIKI
60 g miękkiego masła,
4 ząbki czosnku drobniutko posiekane,
2 łyżeczki suszonej pietruszki (dałam lubczyk)
Wszystkie składniki rozetrzeć lub zmiksować. Włożyć do rękawa cukierniczego lub woreczka, w którym odetniecie róg (ja nakładałam łyżeczką do kawy).
Wyrośnięte bułeczki posmarować jajkiem. Ostrym nożem naciąć do połowy, wycisnąć w to miejsce nadzienie (niestety, nie dały się naciąć nawet żyletką. Z lekka zniecierpliwiona porobiłam w nich dołeczki i tam nałożyłam nadzienie. Myślę, że mój sposób jest jeszcze lepszy).
Piec w temperaturze 180ºC przez około 15 minut (ja chyba ze 20 minut, w każdym razie do ładnego zrumienienia). Podawać ciepłe.
U mnie na drugi dzień została tylko jedna, którą zamknęłam na klucz, żeby zobaczyć, czy nie sczerstwieją za bardzo. Nie sczerstwiała, była nadal wyśmienita.
A jak sprawdziłaś, co się z nią stało, to co się z nią stało? :D
OdpowiedzUsuńA z czym Mażęciu luba, bo nie zajarzyła?
OdpowiedzUsuńZ bułeczką. Przyznaj się, pochłonęłaś, czy można przyjeżdżać i pożreć?
OdpowiedzUsuńDzedzarło...
OdpowiedzUsuńAle przyjeżdżaj, mój skarbie, przyjeżdżaj!
wyglądają pysznie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam bułeczki czosnkowe. Jeszcze podane z paluszkami krabowymi, mniam :)
OdpowiedzUsuńMarzyniu jesteś niesamowity "pracuś"! A ja nie wiem, co mam bardziej podziwiać: kunszt kulinarny czy fotograficzny? Gdyby nie te fantastyczne zdjęcia, pewnikiem nie zwróciłabym uwagi na same bułeczki... Moje "kubeczki smakowe" tolerują jedynie drożdżówki słodkie:):):)Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i słonecznie.
OdpowiedzUsuńMarzyniu trzymaj bułeczki pod lnianą ściereczki - przybywam!!!! Dostałam - dziękuję. W lipcu nie, a w sierpniu???? Ja mam wolne!!!Skrzynka mi się zbiesiła i nie mogę wysyłać poczty:(
OdpowiedzUsuńWpadam wieczorem i od razu robię się głodna ;))) Nie powinnam w końcu w nocy w lodówce siedzieć , ale nie mogę się oprzeć ;)))
OdpowiedzUsuńno to zaszalałaś Marzyniu kochana gdyby było bliżej to już u Ciebie bym w kuchni siedziała :)) a zajrzałam do nowego bloga i zastanawiam się kiedy Ty na to wszystko znajdujesz czas???? pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWitam! Ogromnie się cieszę, że miałam skromny udział w tych pięknych bułeczkach! Dodatek lubczyku brzmi świetnie! Pozdrawiam serdecznie i kolejnych równie udanych wypieków życzę:)
OdpowiedzUsuńP.S. Czy to Pogórze koło Skoczowa? Bo jeśli tak, to nie mamy do siebie tak bardzo daleko!
Nie no! Ja się przez Ciebie utuczę!
OdpowiedzUsuńdobre do pyfka?
OdpowiedzUsuńO, nie. Bułki robiłam raz w życiu i wyszły mi takie, że jakby rzucił w łeb, to by zabił. Zdecydowanie wolę te z osiedlowej piekarni.
OdpowiedzUsuńTak, tajemniczy d., pyszniutkie pod chłodne pyffko.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że żyjesz :-D
Całuski :-*
Bułeczki wygladają wspaniale, z tym nadzieniem na jednej bym chyba nie skończyła :)
OdpowiedzUsuńApetyczne. Niestety ja mimo wakacji nie mam tyle czasu. Wczasowicze są meczący:)
OdpowiedzUsuńwyglądają zabójczo, u mnie w domu pewnie i też by było mało 16 bułeczek
OdpowiedzUsuń