Zapewne każdy już spotkał się z tą potrawą,
jednak Martik nalegał, bym ją wrzuciła na bloga, bo zamierza takie robić często, gdy
już będzie „MamciąMartikiem”.
Moje „gołe gołąbki” różnią się tym od innych, że
zawierają i ryż, i kaszę jęczmienną. Zrobiła takie kiedyś kolejna ze świetnych
kucharek z Bandrowa (i notabene też przyszywana siostra) Ziutka, zachwalając
potrawę jaką tanią, sytą i awantażowną :-D
SKŁADNIKI:
pół główki średniej
kapustki,
kilo mielonej wieprzowiny (oczywiście kłania się mój wieprzuś),
torebka ryżu (10 dkg),
torebka kaszy jęczmiennej,
3 jajka,
2 średnie cebule,
ulubione przyprawy (no sól i pieprz musowo, ja dałam jeszcze trochę kminku i majeranku,
bo pasują do wieprzowiny),
2 ząbki czosnku,
podwójna porcja sosu pomidorowego,
olej do smażenia.
WYKONANIE:
z kapusty wyciąć głąb i grube nerwy,
pokroić w kawałki i posiekać w malakserze. Ja nie mam malaksera, więc partiami zsiekałam
ją w blenderze (a Ziutka to wręcz starła na grubej tarce, ale ona ma krzepe w
ręcach).
Mięso wyrobić z solą i przyprawami jak na sznycle (gdzieś tam w Polsce
mówi się na sznycle: mielone), dodać kapustę, SUCHY (nie ugotowany!) ryż i
kaszę, jajka, przeciśnięty czosnek i starte na tarce lub usiekane w blenderze
też surowe cebule (jeśli ktoś woli je najpierw podsmażyć to wuala, ale ja wolę
na surowo).
Massę dobrze wyrobić, formować takie jakby duże pulpety (ja robiłam
lekko spłaszczone, bo miałam mało oleju do smażenia) i obsmażyć na rumiano. Przełożyć do naczynia do zapiekania (MUSI BYĆ Z POKRYWĄ) i zalać sosem
niemal do przykrycia gołąbków.
Wypiekać około 1,5 godziny w piekarniku
nastawionym na 150 stopni.
Jak widać, gołąbki „wciągnęły” sos, zrobiły się miękutkie,
kapustka, ryż i kasza się ugotowały, a całość pachniała wspaniale. Nie trzeba
było już żadnej polewki, bo były bardzo soczyste, niemniej oczywiście można je
skąpać w dodatkowym sosiku.
Pyszne te gołąbki, kiedyś próbowałam takie z kapustą zmieszaną z brązowym ryżem i wieprzowinką.
OdpowiedzUsuńSą świetne, soczyste i nie trzeba jak te świstaki zawijać farsz w liście :) robi się szybciutko :)
Twoje wyglądają smakowicie :)
Ulubione gołąbki mojej Julci, tylko ja je gotuję we wodzie lekko solonej i dopiero potem dodatkowo robię sos, pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńMamarzyniu takie wypiekane są najlepsze. Ja jeszcze czasami robię je w komunistycznym urzadzeniu co się nazywa prodiż. Przeżytek, ale korzystam z niego, bo mięsa są wspaniałe- lepsze jak z piekarnika.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
A ja szukałam w internecie, co to takiego "AWANTAŻOWNY" , czyli przepis "strzał w dziesiątkę", odległa asocjacja, ale piękna w brzmieniu.
OdpowiedzUsuńPrzyszywana siostra Ziutka ma rację! Te gołąbki są awantażowne, syte i w ogóle pyszne, jak Twój hymn strzelisty do nagich gołąbków. Pozdrowionka ślę
Biorę w ciemno
Usuńrobię czasem gołąbki z kaszą, są super smaczne!
OdpowiedzUsuńi ja jestem wielbicielką takich gołąbków:) kiedy mogę się wprosić na obiadek? buziaki
OdpowiedzUsuńJak ja już dawno nie robiłam gołąbków! Narobiłaś mi apetytu Marzenko :-)
OdpowiedzUsuńMnie "golizna" nie przeszkadza w konsumpcji :))
OdpowiedzUsuńDałam znać KubkomSmakowym, ze masz Marzenko kłopoty z wejściem na bloga, może odezwie się do Ciebie. Proponuje napisać w razie co na pocztę bloga :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Mamamarzyniu, jest mi tak przykro,że masz trudności z pisaniem komentarzy na moim blogu, nikt mi nie zgłaszał takich kłopotów, więc nie mam pojęcia jak temu zaradzić.
OdpowiedzUsuńZ licznika nie chcę rezygnować, z Twojej obecności u mnie tym bardziej, może to się jakoś unormuje.Serdecznie Cie pozdrawiam.
Czekamy, bom tylko ujrzała w mgnieniu oka jakiś chlebek cudny :-)
UsuńMamamarzyniu! Uwielbiam Twoje przepisy i je śledzę.Ja jestem z Gorlic a mieszkam we Wroclawiu i wszystko co piszesz to są moje wspomnienia z mlodych lat i z tamtych miejsc!
OdpowiedzUsuńUwielbiam okolice Gorlic, często jestem tam z dziećmi z kółka historycznego :-)
UsuńA ja takich jeszcze nie jadłam! A że prawdziwych gołąbków jeszcze pewnie długo nie odważę się zrobić, to chętnie przetestuję prostszą opcję. Ta kapusta to do środka, razem z mięsem, tak?
OdpowiedzUsuńMarzyniu tez takie robie ale nie zapiekam z sosie tylko sos osobno! Podobno nazywa sie je tez "golabki po goralsku" albo "oszukane golabki" :) Az mi przypomnialas ze ich na blogu jeszcze nie mam ha! :) Pozdrowka! :)
OdpowiedzUsuńjak ja mogłam przeoczyć ten wpis?!?!
OdpowiedzUsuńwłaśnie się na takie kotlety zapatruję już od tamtego tygodnia, nawet kapusta czeka w lodówce...
zrobię na pewno!! bo ten sypki ryż mnie zaintrygował :)) swoją drogą wytłumacz mi proszę słowo: awantażowny?
Moja polszczyzna nie sięga aż tak daleko... :D
Ach no i z całym szacunkiem ekhm ja jestem tam gdzieś z Polski i jem mielone!! :))
Lubię i to bardzo, u mnie też z ryżem, ale bez kaszy i nie trzeba zawijać, co bywa zaletą :)
OdpowiedzUsuń