Buraki w polskiej kuchni i spiżarni to klasyka, od lat je uprawiam i przerabiam. Nie spodziewałam się jednak, że w tym roku oprócz mnie, rodziny i znajomych staną się obiektem pożądania dla absolutnie nieproszonych do stołu biesiadników. Gdy szłam rano do ogrodu już z daleka widziałam przewróconą (niestety, prowizoryczną) bramkę. Złudzenia, że to może wiatr, piesy, zagubiony w lesie a głodny miastowy czy lunatykujący w nocy małżonek szybko się rozwiały. Zagonek z burakami przedstawiał obraz rozpaczliwy - wszędzie walały się warzywa w różnym stadium nadgryzienia: zeżarte niemal do cna, zeżarte do połowy, ogłowione, napoczęte, i co najgorsze - po prostu wydarte z ziemi i smętnie więdnące na zdeptanej grządce. Ślady racic nie pozostawiały wątpliwości - na moich burakach całą noc ucztowały sarny. Nie chcieliby państwo słyszeć, jakimi epitetami uraczyłam skądinąd urocze zwierzątka. DLACZEGO?! Dlaczego mając taką obfitość pożywienia wszędzie dokoła, sarnia rodzina dokonała rzezi moich buraków?! Ja już znałam te podłoty (gdy nie mieliśmy ogrodzenia, koziołki przychodziły regularnie czyścić scypuł na moich drzewkach, mając milionpięćsetstodziewięćset drzew w lesie), ale nie przypuszczałam, że nie tylko sobie podjedzą, ale i złośliwie zniszczą cały plon. Pozbierałam, co się dało - większe przez tydzień jedliśmy w różnych barszczach, część zakisiłam w kamieniaku, a te malutkie trzeba było zamarynować. Było ich tyle, że części nie miałam już siły obrać (stąd napis na wieczku) - może w zimie będę miała więcej cierpliwości do żmudnego obierania pyrtków wielkości śliwki.
Przepis na marynowane buraczki mam wypróbowany od lat i zapewniam, że są pyszne, chociaż nieco inne w smaku od tych maminych i babcinowych. One są (tak mi się wydaje) jednocześnie i zamarynowane, i ukiszone - w każdym razie wodę można z powodzeniem wykorzystać na zupę albo wypić (zwłaszcza dzień po zakrapianej imprezie 😜)
Buraczki
wyszorować, jeśli duże - pokroić, ugotować „al dente” na parze lub w
małej ilości wody (uważać, aby woda się nie wygotowała ). Mają być półtwarde. Obrać, póki
ciepłe.Wodę z
gotowania uzupełnić proporcjonalnie do ilości buraków i
zrobić z niej zalewę: ocet
jabłkowy albo winny (dolewać po troszku, aż smak zalewy będzie lekko kwaśny), sól – też
dodawać małymi porcjami i „łapać smak”, cukier, liście
laurowe (1 na słoik), ziele angielskie w kuleczkach (2-3 na słoik).
Powyższe
składniki zalewy 2-3 minuty pogotować, aby się przeżarła. Smak zalewy ma być
wyrazisty, ale łagodny: słono-słodko-kwaśny.
Na każdy
słoiczek przygotować po 2-3 ząbki czosnku, kawałek chrzanu, kilka ziaren kminku, kolendry – wg
uznania. Buraczki włożyć
do słoików (nie upychać), zostawiając centymetr od brzegu. Dodać czosnek, chrzan i
przyprawy (liście laurowe i ziele trzeba wyłowić pojedynczo z zalewy i wsadzić do
słoików, bo ZAWSZE gdy się wlewa, to wszystkie się pakują do jednego słoika). Zalać
wrzącą zalewą tak, aby przykryła warzywa. Mocno dokręcić i odwrócić do góry dnem, aby chwyciły. Trzeba odczekać ze 2 tygodnie, aż się zamarynują i jednocześnie ukiszą. Przechowują się bardzo dobrze, aż do następnego lata.
P.S. Ze "źwierzyną leśną" użerają się wszyscy w naszej wsi. Jedni stawiają chałupniczo wykonane strachy (niektóre tak udatne, że wygląda to jak pokaz bieda-mody w plenerze), inni wieszają mydło w siateczkach, jeszcze inni rozrzucają włosy (!) wycyganione od fryzjera. A potem wszyscy budzą się pewnego dnia wyślizgani bez mydła wśród szyderczo ustrojonych kępkami kłaków manekinów. Bez plonów, z pozdrowieniami w postaci bobków od naszych mniejszych braci 😚
Jesteś pewna, że sarny, a nie dziki? Bo te świńskie ryje mają takie obyczaje, nie zeżrą a wywleką. Moim znajomym na wsi w zeszłym roku kompletnie zlikwidowały pole marchwi. Ale ja o czym innym, wiesz co, takich młodych buraczków to nie trzeba obierać. Sama się kiedyś bawiłam, po czym przestałam, spokojnie wystarczy tylko opłukać. Choć fakt, ze może to zależeć od gatunku buraka.
OdpowiedzUsuńTak, to na pewno były sarny, bo zostały ślady charakterystycznych racic, dziki buszują w ziemniakach i kukurydzy :-D A co do buraczków to dzięki za uwagę, ma pani rację - ta skórka jest tak młoda, że pewnie mięciutka. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńJak bym tam była. Co roku pomstuje na "ludek" leśny a znajomi kiwają głowami i mruczą pod nosem:trzeba było płoty postawić!
OdpowiedzUsuńBuraczki też robię w zalewie ale z czosnkiem i chrzanem nie testowałam. Zaraz to nadrobię. Całusy:))
Kiedy byłem dzieckiem na pytanie rodziców, co na niedzielę odpowiadałem buraczki. Na co rodzice: znowu buraczki! :D
OdpowiedzUsuń