Przepraszam, że trochę zaniedbałam bloga, ale postaram się nadrobić zaległości (tym bardziej, że gotująca część H&C dobija się o przepisy na przetwory). Hie, hie - nie było to jak u Mamci: wystarczyło iść do piwnicy i wziąć z półki, a teraz trzeba samemu przerabiać tony warzyw i owoców. Matka jednak jest dumna, że Martik ma takie zadbane grządki i szklarnię, no i że zapał do gotowania nie ostygł, kiedy para z garów Umiłowanej Przywódczyni ulotniła się na horyzoncie :-D
Więc jadziem z tym koksem, a na początek cukinie, bo te psiajuchy zawsze plonują - czy lato suche, czy mokre, czy mroźne - to zawsze zaskakuje nas klęska ich urodzaju.
Najlepsze, co można zrobić z cukinii (wykorzystując także te spaślaki) to według mnie sos ortolana (klik!). "Śródziemnomorskie" też są pyszne i oryginalne (klik!), ale po kilku miesiącach tracą smak. Sosy i keczupy to klasyka (ten jest bardzo dobry klik!).
Kiszone są znakomite (bratowa stwierdziła, że lepsze niż ogórki małosolne), jednak z czasem miękną i wtedy w zimie robimy z nich zupę (jak ogórkową - klik!). Na bieżąco kisimy je w "kamieniaku" (obok stoi garnek - kamieniak z ogórkami i można sobie robić kwaśny duet :-D). Już tam Hajduczek kombinuje, jak poradzić sobie z mięknięciem kiszonych kabaczków w zimie - MUSZĘ wypróbować jej sposób (klik!).
Jeśli jednak nawet tylko kilka tygodni można cieszyć się chrupkimi,
delikatnymi, pysznymi kiszonkami z tego warzywa, to naprawdę warto! No i bezcenne dla jelit udręczonych np. wszelakimi nietolerancjami pokarmowymi.
Robi się je tak samo, jak ogórki. Mój sposób opisany jest bardzo dokładnie, bo na potrzeby początkującej w kwaskach Hurmy i Czeredy - tutaj.
Na zdjęciu cukinie są świeżo po zalaniu, więc woda jeszcze nie zmętniała, ale po 3-4 dniach bakterie kwasu mlekowego zrobią swoje.
P.S. Dręczonym ciekawością, co to za dizajnerski plan zdjęciowy, odpowiadam: to moja kamieni kupa. Przed domem, stąd las w tle. Na szczęście oprócz bacy dało się tam posadzić i słoiki 😆
O w końcu, bo tyle mam tej cukinii, że śnią mi się już takie gigantyczne, przegapione między liśćmi potwory... Śmiechłam z kamieni kupy :D I od razu mi się przypomniało: "Posadzili mnie, na kamieni kuuuupęęę, obchodzili w koło, całowali w..." :D
OdpowiedzUsuńCóreńko, zasadniczo to posadzili bacę, ale KTO BOGATEMU ZABRONI się dosiąść?!
UsuńJuz sie nie bede powtarzac,jak bardzo sie ciesze, ze sie znowu pojawilas Marzyniu, bo pisalam juz o tym na moim blogu. Troche juz sie martwilam, ze przestalas gotowac i wiatr Cie gdzies porwal :)
OdpowiedzUsuńCo do przepisu, co ja moge powiedziec - uwielbiam wszystko, co kwasne, juz jako dziecko wcinalam cala cytryne bez mrugniecia okiem (oczywiscie, jesli "rzucili" do sklepów cytryny i to tylko przed Bozym Narodzeniem)
No i jak ja Ci zazdroszcze tych kamieni. Nie tylko takie smakolyki sie tam mieszcza, ale i baca. Przed moim domem zaden baca nie usiadzie, bo jaki baca dobrowolnie wybierze sie do morskich klimatów .)
Kisiłam, smaczne, ale wole kiszone ogórki.
OdpowiedzUsuńPal licho cukinie. Jesteś nareszcie!!!. Coś ta pandemia nas oczadziła i zaszyliśmy się w "dziczy". Dobrze, że zaczynamy wypełzać z norek. Ja na razie wystawiam czułki i co odkryłam? Marzynia wróciła!!!. Kochana, jak się cieszę:)))))))))))))
OdpowiedzUsuńMarzyniu Serce! Już ci piszę namiary: dziewulskab@gmail.com.
OdpowiedzUsuńPisz co tam kombinujesz. Wiedźmą zostałaś? Brzmi tajemniczo i zachęcająco. Ściskam cię ogromnie :))
napisałam :-)
Usuń