2009-07-06
No i znowu gorąc. I nie da się piec mięsiw, lepić pierogów ani smażyć naleśników. Stanie przy kuchni muszę ograniczyć do minimum, więc znowu chłodniczek na obiad. Tym razem z przepisu na stronie: Kuchnia Ireny i Andrzeja, poniżej link do oryginału, bo mój jednak się trochę różnił:
http://grumko.blox.pl/2007/11/090-Chlodnik-serowy-z-mlodymi-okraszonymi.html
Składniki tego, który jedliśmy (na 6 osób):
Duży kefir (ja kupuję z Jasienicy albo z Trzebowniska, mają ten „stary” smak bez polepszaczy i są gęste);
duży jogurt tzw. „Grecki” z Bakomy (ten to jest naprawdę gęsty);
1 serek wiejski – na marginesie mówiąc, Babcia zaraz by obśmiała tę nazwę i ja za nią, bo na prawdziwej wsi w ŻYCIU NIE WYTWARZALI takiego serka typu: granulat w słodkiej śmietance;
4 ząbki czosnku;
mały pęczek koperku;
4 ogórki (miałam przepyszne z ogródka Cioci);
sól, pieprz.
No i 2 kilo ziemniaków, 2 cebule i 30 dkg boczku wędzonego.
Wykonanie:
Chłodnik należy robić ze 2 godziny wcześniej, żeby postał w lodówce i był nim nie tylko z nazwy. Ogórki zetrzeć na grubej tarce, nasolić, jak puszczą sok – odcisnąć.
Kefir wymieszać z jogurtem i serkiem, dodać ogórki, koper, wyciśnięty czosnek. Posolić i popieprzyć do smaku i do lodówy.
Nastawić wodę w czajniku na zalanie ziemniaków.
W obieranie ziemniaków wrobić kogoś tytułem kary (syn) lub zanęcić obietnicą dania na lody (córka). Niestety, w pokrojenie surowego, podwędzonego boczku już się nikogo nie dało wrobić, bo by spartolili, a to ma być drobna kostka. Męcząc się z twardym a śliskim boczkiem, po raz kolejny pogratulowałam sobie zakupu „noża szefa kuchni”. Następnie trzeba nastawić kartofelki i iść się walnąć na wersalkę pod powiew z wentylatora.
Kiedy kipiące ziemniaki już zalały gaz jednak trzeba się zwlec i usmażyć boczuś i cebulkę (myślę, że technikę smażenia cebuli już mamy opykaną, co do boczku to trzeba na małym ogniu, bo skwary wylądują na lampie).
Ziemniaki odcedzić i odparować, polać z wierzchu rumianą cebulką i skwareczkami. Do tego w miseczce chłodnik. Pyszne są te gorące ziemniaki z bardzo zimnym, gęstym, ogórkowo-czosnkowym sosikiem.
Aha, i je się to łyżką, najlepiej leżąc pod starym szczepem w Zaborowiu.
P.S. Kiedy robiłam zdjęcie słońce złośliwie zaszło i jedynym dobrze oświetlonym miejscem była weranda. I znowu musiałam fotografować jedzenie, stojące na fotelu. Rodzina myślała, że zamierzam jeść na klęczkach z fotela :-/
pełnoletnia (gość) 2009-07-18
OdpowiedzUsuńTo trza było zatopić nos w talerzu ;) !!!
Z checią wykonałabym taką zupę :) I z checią posmażyłabym się w Waszym polskim ciepełku. Eh, moze za rok?
PS: Napisałaś, że myślisz, że jestem w wieku Twego Martika, a ja mam 28 lat! Czy Martik to ta starsza córa na zdjęciu?
tak, ma 15 lat :-D
Usuń