piątek, 27 listopada 2009

Martik gotuje - ryż po chińsku


2009-11-14
Uwaga blogowicze zmiana kucharza! - dzisiaj gotuję ja, Martik.
Mamamarzynia jest chora (jak mówi tato od ślajania się po blogach), więc zrobienie sobotniego obiadu spadło na mnie. Musiałam więc założyć maskę chirurgiczną (świńska grypa szaleje) i wypytać, co i jak z tym obiadem. I tak oto – nie bez kilku trudności – powstał ryż po chińsku.

Będziecie do niego potrzebować:
1 podwójną pierś z kurczaka,
sos Łowicz chiński (taki w słoiku),
przyprawę do potraw chińskich (mama ma już własną),
warzywa chińskie mrożone,
ryż – może być Kupiec albo od Wujka Bena,
3 ząbki czosnku,
imbir do smaku (może być od bidy sproszkowany),
sól,
sos sojowy lub magę,
olej,
ocet winny.
Zaczynamy od zamarynowania piersi – tych kurczaka, nie swoich.
Trzeba nalać do miseczki trochę oleju, octu winnego, przyprawy chińskiej i sosu sojowego i zostawić w tym pierś na noc. Następnego dnia, gdy już rodzina domaga się czegoś do jedzenia i wiemy, że musimy się ruszyć i zrobić tę chińszczyznę, wyciągamy najpierw warzywa z zamrażalnika.
Do dużego gara nalewamy trochę oleju, wsypujemy warzywa i podlewamy wodą. Przykrywamy i mają się dusić, aż będą prawie miękkie. Ja nie wsypywałam wszystkich tylko większe pół :-), bo mi się wydawało za dużo.
Następnie kroimy pierś w kostkę i smażymy na patelni na oleju z dwóch stron. Co chwilę podglądamy do warzyw, czy są miękkie. Resztę chińskiej przyprawy (uwaga, jest słona!) dodajemy do nich, wgniatamy czosnek i wcieramy trochę imbiru, mieszamy. To ma się chwilę gotować. Smak trzeba łapać na czuja.
Usmażone mięsko ja osuszyłam z tłuszczu na ręczniczku papierowym. Do tych warzyw wlewamy ten sos ze słoika i też chwile gotujemy, dodajemy mięso.
Teraz pora na ryż.
Gotujemy w garze w wodzie z małą ilością soli (gotujemy tyle ile pisze na opakowaniu). I tu uwaga. Ja go za krótko gotowałam i wyszedł twardy. Juruś hardo powiedział, że jemu nie przeszkadza, że on taki lubi i że jest strasznie głodny, więc mu dałam, ale sobie podgotowałam w tym garnku (po rozcięciu i wylaniu wody oczywiście), podlewając trochę wodą, aż zmiękł. No i oto cała filozofia. Jest to bardzo prosta potrawa, a bardzo smaczna – słodko-pikantna.

1 komentarz:

  1. CzarnyPieprz (gość) 2009-11-14
    Mmmm...super:)))
    a dla Marzyni przesyłam herbatkę z malinami i lipowym sokiem, niech się dziewczę wypoci i wyleży,. co by miało siłę przy garach stać. Buziaki od cioci Czarny Wieprz.

    davidian (gość) 2009-11-15
    Zapytaj tam Mamci czy wygrzewania nie potrzebuje ;P a ta potrawa to moja podstawa żywieniowa, oprócz piwa z suchom bułkom oczywiście ;)) robię ją dużo prościej (bez marynowania) ale następnym razem spróbuje dokładnie tak jak w tym przepisie :)

    mamamarzynia 2009-11-15
    He he, starsza już wstała z łoża, nie zdążyłeś Davuniu :-(
    Jestem dumna z mojego Martika: i gotuje, niebrzydki, i jeszcze sie pisać "przy mamusie" nauczył...
    Pochowam jeszcze trzy lata i ogłoszę casting.

    mamamarzynia 2009-11-15
    A kochanemu Wieprzykowi dziękuję i wiem, że nie on stoi za tą świńską grypką :-)

    anaste 2009-11-15
    Piszę :):):) Ale właśnie zajrzałam i już jestem głodna jak ...chińczyk :):):):)
    Tu wkleić , czy wysłać na wiadomość w profilu ?

    anaste 2009-11-15
    Wysłałam na profil :):):)

    OdpowiedzUsuń