poniedziałek, 23 listopada 2009

Naleśniki z borówkami

27 lipca 2009 r.
Naleśniki to często ostatnia kulinarna deska ratunku. Kiedy do babci wpadają wnuki, to Mama zaraz wyciąga patelnię. Zunia przepada za nimi, więc skoro przez weekend jadłyśmy kotlety, to poniedziałek (tradycyjnie stołówkowo bezmięsny) będzie pod znakiem naleśników.
W zasadzie nie ma nic nadzwyczajnego w tej potrawie, myślę, że każdy potrafi usmażyć. Takie do jedzenia na świeżo lepsze są chrupiące, więc na jakąś godzinę przed smażeniem bierze się:
1 szklankę mleka, pół szklanki wody (jeśli mają być bardziej puszyste, to dobra jest woda gazowana, a do słonych piwo), 2 jajka, mąka pszenna ile zabierze, szczypta soli, 2 łyżeczki cukru, olej do smażenia.
Jajka bełtamy w mleku rózgą, dodajemy sól i cukier. Wsypujemy z półtorej szklanki mąki i bełtamy dalej, najlepiej rozrobić mleko z mąką na gęsto, bardzo szybko wtedy grudki się rozbijają.
Próba rozbicia grudek w rzadziutkim cieście, gdzie ścigamy upierdliwe bryłki mąki po misce, na próżno starając się rozgnieść je o ściankę, jest z góry skazana na niepowodzenie. A przecież zawsze można dodać wody, gdyby ciasto było zbyt gęste. Polecam wykorzystać do bełtania kogoś z Hurmy i Czeredy, na ten przykład Zuzię :-)
Kiedy mąka jest dobrze rozprowadzona, mieszamy dolewając po trochu wody, aż powstanie ciasto o konsystencji śmietany. I odstawiamy do lodówki, żeby odpoczęło, a my... no... no oczywiście...
Po jakiejś godzince wspólnego z ciastem odpoczynku, można smażyć. Ja takie "na świeżo" zawsze smażę na oleju, wtedy brzegi chrupią. Jeśli naleśniki mają być odsmażane (np. Gundel palacsinta, robiłam, pycha!), albo idą na krokiety, to wtedy lepiej wlać olej do ciasta i już nie smarować patelni. Mama dawniej robiła to kawałkiem słoniny, ale dzisiejsze zmutowane świnie mają tę słoninę jakoś tak zajeżdżającą rybą...
Boróweczki trzeba trochę rozgnieść z cukrem, bo wytoczą się z naleśniczka. Polać uwierconą z cukrem śmietaną.

Jak widać, dziecku bardzo smakowało, chociaż minka na zdjęciu wyraźnie mówi: "Boże, co to człowiek z łakomstwa potrafi ze sobą zrobić..."

1 komentarz:

  1. mamaNiuni (gość) 2009-07-28
    Ryczałam ze śmiechu przy ściganiu upierdliwej grudki mąki. A mina Zuzi nad "pustym talerzem łkała"...Wiem, zostało trochę. Ja robie naleśniki zawsze z wodą gazowaną i zawsze bez cukru, bo jak ktoś tam powiedział:-"nalesnik to koperta, która przyjmie kazdy smak"...Oj, usmażylam ci ja w życiu babcinowym tyle nalesników, że śmiało wykarmiłabym całą głodną czeredę dajmy na to nad Soliną.
    mamamarzynia 2009-08-28
    Mamuś, Twoje naleśniki są najlepsze i nieraz ratują z opresji zabieganą córkę czy synową...

    OdpowiedzUsuń