Wydaje się, że nie ma nic prostszego, jak zrobienie ziemniaków (dawniej z kwaśnym mlikiem, obecnie najczęściej z kefirem).
Ale warto poznać parę sposobów, by to danie stało się godnym prezydenckich stołów. A zwłaszcza w lecie, kiedy upał kieruje nasz smak w stronę lekkich, „nieenergetycznych” potraw.
Najlepsze są młode kartofelki ze swojego ogrodu i takich nie obieramy, a skrobiemy. Jest z tym trochę zachodu, ale smak jest o wiele lepszy, a i wygląd takich ziemniaczków: żółtawych, popstrzonych oczkami, przypomina mi dzieciństwo u babci i zaraz ją widzę, jak małą motyczką podkopuje „amerykany” dla Marzyni.
Kupne ziemniaki przeważnie nie dadzą się oskrobać, bo są przesuszone, więc je po prostu cienko obieramy. Z gotowaniem trzeba uważać, różne gatunki gotują się różny czas, najlepiej już po 10 minutach (zalewamy zawsze wrzątkiem!, na zupę się zalewa ziemniaki zimną wodą, żeby wyszedł z nich smak) sprawdzić widelcem stadium miękkości.
W tym czasie przygotowujemy cebulkę. Ja kroję w pióra i długo duszę na rumiano, na maśle z kapką oleju, pod przykryciem ma się rozumieć. Masła trzeba dać minimum pół kostki na 2 kilo ziemniaków, bo tym się je potem maści.
Kiedy odcedzimy ziemniaki (uwaga na zlew, nie wlewać wprost do zlewu, chyba że jest stalowy, odkręcić zimną wodę) muszą z 5-10 minut odparować, dopiero potem te większe niedbale ropoczemy drewnianą łyżką na nieregularne kawałki.
W tym czasie kroimy koperek i sadzimy jajka. Nieoceniony porady zamieścił Hervè This w „Odkryciach kulinarnych” (on na 5 stronach podaje przepis na „Lustrzane jajka sadzone”, bowiem jest to nie tylko fizyk, ale przede wszystkim mistrz patelni). Ja nie mam aż tyle cierpliwości do jajek. Wiem, że:
- jajko musi być świeże, bo inaczej żółtko się rozleje (mi się trochę rozlało, niestety, jaka od Reni zostały pożarte na pniu i nie doczekały towarzystwa kartofelków…),
- żeby się ładnie usmażyło, musi mieć swoje miejsce na patelni, bo inaczej rozlewające się białko sczepi się z sąsiadami. Pewnie najlepsza by była dołkownica, albo trzeba się poświęcić i smażyć pojedynczo, oczywiście tylko wtedy, gdy nam zależy lub robimy zdjęcie na bloga, jak ja hehehe,
- bierzemy pół na pół masło z olejem, najlepsze jest masło klarowane, ale dawno mi się nie chciało go robić, a i ceny masła zniechęcają (dużo odpada w procesie klarowania),
- jajo wbijamy na średnio rozgrzaną patelnię, w właściwie ostrożnie go usadzamy, żeby się nie rozlało, solimy,
- chociaż będzie pryskać, nie przykrywamy nawet siateczką, bowiem para nam pobruździ powierzchnię jajeczka,
- smażymy na małym ogniu, bo ja lubię dobrze ścięte, a tych jajek „na paradę” nie przewraca się,
- co do pieprzu to „my master” zalecał biały (żeby się komponował kolorystycznie), ale mi te czarne kropeczki też pasują.
Pozostaje nam jeszcze rozlać kefir do kubeczków. I nawet to nie jest takie oczywiście.
Po pierwsze, kefir trzeba dobrze wstrząsnąć, aby skrzepy z dna wymieszały się z rzadszym wierzchem. Po tej czynności nie radzę od razu otwierać kefiru, zwłaszcza „k’sobie”. Trzeba zrobić dziurkę w wieczku i dopiero wtedy otworzyć, najlepiej nad zlewem i „odsie”. Kubków z kefiru i w ogóle naczyń z resztkami białkowych potraw nie myjemy gorącą wodą. Białko się ścina, przywiera i nie sposób wtedy oderwać np. resztek krojonego mięsa od deski czy jajecznicy z patelni.
Ostatnim akordem jest wyłożenie ziemniaczków na talerz, polanie ich cebulką, posypanie koperkiem, dodanie jajka do towarzystwa i gotowe!
Jurek (gość) 2009-06-25
OdpowiedzUsuńDobre, tylko mało :-(
mamaNiuni (gość) 2009-06-27
A ja bym ziemniaczków nie gniotła, wszak te nowe z podskórkową skórką są najlepsze. Szczytem smaku i elegancji są te maleńkie młode kartofelki, których nikt nie chce kupić, bo obieranie jest pokutą. Mozna nagonić dziecko, które ma karę, bo nikt nie chowa w domu Kopciuszka
no kto? (gość) 2009-06-28
kto gniecie młode ziemniaki??? PROFANACJA!!!!!
mamamarzynia 2009-06-28
Kobiety, czy wy umiecie czytać? Czy ziemniaki na zdjęciu wyglądają na utłuczone? Napisałam, zgodnie z prawdą, że miałam ziemniaki kupne, a nie młode ziemniaczki z działki, i te kupne były wielkości mojej pięści, więc jak je miałam wyłożyć na talerz?