W środę byłam w Biedronce, tuż przed zamknięciem, aby uniknąć dzikich tłumów ludzi, już owładniętych szałem zakupów (chyba przedmikołajowych). Z kostką masła, mlekiem i serem „Klinkiem” (naprawdę dobry!) już zmierzałam do kasy, kiedy oko mi padło na stoisko z warzywami. Martik też zauważył coś niezwykłego – jakieś owoce o kształcie gruszki i błyszczącej, zielonej skórce. Awokado!
Myśle se – po co mi awokado? Ale patrze na cenę: 1,75!
No to kupię, zobaczymy, co to za mecyje.
No to kupię, zobaczymy, co to za mecyje.
Przez prawie wszystkie wypasione blogi przewijają się ochy i achy na temat pasty z awokado, z Meksyku czy skądsik, pod nazwą guacamole. Wszystkie majo głakamole – mam i ja!!!
Ponieważ owoce były twardawe, położyłam je na parapecie, bo wyczytałam, że same dojrzeją. Rzeczywiście – po 3 dniach były mięciutkie.
Tymczasem przestudiowałam przepisy w necie i znalazłam przepis – matkę, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo wśród smakoszy zdania co do JEDYNEGO, PRAWDZIWEGO GUACAMOLE są podzielone. W okolicach drugiego śniadania zabrałam się za misterium wykonania kultowego sosiku. Nawet grzanki przysmażyłam na oliwie, coby było trędi już na maksa. I CO?
Tymczasem przestudiowałam przepisy w necie i znalazłam przepis – matkę, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo wśród smakoszy zdania co do JEDYNEGO, PRAWDZIWEGO GUACAMOLE są podzielone. W okolicach drugiego śniadania zabrałam się za misterium wykonania kultowego sosiku. Nawet grzanki przysmażyłam na oliwie, coby było trędi już na maksa. I CO?
I NIEDOBRE MI WYSZŁO!!!
Albo coś skiepściłam, ale tam nie ma co skiepścić, albo moje czerewiaste, wygarbowane barszczem i ziemniakami podniebienie nie jest godne tego smaku, bo jadłam, a w gębie mi rosło.
Rodzina, najpierw podejrzliwie obserwująca moje przygotowania, złośliwie dopingowała: „No jedz mamo, jedz, na świecie to jedzą bez przerwy…”.
Martik bohatersko spróbował, ale odpadł po dwóch kęsach.
Martik bohatersko spróbował, ale odpadł po dwóch kęsach.
Wszystkich miłośników tej przekąski przepraszam, ale przepis podaję tylko z kronikarskiego obowiązku. No i zdjęcia wyszły, jak na ironię, śliczne i smakowite.
Najpyszniejszy w tym sosie jest jednak KOLOREK :-)
Najpyszniejszy w tym sosie jest jednak KOLOREK :-)
SKŁADNIKI:
2 średniej wielkości awokado,
mała cebulka,
ząbek czosnku,
sproszkowane chili (nie miałam świeżego, ale to chyba nie stanowi),
2 łyżki soku z cytryny,
sól (morska! to przemawia chyba na moją korzyść, no nie?).
WYKONANIE:
Cebulkę drobniuteńko zszatkowałam. Awokado rozgniotłam widelcem, wymieszałam z sokiem z cytryny, cebulką i zmiażdżonym czosnkiem. Tam jeszcze powinna być świeża kolendra, ale raz że nie miałam, a dwa, że nie lubię jej smaku. Można podobnież zastąpić natką pietruszki, ale też nie było. Więc doprawiłam chili i solą (MORSKĄ, ach ten smak niebiański! tiaaa...).
Szybciutko, żeby mi nie ściemniało, nałożyłam na grzaneczki, zrobiłam zdjęcia i…
Szybciutko, żeby mi nie ściemniało, nałożyłam na grzaneczki, zrobiłam zdjęcia i…
Dobrze, że to awokado było tanie…
tamirian (gość) 2009-12-05
OdpowiedzUsuńhaahhaahhaa no i dobrze:):):)wygląda prześlicznie....i niech tak zostanie:):):)
się szarpne na coś co Ci wyjdzie kucharko:):):)
mamaNiuni (gość) 2009-12-06
A bo Ty, Niunia, gotuj to, co ja zaserwowałam dziś Ojcu, a mianowicie:polski schabowy z ziemniaczkami i kwaśną, zasmażaną kapustą. Na prośbę Taty danie podałam na głębokim talerzu z lat siedemdziesiątych (ostatni, który jest naprawdę głęboki).
Najpierw rozlegało się pochrząkiwanie, a potem dało się słyszeć łomot upadłego na kanapę ciała. To nasz kochany płetwal błękitny, przejedzony polskim obiadem położył się na poobiednią drzemkę.
mamamarzynia (gość) 2009-12-06
Mamuś, my wszyscy z Ciebie!
no nie rozumiem. wydaje się, że wszystko zrobiłaś jak należy... jestem dozgonną fanką guacamoli. oczywiście smakuje mi najbardziej w moim wykonaniu niz w jakiejs knajpie :) chociaż Twoje ma ładniejszy kolor ;P
OdpowiedzUsuńHej widze ze temat już stary ,ale właśnie zrobilam sobie guacamole do tortilli ktore zakupilam(swoich mi sie nie chce robic)no i fee ,jakieś siakieś bylejakieś noooo blee dałam łyżke majonezu bo gdzieś wyczytałam że tak tez jedza ,miałam nadzieje ze bedzie chociaz zjadliwe a tu nic nadal ble :(
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy w miedzyczasie zmienilas swoje zdanie o awokado, jesli nie, to proponuje ostatni raz spróbowac najpierw inaczej, powiedzmy w podstawowej postaci. Po prostu ugniec widelcem obrane awokado i posyp sola i peprzem. Jesli to Ci nie bedzie smakowac, to znaczy, ze naprawde nie lubisz tego smaku, a jesli jednak tak, to moze wybrac inny przepis na guacamole?
OdpowiedzUsuńTeraz (jeśli natrafię na dobre bio-awokado) to robię sobie takie masełko do smarowania - blenduję po prostu ja ty z solą i pieprzem i daję pod pomidora na bułkę :-)
UsuńMoje pierwsze guacamole mialo wyglad zawartosci pampersa i jakoscik tez mi tak smakowalo, przez co zrazilam sie do awokado na lata i zadne proby przelamania tej niecheci nie skutkowaly. Az tu dziecko mi podroslo, zrobilo swoja brejke i to bylo ge-nial-ne! i tylko ta jej mi smakuje. Ona dodaje do awokado po odrobinie oliwy, drobniutko pokrojonych czerwonej cebuli, papryczki chili lub jalapeno i pomidora bez pestek, do tego sol, odrobina pieprzu i sok z limonki, nie cytryny, bo on cudownie podkreca smak. Kolendre sobie darujemy, bo tylko ja ja lubie. Polecam.
OdpowiedzUsuńMasz świętą rację, kochana Dee, do tego trzeba dojrzeć. Dzięki za przepis córki, fajnie, że nasze dzieci gotują :-)
OdpowiedzUsuń