sobota, 5 grudnia 2009

Guacamole



W środę byłam w Biedronce, tuż przed zamknięciem, aby uniknąć dzikich tłumów ludzi, już owładniętych szałem zakupów (chyba przedmikołajowych). Z kostką masła, mlekiem i serem „Klinkiem” (naprawdę dobry!) już zmierzałam do kasy, kiedy oko mi padło na stoisko z warzywami. Martik też zauważył coś niezwykłego – jakieś owoce o kształcie gruszki i błyszczącej, zielonej skórce. Awokado!
Myśle se – po co mi awokado? Ale patrze na cenę: 1,75! 
No to kupię, zobaczymy, co to za mecyje.

Przez prawie wszystkie wypasione blogi przewijają się ochy i achy na temat pasty z awokado, z Meksyku czy skądsik, pod nazwą guacamole. Wszystkie majo głakamole – mam i ja!!!
Ponieważ owoce były twardawe, położyłam je na parapecie, bo wyczytałam, że same dojrzeją. Rzeczywiście – po 3 dniach były mięciutkie. 
Tymczasem przestudiowałam przepisy w necie i znalazłam przepis – matkę, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo wśród smakoszy zdania co do JEDYNEGO, PRAWDZIWEGO GUACAMOLE są podzielone. W okolicach drugiego śniadania zabrałam się za misterium wykonania kultowego sosiku. Nawet grzanki przysmażyłam na oliwie, coby było trędi już na maksa. I CO?
I NIEDOBRE MI WYSZŁO!!!
Albo coś skiepściłam, ale tam nie ma co skiepścić, albo moje czerewiaste, wygarbowane barszczem i ziemniakami podniebienie nie jest godne tego smaku, bo jadłam, a w gębie mi rosło.
Rodzina, najpierw podejrzliwie obserwująca moje przygotowania, złośliwie dopingowała: „No jedz mamo, jedz, na świecie to jedzą bez przerwy…”
Martik bohatersko spróbował, ale odpadł po dwóch kęsach.
Wszystkich miłośników tej przekąski przepraszam, ale przepis podaję tylko z kronikarskiego obowiązku. No i zdjęcia wyszły, jak na ironię, śliczne i smakowite. 
Najpyszniejszy w tym sosie jest jednak KOLOREK :-)

SKŁADNIKI:
2 średniej wielkości awokado,
mała cebulka,
ząbek czosnku,
sproszkowane chili (nie miałam świeżego, ale to chyba nie stanowi),
2 łyżki soku z cytryny,
sól (morska! to przemawia chyba na moją korzyść, no nie?).

WYKONANIE:
Cebulkę drobniuteńko zszatkowałam. Awokado rozgniotłam widelcem, wymieszałam z sokiem z cytryny, cebulką i zmiażdżonym czosnkiem. Tam jeszcze powinna być świeża kolendra, ale raz że nie miałam, a dwa, że nie lubię jej smaku. Można podobnież zastąpić natką pietruszki, ale też nie było. Więc doprawiłam chili i solą (MORSKĄ, ach ten smak niebiański! tiaaa...). 
Szybciutko, żeby mi nie ściemniało, nałożyłam na grzaneczki, zrobiłam zdjęcia i…
Dobrze, że to awokado było tanie…


środa, 2 grudnia 2009

Klops Mamy Mamymarzyni (czyli Babci Misi)


Mama zrobiła pysznego klopsa. W sumie to takie proste, a wygląda i smakuje świetnie (zwłaszcza na zimno).
Podaję przepis dokładnie wg słów Mamy:

1 kg mięsa wieprzowego, tłustego (karkówka, biodrówka, łopatka) – zmielonego,
2 jajka całe,
czosnek sproszkowany,
sól, pieprz,
szczypta majeranku,
łyżka masła,
bułeczka do obsypania rynienki.

- składniki wyrobić razem jak do galicyjskich sznycli (kotletów mielonych).
W rynience wysmarowanej masłem i obsypanej tartą bułką układamy warstwę spodnią (śmiszny wyraz) tego mięsa. Na to układamy połówki jajek na pół twardo, przykrywamy drugą warstwą i górę smarujemy roztrzepanym jajkiem dla uzyskania skóreczki wierzchniej. Wypiekamy w piekarniku (gorącym, 200 stopni) ok. godziny. Można kromki klopsu podawać do obiadu na ciepło, najlepiej z jakimś mięsnym sosem (może być Winiary z koperkiem), można klops podawać do chleba na zimno. Ugarnirowany dajmy na to majonezem, czy fajnymi warzywami stanowi smaczną przystawkę.

niedziela, 29 listopada 2009

Ziemniaczana zapiekanka na zimne dni




Tę zapiekankę potrafi zrobić każdy. Trzeba mieć jedynie naczynie do zapiekania, wcale nie musi być żaroodporne - to może być garnek (byle by miał uszy metalowe) lub patelnia z metalową rączką (wtedy składniki układamy w poziomie). No i musi być pokrywka, coby nam nie wyszedł skaruszek.
H&C stwierdziła, że jest pyszna. Stary nawet wydusił z siebie (po długiej walce moralnej), że jest lepsza niż zapiekanka Mamyjaniny (Teściowej). Chyba nie cyganił, bo w tej chwili zostały 2 porcje. Na marginesie mówiąc, robiłam z 3 kilo ziemniaków…
pełniuteńkie naczynie do zapiekania… Oczywiście, gdyby nasi chevaliers chcieli sobie zrobić, to muszą odpalić kalkulatory i se poprzeliczać.
SKŁADNIKI:
3 kilo ziemniaków,
pół kilo pieczarek,
pół kilo kiełbasy dobrej do smażenia,
2 duże cebule,
4 ząbki czosnku,
malutki słoiczek koncentratu pomidorowego (lub pomidory w puszce czy kartoniku),
25 dkg sera żółtego w kawałku,
ulubione przyprawy (u mnie pieprz, chili, „Delikat” w płynie, oregano na ser),
masło i olej.
WYKONANIE:
Ziemniaki, niestety, trzeba obrać i skroić w plasterki. Malakser mam od dawna zepsuty (on się w sumie mało w kuchni przydaje; gdy ma się blender i mikser, to taki zawalistół jest potrzebny sporadycznie, a i tak nigdy mi się potem nie chce myć tych dziesiątek szpejów, co do niego podchodzą).
Próbowałam na tarce – tam z boku jest taka miniszatkownica, do ogórków czy cóś – ale zaczęło mi robić trociny zamiast plasterków. Więc wybrałam wyjście zaiste GIENIALNE, najtańsze i najprostsze – zagnałam Martika do szatkowania. Pochlipywał, że Kopciuszek przy nim to miał wczasy na Kajmanach, alem się nie ugięła, bo tarteletki wczoraj robiłam praktycznie sama (córcia miała wy-chod-ne).
Można zapiekać surowe ziemniaki, ale wtedy piekarnik elektryczny rypie półtorej godziny, a licznik zaiwania na korytarzu, więc lepiej te plasterki obgotować wstępnie. Ja to robię w dużym garze: wrzucam na raty do osolonej wody, pogotuję ze 2 minuty i wyciągam łyżką cedzakową.
Pokrojone pieczarki trzeba podsmażyć na lekko rumiano (na masełku z olejem). Ja je smażyłam razem z cebulą (sok z tych pieczar odlałam i wtedy dodałam cebulkę). Pomagować, popieprzyć.
Kiełbachę skroić w półplasterki, podsmażyć, dodać przecier, czosnek i chili.
Ser żółty zetrzeć na grubej tarce.
Na spód naczynia wlać roztopionego masła z olejem. Wyłożyć warstwę ziemniaków, na to połowę kiełbasy, ziemniaki, drugie pół kiełbasy, ziemniaki, pieczarki i – dla odmiany - ziemniaki. Skropić topionym masłem, przykryć pokrywą i zapiekać jakieś pół godziny na 200 stopni.
Następnie wyjąć (ostrożnie!!!) naczynie, posypać serem i oregano i już bez przykrycia zapiec ser na lekko rumiano.
Super pasują do tego korniszony. Bardzo smaczne są „Ogórki kaszubskie” z firmy o staropolskiej nazwie „KLIMEX”.
P.S. Już prawie wszystkie stare wpisy są tutaj, na nowym blogu.
ŻEGNAJCIE rankingi na Interii!!! (chlip, chlip…)