Oj, ciężko mają bidni robotnicy na
naszej budowie! Ponieważ to sam szczyt „dziołu” (widoki piękne, ale wiater drze
niemiłosiernie), więc posiłki regeneracyjne muszą być naprawdę konkretne. W
zamrażarce kwiczały jeszcze kości od schabu (ach wieprzku - dobroczyńco, miej tam zawsze
pełne koryto w świńskich zaświatach), więc padło na krupnik z mięsną wkładką. Na
moim blogu wcześniej było tylko gołe zdjęcie, więc czas uzupełnić opis, coby tradycja
gotowania tej pysznej zupy nie zaginęła wraz z odejściem Marzyni na kulinarną
emeryturę.
Aby więc zapchać ekipę rozgrzewającą
i pożywną zupą krupnik należy przygotować:
2-3 kości od schabu (zależy jak są
duże i mięsne),
kilka plastrów wędzonego boczku,
kilka suszonych grzybków,
3 marchewki,
2 pietruszki,
kawałek selera,
cebulę,
4-5 ziemniaków,
2 ząbki czosnku (nieobrane),
pół szklanki kaszy jęczmiennej
(perłówki, ja dałam średnią),
sól, pieprz,
liść laurowy, kilka kuleczek ziela
i pieprzu,
korzeń lubczyku suszony i mielony (super przyprawa, wyczaiłam ją przypadkiem),
korzeń lubczyku suszony i mielony (super przyprawa, wyczaiłam ją przypadkiem),
coś zielonego do posypania.
WYKONANIE:
Kości, opaloną cebulę, 2 marchewki,
1 pietruszkę, seler, liść bobkowy, grzybki, czosnek i ziele nastawić jak na
rosół (o tu czytaj Martiku). Sól dodajemy też od razu, bo że nam bulion zmętnieje
to nie ma znaczenia, a to mięso ma być smaczne. Kiedy mięsko będzie miękkie i
zacznie odchodzić od kości wyjąć je i odłożyć do ostygnięcia (potem obierzemy
je i wrzucimy do zupy).
Boczek zesmażyć, dodać do bulionu. Kaszę
można przepłukać, ale ja tego nie robię, bo zupa naturalnie się zagęszcza –
trzeba tylko uważać, by na początku leżąca na dnie garnka kasza nie przypaliła się
w zupie. Perłówkę gotujemy w wywarze jakieś 10-15 minut, tak na półtwardo.
1 marchewkę i jedną
pietruszkę zetrzeć na tarce albo pokroić w małą kostkę (ja tam trę i nikt mi
nie każe oddać fartucha), dodać do zupy, gotować znowu z 10 minut. W tym czasie
ziemniaki pokroić w kosteczkę i siup do gara – kasza powinna już być miękka. Gotować
aż kartofelki będą dobre, dodać mięsko i doprawić wg uznania (sypnęłam nawet
trochę chili żeby dodać pałera marznącym na rusztowaniu).
Wyszło takie dobre, że sąsiad (zbędny
zasadniczo) chciał chociaż majzel i waserwoge podawać, żeby się tylko załapać ;-)
o jaaa o jaa!!
OdpowiedzUsuńkrupnik! taki jak moja babcia Stasia robiła!
Uwielbiam Twoje gotowanie za to, że jest takie swojskie i takie właśnie normalne i pyszne! :)
Ps. Gdyby nie to, że w RZ rezyduję sama to już bym wstawiała wszystko na gaz a tak obejdę się smakiem, bo po tygodniu jedzenia to raczej przestałabym pałać miłością do krupniku ;)
To są moje smaki.Lubię takie zupy o tej porze roku.
OdpowiedzUsuńMamarzyniu, krupniczek przedni, taki jaki lubię. Kuchnia Twoja bardzo mi pasuje, tylko czemu tak mało Ciebie tutaj. Właściwie to wiem, ale takie jest moje pobożne życzenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam andrzejkowo!!!
Uwielbiam tę zupę ale mam z nią problem. Raz wychodzi mi znakomita (czytaj-smakuje mnie samemu), a raz jakaś taka nijaka. No i właśnie dlatego ostatnio omijam ją w jadłospisie, robię rzeczy sprawdzone. Twoja wygląda nadzwyczaj apetycznie.
OdpowiedzUsuńBiedni robotnicy... taki ziąb!!! Nasi w grudniu dach kończyli... cali byli siwi z zimna. Teściu im gotował, podobno taki jeden chudzinka co zawsze jedna chochelkę zupy brał, wziął sobie trzy! A Teściu tylko dwie zupy pomieszał ze sobą :)))
OdpowiedzUsuńMamo Marzyniu - jutro uroczyście gotuję ten krupnik!!!
I tak mi przyszło do głowy, a propos wieprza, to pewnie znów będzie u nas jakieś bicioświnie przed Świętami. mi, podobnie jak Radkowi, tez potrawy wychodzą różnie....
Umarłam ze śmiechu jak czytałam o skrzydełkach z kurów i teraz jestem w niebie! a może w piekle, bo tyle znajomych ;))) Przyszłam se przypomnieć przepis i idę krupnik gotować :)
OdpowiedzUsuńPS: Gdzie się lepiej pisze, na Blogspocie czy interii?
Krupniczek obłędny ,taki jak lubię ,a z sąsiada '''zbędnego "" uśmiałam się po pachy, bo sąsiadka moja ukochana też zbędna ,wszystko da i wszystko zrobi ,i po zapachu leci
OdpowiedzUsuńOJ Marzyniu biedni CI Twoi robotnicy... Ale jak taka zupke im zaserwujesz to napewno sie lepiej poczuja! Ja uwielbiam krupnik a na takich kosciach to juz mniam mniam musi byc:) Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńCo prawda nie na mrozie, ale tyram. To zupa dla mnie:)
OdpowiedzUsuńhe he, no to pozdrawiam, cześć pracy :-D
UsuńDruga nazwa tego krupniku na mój użytek to "śmiesznik",
OdpowiedzUsuńjesteś kapitalna z tą swoją filozofią, masz nową fankę, mam Cię już u siebie na blogu i już mi nie umkniesz. Uśmiałam się do łez czytając przepis-opis.Pozdrawiam
boże jak ja dawno nie jadłam krupniku, a to wszystko przez to zabieganie, człowiek nie ma czasu ugotować porządnej, treściwej zupy,
OdpowiedzUsuńIle wody potrzeba żeby zupa nie straciła smaku?
OdpowiedzUsuńA tak mniej więcej na dwa palce nad mięsem (kośćmi). W miarę jak dodajemy składniki, to się wody dolewa :-)Zawsze lepiej rozcieńczyć zbyt esencjonalną zupkę, niż odparowywać zbyt rzadki wywar. Na pewno wyjdzie dobra, gdyby była za rzadka, to ubrać wody i doprawić przyprawami :-) Pozdrawiam, życzę kulinarnych sukcesów!
Usuń