Sugeruję
czytanie tego wpisu gdzieś w okolicach ferii zimowych, bo próba wyobrażenia
sobie smaku oraz walorów rozgrzewających tej wspaniałej zupy w 35 stopniowym
upale może powalić. Gotowałam ją oczywiście 2 tygodnie temu, kiedy za oknem lał
zimny deszcz i… [słowo na „p” usunięto; przyp. cenzora] i wiało jak w Kieleckim
(nie wiem dlaczego, ale u nas to nieszczęsne Kieleckie jest zawsze symbolem
okrutnego wygwizdowa, pozdrawiamy ludzi z Kielc!). Niestety nie mam
zdjęć innych potraw, albowiem na razie zakupy glanc-papiru, rapsztang, forajbek i szprosów do okien
wygrywają wciąż z nowym aparatem dla mnie...
i muszę czyhać, aż na obiedzie będzie ktoś z lepszą komórką i pstryknie…
a tu ludzie już zjedli oczami te gómułki i knydle…
i muszę czyhać, aż na obiedzie będzie ktoś z lepszą komórką i pstryknie…
a tu ludzie już zjedli oczami te gómułki i knydle…
Niech
więc będzie harira, jak pisze autorka przepisu, na którym się wzorowałam, czyli
pani Dominika: „gorące Maroko na talerzu”!
SKŁADNIKI
(wersja z kurczakiem):
- 0,5 kg mięsa gulaszowego z kurczaka pokrojonego w kostkę,
- 1,5 litra bulionu drobiowego,
- 200 g ugotowanej ciecierzycy,
- 2 garście fasolki szparagowej (nic innego „strączkowego” nie miałam, ale było przepysznie, choć nie tak syto jak z soczewicą na ten przykład),
- 1 duża cebula,
- 5 ząbków czosnku,
- 2 marchewki,
- 2 łodygi selera naciowego,
- butelka pasaty pomidorowej,
- 2 łyżeczki (ostrej i łagodnej) papryki w proszku,
- po 1 łyżeczce kuminu, ziaren kolendry, imbiru w proszku, kurkurmy,
- po pół łyżeczki cynamonu i gałki muszkatołowej,
- papryczka chili do dekoracji (raczej nie z tych diabelskich),
- sól i pieprz,
- sok z limonki i cukier,
- kilka posiekanych daktyli,
- oliwa z oliwek (taka do smażenia),
- i powinna być natka pietruszki albo jeszcze lepiej kolendra, ale ja miałam LUBCZYK i chyba się żaden Arab nie obrazi?
WYKONANIE:
Osobno
obsmażyć przyprawionego solą i pieprzem kurczaka, dodając (gdy odparuje sok) czosnek
i cebulę, żeby się zeszkliły. W dużym garnku, najlepiej ceramicznym o grubym
dnie, rozgrzać nieco oliwy i wsypać sypkie przyprawy (te w ziarnach wcześniej
utłuc w moździerzu albo zmielić). Gdy zacznie cudownie pachnieć (ale uważać na
przypalenie, papryka będzie gorzka!) dodać fasolkę i pokrojone w słupki
marchewkę i seler. Smażyć chwilę, dodać kurczaka z cebulą i czosnkiem, pomidory
i cieciorkę, zalać bulionem i „chytać” smak, doprawiając ew. ostrą papryką,
sokiem z limonki czy cytryny i nieco cukrem (dla złamania kwasu). Powinna być
wyrazista, pachnąca przyprawami, ostra i lekko kwaskowata, tzn. tak mnie się
wydaje, bo jako żywo nigdy nie byłam w Maroku. „Na wydaniu” posypać plasterkami
chili, zieleniną i koniecznie tymi daktylami (jak dobrze, że wujek Stasiu
obdarzył moje potwory daktylami w ubiegłoroczne wakacje i leżały sobie zapomniane
i scukrzone w szafce).
I jeśli
- ojcze i matko, i ty bracie i siostro - wydaje ci się, że jest ci gorąco, to
zapodaj sobie taką zupkę a wtedy zrozumiesz, że w strefie Maghrebu mają o wiele
większe upały, a to jedzą, i to w ramadanie (w tym roku między lipcem a sierpniem)
i nie sarkają, ha!!!
Zakochałem się z miejsca ;) ;) ;)
OdpowiedzUsuńMarzyniu, to jest tak charakterna zupa, jak jego kucharka, nie sposób Ci nie wierzyć w to co piszesz, zrobię na pewno ten miszung, a "chycić" smak mam nadzieję,też mi się uda, bo po takim fantastycznym opisie , nie da sie zepsuć tej zupy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i tych nawet ,których nie lubisz.
Hie, hie, czyli czyli na pozdrowienia łapią się też nasi menele - ochlaptusy ze sztreki, wredny gruby listonosz i ta baba z naprzeciwka, co mnie śledzi przez lornetkę, jak se nie zasunę rolet :-D
UsuńAbsolutnie TAK Marzyniu ! - wszyscy niech Ci się kłaniają w pas, dygają nóżkami, może wreszcie docenią kogo mają w sąsiedztwie.
UsuńA ta wścibska baba może służyła kiedyś w partyzantce i taki nawyk jej został? Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńusunęłam , bo dwa razy poszło w świat, co myślę
UsuńMarzyniu, super! Ostatnio eksperymentuję z cieciorką, i pokochałyśmy się wzajemnie:)))) Tylko te daktyle mi tu mir jedzeniowy zakłócają, ale chyba można pominąć?:)
OdpowiedzUsuńNie pomijaj! Przecież wiesz, jak nie lubię słodkiego, ale one powinny być. Oszywiście nie każdemu daktyle leżą na kupce i czekają, ale naprawdę warto. Całuski skarbie!
UsuńMarzyniu jak tylko około 25St.C nastąpi - wypróbuję:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą zupę i robię ją kilka razy w roku, nie bacząc na aurę za oknem tylko kiedy mnie "najdzie". Robię raczej na wołowinie i z dodatkiem soczewicy, a i zdarza mi się makaronu dorzucić, ale jak widać można inaczej i też pysznie. Pozdrawiam gorąco.
OdpowiedzUsuńWrócę do przepisu w okolicach ferii zimowych- ha, ha. Nie znam takiej zupy, nie znam smaku ciecierzycy, ale zupka bardzo ciekawa. Mózg musi się schłodzić, bo składników sporo, a tu żar się leje z nieba. Ta harira powinna się nazywać zupą drwali lub robotników na budowie w zimie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marzyniu.
uwielbiam tego typu zupy
OdpowiedzUsuńMarzyniu zupka super zimowa:) Rozgrzewajaca ze hej:) Ja poczekam bo u mnie to sie lato zapowiada calkiem calkiem az do listopada gdzies :) Ale jak ona super wyglada! :)
OdpowiedzUsuńKochana ja sobie nie muszę wyobrażać, w tej Anglii mam tak nonstop, cały czas pada, więc zupka idealna dla mnie; :-)
OdpowiedzUsuńtaką z chęcią bym skosztowała nawet przy + 40
OdpowiedzUsuńa mnie takie zupy smakują, nawet w upał dałabym radę :)
OdpowiedzUsuńDziś już mniej upalnie, czytało się pięknie, smakuje pewnie jeszcze lepiej!
OdpowiedzUsuńTo musi być pyszne,już dodaje do spisu-wykonac!
OdpowiedzUsuńNo ale na jesień, oczywiście
mmmniam... jak pięknie wygląda.... aż szkoda jeść;p
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło,
marcela
U nas aktualnie słowo na 'p' najbardziej adekwatnie opisuje warunki atmosferyczne, a do tego ziąb jakiś nastał i deszczysko okropne, dlatego na taką zupę miałabym duuuużą ochotę :)
OdpowiedzUsuńmamo Marzyniu, u mnie dziś równie sycąca i rozgrzewająca zupa- toskańaska z dużą ilością fasoli. Wprawdzie trochę się ochlodzilo, ale i tak czuć wewnętrzne ciepło po jej zjedzeniu. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKiedyś często do siebie zaglądałyśmy, ostatnio , z braku czasu rzadko zaglądam na blogi kulinqarne. Milo sobie przypomnieć
Beata z lubie.gotowac.com
Mamciu! Twoja zupa w sam raz na dzisiejszą aurę za oknem! Jest tak ciepło, że przeprosiłam się ze swoja wiosenną skórą i szalikiem i nie powiem, żeby, dzisiaj z rana nie umarzła na jednym z rzeszowskich przystanków! ;) więc ja na zupkę dzisiaj się piszę :)
OdpowiedzUsuńPs. Przepraszam za moją obsuwę czasową w kontaktach jednak jak to o tej porze roku studia mnie nieco pochłaniają zwłaszcza, że to już końcówka, moich naukowych podbojów ;)
Siostra ;) jednego bloga trudno mi utrzymać dwa to już był by totalny chaos :))
OdpowiedzUsuńSiostra, którą trzeba wspierać, bo ona to zielona w blogowym świecie to trzeba podać siostrzaną łapkę i poprowadzić przynajmniej na początku ;)
Dodam jeszcze, że starsza i mieszka od nas (mówię nas, że na południu) jeszcze dalej niż Pomorze Zachodnie (stąd Hexe) ot naleciałości zza Odry od naszych zachodnich sąsiadów ;)
Zrobilam dzis, w formie gestszej, nie zupowej (mniej wody po prostu). Czegos tak pysznego dawno nie jadlam! Przyprawy swietnie sie komponuja z soba nawzajem i innymi skladnikami. Daktyle dodaja egzotyki.
OdpowiedzUsuńZa oknem pazdziernik, wiec ani gotowanie ani konsumpcja martyrologia nie byly ;)
Pozdrawiam, MariaAgdalena
Bardzo się cieszę :-) Dzięki za miłe słowa!
Usuń