sobota, 15 września 2018

Bibimbap

Ostatnio "jarają" (mówiąc językiem H&C) mnie potrawy o niezwykłych nazwach. No więc jeżeli w necie wpadło mi w oczy coś, co się nazywa BIBIMBAP - to musiało zostać wykonane i pożarte. Zakupiłam nawet w tym celu (metodą klikania ma się rozumieć, w naszym Żeleźnioku chłopy wykupiły :-D) koreańską pastę o niemniej frapującej nazwie go-chuj-ang czy jakoś tak. Zaraz sprawdzę... tak! GOCHUJANG. 
Potrawa jest pyszna, wcale nie trudna do zrobienia i daje niezłego kopa. Jeśli Kim Dzong Un ma ją w menu, to nie ma co liczyć, że szybko zejdzie... Przepisów w Sieci jest kilka, ja inspirowałam się tym, polecam, bo wszystko tam dokładnie opisano. Niestety, nie posiadałam wymienionego w przepisie "jednego czarnego chińskiego grzyba" (?! to chyba ten jakisik uszak bzowy?), alem miała takoż czarne grzyby mun. Hurmie i Czeredzie (poszerzonej nawet o niejakiego P., któren jest inżynierem w PeGieE, więc jest światowcem na naszej wiosce) było wsio rawno. Zamiast karkówki czy wołowiny dałam cieniutko krojony schab, zamarynowany w sosie sojowym i tej gochujandze. No i uwaga! miałam olej sezamowy, NO BA! I nawet kolendrę dałam, uprzednio ją wyszmalcowawszy dla połysku (Okrasa tak robi), choć nie wiem, czy aby na pewno konweniuje.
Wszystkim smakowało, a nizijer zrobił nawet zdjęcia :-)
P.S. Po sesji foto okazało się, że krojony omlet, którym bibimbap powinien być posypany, został na patelni. Ale uprzejmy pan nizijerek sfotografował mi go solo.
CaUski dla wszystkich - Umiłowana Przywódczyni Marzynia

2 komentarze: