Kiedy jestem u Martika w Słowenii, zawsze pieczemy jakieś ciasta, coby olśnić spragnionych polskiej kuchni tubylców oraz podtrzymać uzasadnione przekonanie, że słodkości made in Poland są najlepsiejsze (noblesse oblige, patrz tu 😊)
Tym razem padło na karpatkę (dziewiąte miejsce w rankingu Best Cakes in the World).
Dodatkową zachętą był fakt, że w górach czarny bez dopiero zaczynał kwitnąć, a ja sama miałam ochotę na wypróbowanie przepisu mistrza Maksymiliana ("Max gotuje z natury, klik", szczerze polecam tego bloga) na karpatkę z bzowym kremem. Rzeczywiście, aromat budyniowo-maślanej masy jest cudowny, oryginalny - jak określił to autor: poezja!
Ciasto postanowiłyśmy zrobić z przepisu pani Ani ("Ania gotuje, klik!"). Cały proces jest tam tak dokładnie i jasno opisany, że teoretycznie nie da się tego schrzanić.
A jednak...
Rozsmarowane na dużej blasze (żeby było od razu na dwa blaty) ciasto parzone wsadziłyśmy do piekarnika na 200 stopni, środkowa półka, grzanie góra-dół, no prawilnie.
Warując przed szybką we czworo (sekundował nam dzielnie zięć oraz kapiący śliną Loki) czekamy, aż karpatka zacznie rosnąć. Niestety, nie działo się nic.
I nic, i nic.
Umna matka wpadła więc na genialny pomysł, żeby może jednak dać mu kopa termoobiegiem.
I wtedy Obcy RUSZYŁ.
Najpierw wybuliło go do góry, a potem zaczął pełznąć na szybkę, jak nie przymierzając The Blob z horroru (kto choć raz obejrzał to arcydzieło sztuki filmowej, ten wie 😂)
Najgorsze było jednak to, że cała powierzchnia płatu uformowała się w Alpy Julijskie, rychtyk ze słoweńskim Triglavem sterczącym ze 6 centów powyżej reszty masywu.
Przepiliśmy problem znakomitym wineczkiem z Vipavskiej Doliny i postanowiliśmy podać ciasto takie, jakim orogeneza alpejska go wypiętrzyła.
Ciasto prezentuje się wyjątkowo i z pewnością obłędnie smakowało. Mam nadzieję, chociaż chyba to bez wątpliwości, że wyjazd był udany, niezapomniany i odprężający.
OdpowiedzUsuńO tak, niemal trzy tygodnie bez "polskiej trudnej rzeczywistości" naprawdę odpręża człowieka :-D
UsuńO matko,lata nie jadłam karpatki. Jakoś nie umiem zrobić. Za to siostra męża robi obłędną! A teraz gdy wszystko notuję, to taka karpatka na samym,samiutkim końcu listy jest. No ale coś za coś!
OdpowiedzUsuńChociaż muszę przyznać że ten bzowy aromat bardzo mnie zaciekawił!
Serdecznie pozdrawiam 😘
No w tym roku już się nie da tego zrobić (chyba że rzutem na taśmę pojedziesz w wysokie góry w Słowenii ;-D). Ale naprawdę warto aromatyzować kremy do ciast bzowym aromatem...
Usuńale musi być pyszne :)
OdpowiedzUsuńThis is my first time visiting your blog. this is very good, keep writing. I also wrote something on my blog. Thank You
OdpowiedzUsuńWitam Cię cieplutko 🖐👦
OdpowiedzUsuńWspaniale wyszła Ci karpatka. Widać, że dużo wysiłku miałaś włożyć w to, by zrobić w tak wspaniały sposób karpatkę. I za to Cię cenię oraz szanuję. 👍👦
Uwielbiam bardzo karpatkę, choć nie ukrywam, że bardzo mnie zaciekawił sposób wykonania kremu.
Pozdrawiam Cię cieplutko i od serducha 🥰🤗💖
Bardzo lubię karpatkę, choć rzadko ją jadam. A już taka alpejka - to jest coś, i ten Triglav, jak z obrazka! Ciekawi mnie, jakie ciasta rodem z Polski cieszą się w Słowenii najwyższym uznaniem. Kiedyś, dawno temu, sąsiadka woziła do Francji makowiec i sernik za każdym razem, gdy wybierała się z wizytą do rodziny. A jak to jest w Słowenii?
OdpowiedzUsuńNajbardziej tam wszyscy kochają polskie serniki, zarówno te pieczone, jak i na zimno. Tylko musi być polski twaróg, przywozimy od nas. Jako bardzo smaczny uznano także staropolski piernik dojrzewający, nie znali tego ciasta. A nawet zwykły jabczok na kruchym cieście (ale renety też były z Polski :-D). CaUski :-*
UsuńDawno nie jadłam karpatki, a z kremem bzowym to właściwie nigdy :) ciekawa jestem bardzo tego smaku :)
OdpowiedzUsuńWygląda wyjątkowo smakowicie! :)
OdpowiedzUsuńSmakowicie to wygląda. Bardzo lubię karpatkę. :)
OdpowiedzUsuń