piątek, 28 listopada 2025

Harataniec

 

Kiedy człowiek siedzi pięć wieczorów w ciemnościach (a właściwie od 16-tej to już leży), to choć co mu się przypomina z dzieciństwa. Kiedy zasiadałam w myślach przy stole Cioci Deli (mieszkała w Rzeszowie i jej dom słynął z "pańskiej" kuchni) wypłynął mi obraz sernika piętrowego, którego każda warstwa niosła smakową niespodziankę. Przeszukanie Internetu - gdy wreszcie stała się jasność - ujawniło, że jest ci on, a jakże, i na dodatek ma elektryzującą (Jessu, mnie się już teraz wszystko z prądem kojarzy...) nazwę: HARATANIEC. 
Musiałam upiec. 
Nie wiem, co autor nazwy miał na myśli, ale mnie już zawsze będzie się kojarzyła ze zharatanymi nerwami. Gdy bowiem wgniatałam kakao w ciemną warstwę, znowu wyłączyli prąd. Stałam w egipskich ciemnościach nad stolnicą i michą pełną ukręconej masy serowej, wpatrzona w czarną czeluść piekarnika. Elektrycznego, ma się rozumieć😁.
Na szczęście oblewający sukces opanowania blackoutu elektrycy już po 15 minutach skapnęli się, że trzeba jednak zdjąć kożuch brygadzisty z wajchy, włączającej sieć w mojej wsi. Mogłam więc dokończyć ciasto i poprosić Boga o anulowanie przynajmniej części życzeń, skierowanych do "drucików"😉.
Wbrew temu, co pisze pani Ania, nie jest to szybki sernik. Jest dużo czynności do wykonania i w sumie nie wiem, jak "mokro z nerw" (to hasełko Babci Broni) zdołałam go upiec z takim sukcesem i ku radości wymęczonej rodziny. Widocznie niebiosa wynagrodziły mi moje dobre serce, hie, hie...
Piętra w placku to: jasne kruche ciasto (ze smalcem, ma się rozumieć), konfitura wiśniowa, ciemne kruche ciasto, waniliowy ser, pianka wiśniowa (kapkę blada u mnie, bo kisiel był z tych bio) oraz jasne, chrupiące ciasto.
Przepis pani Ani jest tutaj, gdyby ktoś chciał się jednak porwać na ten wyczyn nap. na święta. Warto jednak mieć jakiegoś pomocnika, no i pewność, że w trakcie nie będziemy musieli krzyczeć rozpaczliwie: "Mehr Licht!!!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz