środa, 7 lipca 2010

Włoska sałatka ryżowa (insalata in riso semplicissima) czyli kolejne śniadanie Mamci


Wakacje są cudowne także i dlatego, że nie tylko w niedzielę, ale i w każdy dzień mam rano mnóstwo czasu dla siebie. H&C wstaje dopiero gdzieś około jedenastej, więc nikt mi nie sklamrzy za uszami, nie chlewi w kuchni i nie wyżera cichcem półproduktów.
Dlatego chce mi się wstawać rano i robić dla siebie samej pyszne śniadania (poza tym mam już chyba pierwsze oznaki starczego wstawania i kładzenia się spać z kurami).
Jedno z takich śniadanek zrobiłam sobie dzisiaj, po wieczornej lekturze wspaniałej książki, którą dostałam na prezent. Książka to "Kuchnia włoska" i pozakładałam sobie już chyba ze trzydzieści przepisów, które MUSZĘ  zrobić. Szkoda, że zamiast czeredy pogryzionych przez tse-tse  nie mam czeredy pomocników..
Sałatka nazywa się "Sałatka z ryżu najprostsza" i rzeczywiście nie jest skomplikowana. Jadłam ją wielokrotnie we Włoszech i oni rzeczywiście podają ją pokidaną majonezem, co wzbudziło nasze zdumienie. Można ją dowolnie modyfikować.
-->
SKŁADNIKI (dla 2 osób)
1 woreczek ryżu (dałam zwykły długoziarnisty, zresztą arborio nie był w tym przypadku nieodzowny, przecież to nie risotto),
2 pomidory (niby do sałatek powinno się usuwać pestki, ale nie zrobiłam tego),
1 młody ogórek,
parę plastrów mozzarelli (u mnie: pseudo-mozzarella, całkiem dobra jak na mój gust),
duży ząbek czosnku,
kilka oliwek,
oliwa z oliwek (ze 4 łyżki),
chluścik octu winnego,
sól i pieprz,
koperek (bardziej podchodząca by była natka pietruszki, ale nie miałam akurat)
WYKONANIE:
Ryż ugotować prawie na miękko (nie zapomnieć osolić wodę, parę razy mi się zdarzyło), skropić oliwą, przemieszać, zostawić do ostygnięcia. Warzywa i ser pokroić w kostkę, koperek posiekać. Z oliwy, soli, octu, pieprzu i zmiażdżonego czosnku zrobić sos. Wymieszać ryż z pozostałymi składnikami i sosem, poczekać chwilę, aż się przegryzie i można zacząć dzień po włosku.

niedziela, 4 lipca 2010

"16 to też za mało" czyli bułeczki z masłem czosnkowo - lubczykowym, mniam...



-->
Kiedy zobaczyłam te bułeczki na blogu Kucharnia, wiedziałam, że trzeba je upiec. Przepis z lekka zmodyfikowałam, przede wszystkim nie miałam pietruszki, więc dałam suszony lubczyk (były jeszcze bardziej pociągające, mniaaam!). 
No i zrobiłam 16 bułeczek, łatwiej było je dzielić z wałka ciasta i łatwiej rozmieścić na kwadratowej blasze. Wyszły takie jakby drożdżówki, tyle że ze słonym nadzieniem. Są niesłychanie aromatyczne, miękkie w środku a chrupiące z wierzchu. Tak więc dochodzę do wniosku, że 16 to także za mało, najlepiej robić od razu z podwójnej porcji.
Oczywiście zrobiły mi się księżycowe dziurki, bo kiedy ciasto rosło, zasiedziałam się u babci na imieninach i po powrocie zastałam w misce piankę ciastową. Mimo to upiekły się znakomicie. 
Przepis podaję za panią Anną – Marią, która z kolei wzięła go od Dorotusia, a ta jeszcze skądś, w każdym razie - kto by to nie był, to stworzył przepyszny wypiek.

SKŁADNIKI
400 g mąki pszennej chlebowej,
20 g drobnego cukru (miałam tylko normalny, nie wiem, co to za różnica)
pół łyżeczki soli,
1 łyżeczka drożdży suchych (4 g) lub 8 g drożdży świeżych (dałam suche),
260 g mleka,
30 g masła, roztopionego.

Na posmarowanie:
1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka (u mnie żółtko z łyżką mleka konsens)

WYKONANIE:
Wszystkie składniki na ciasto umieścić w misie miksera i wyrobić hakami do ciasta drożdżowego. Ciasto powinno być gładkie i bardzo dobrze wyrobione. Przełożyć do natłuszczonej miski, przykryć ściereczką i pozostawić do podwojenia objętości (1,5 h lub dłużej, w zależności od temperatury otoczenia) – no u mnie to było 2,5 godziny, więc dziurki w cieście są za duże, ale niech tam!
Po tym czasie ciasto podzielić na 12 równych części (ja na 16, metodą: na pół, na pół, na pół i na pół, trzeba wziąć ostry nóż)
Uformować z nich kulki, następnie każdą spłaszczyć i ulepić w podłużną bułeczkę (tak, jak lepicie pierożki), układając złączeniem do blachy. Nie lepiłam pierożków, bo ciasto nie chciało się lepić, natłuszczonymi rękami ponaciągałam pod spód, żeby wyszedł w miarę kulisty kształt, a potem uturlać w rękach.
Przykryć, pozostawić na 30 minut do ponownego wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Ja ułożyłam na blaszce, na macie silikonowej (polecam po raz kolejny) i przykryłam drugą matą, natłuszczona olejem.

W tym czasie przygotować nadzienie: 

SKŁADNIKI
60 g miękkiego masła,
4 ząbki czosnku drobniutko posiekane, 
2 łyżeczki suszonej pietruszki (dałam lubczyk)

Wszystkie składniki rozetrzeć lub zmiksować. Włożyć do rękawa cukierniczego lub woreczka, w którym odetniecie róg (ja nakładałam łyżeczką do kawy).
Wyrośnięte bułeczki posmarować jajkiem. Ostrym nożem naciąć do połowy, wycisnąć  w to miejsce nadzienie (niestety, nie dały się naciąć nawet żyletką. Z lekka zniecierpliwiona porobiłam w nich dołeczki i tam nałożyłam nadzienie. Myślę, że mój sposób jest jeszcze lepszy).
Piec w temperaturze 180ºC przez około 15 minut (ja chyba ze 20 minut, w każdym razie do ładnego zrumienienia). Podawać ciepłe. 
U mnie na drugi dzień została tylko jedna, którą zamknęłam na klucz, żeby zobaczyć, czy nie sczerstwieją za bardzo. Nie sczerstwiała, była nadal wyśmienita.