Podobno takiego kurczaka kucharz
przygotował dla Napoleona po bitwie pod Marengo z tego, co było dostępne pod
ręką. No ja tam nie wiem, ale żeby na polu bitwy miał i kurę, i pieczarki, i
pomidory i jeszcze pszenny chleb, żeby zrobić grzanki… W każdym razie ta
potrawa jest bardzo smaczna i nie dziwię się, że „Bóg wojny” był zadowolony.
Hurma i Czereda też była, a Pasiu nawet wylizał sos. Ja zresztą też, bo jest pyszny
i lekki.
SKŁADNIKI:
Kurczak, o wielkości dostosowanej
do apetytów biesiadników (jeśli wrócili z pola bitwy to wziąć dużego). Można oczywiście
przygotować potrawę np. z samych nóżek czy piersi, ale naprawdę jest
smaczniejsza, kiedy się dusi całego kurczaka,
pół kilo dojrzałych pomidorów lub 2
puszki krojonych,
30 dkg małych pieczarek
(ewentualnie duże, ale muszą być bardzo świeże) - trzeba sprawdzić, czy te
zafoliowane w pudełkach w marketach nie są jak biblijne „groby pobielane”: z
wierzchu białe, a w środku całkowicie sprukwiałe,
2 cebule,
3-4 ząbki czosnku,
natka pietruszki,
oliwa i masło do smażenia,
w oryginale jest białe wytrawne
wino – nie daję, nie lubię potraw z winem, zawsze dosmaczam sos octem
balsamicznym, mam „prawdziwy” z Modeny, słodki i aromatyczny,
sól, pieprz.
WYKONANIE:
Kurczaka poporcjować, natrzeć solą
i pieprzem, a kiedy nasłonieje, usmażyć na oliwie na rumiano. W tzw. międzyczasie
usmażyć pieczarki na maśle z oliwą – jeśli są małe, przekroić tylko na pół,
duże pokroić w grube plastry. Pomidory sparzyć i obrać ze skórki. W rondlu o
grubym dnie zeszklić cebulę na oliwie, włożyć kurczaka, pieczarki, pomidory, wcisnąć
czosnek i dusić, ewentualnie podlewając woda, aż mięso będzie miękkie. Sos
zrobi się naturalnie gęsty, jeśli jest zbyt rzadki, można ciutkę zagęścić go
mąką. W czasie duszenia doprawiamy sosik solą, pieprzem, octem balsamicznym
(lub winem), dodajemy drobniutko posiekaną pietruszkę (może być suszona), ja
wduszam jeszcze jeden ząbek czosnku pod sam koniec, bo lubię, żeby było go czuć
w potrawie.
Bonaparte podobno pożarł to w towarzystwie
jaj usadzonych na grzankach, ale to już chyba przesada, po prostu - biała bułka
albo bagietką, miska zielonej sałaty i można delektować się połączeniem
wspaniale dopełniających się smaków.
Nooo...to sobie jeszcze strzelę Marengo (i zatańczę) przed udaniem się na obczyznę. A wczoraj byłam w Rzeszowie, machałam w Twoją strone:)) Buźka
OdpowiedzUsuńMarzyniu tom się znowu załapała na takie pyszności, że palce lizać!!!!A ta wcześniejsza kapustka...to moja ulubiona, taki przepis stosowała moja mamusia! Oj, mamy bardzo podobną kuchnię...taką smakową!!!!Marzyniu mam dla Ciebie propozycję, zadzwonię jutro!!!!Buziaki!!!
OdpowiedzUsuńhehe Marzyniu ja już Cię widzę jak oblizujesz się po tym kurczaku :-)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi takiego apetytu, że też muszę zrobić :-)
Jeżeli wszyscy tam u Was tak gotują, to się nie dziwię, Marzyniu, że mi całą męską część rodziny za babami w góry wywiało;)
OdpowiedzUsuńNo takiego kurczaka to ja sobie sprawię niedługo :)
OdpowiedzUsuńPrzybyłam, zobaczyłam, idę polować na kurczaka.
OdpowiedzUsuńooo a ja właśnie przywiozłam sobie kurczaka ze wsi-bezstresowego, kolejna rzecz na liście do zrobienia:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa ogólnie lubię podroby.. Moja siostra na przykład zawsze się krzywi.. a ja sobie nie wyobrażam żeby nie lubić wątróbki, żoładków.. itp.
OdpowiedzUsuńWspaniałe apetyczne danie :-)