Do wykonu tego ciasta zmusiło mnie smędzenie H&C, zredukowanej w tygodniu do jednego przedstawiciela watahy, więc gdy On prosi o coś, to prosi mnie 100% petentów. No i jak tu odmówić? Niestety, pan od jakichś 3 miesięcy nie je (wogle!) cukru, co ja przyjęłam z entuzjazmem, bo myślałam, że już całkowicie umyję ręce od pieczenia (na weekendzie piecze Martik). Ale nie... słodkiego się dalej chce, tylko ma być ZDROWE słodkie! No to coś tam stulam i zachwalam, że zdrowiusieńkie, wprost lecznicze!
Na marginesie mówiąc to ciasto jest bardzo smaczne. Robi się błyskawicznie i szybko można je jeść, gdy tylko herbatniki zmiękną. Robiłam je po prostu blenderem, bo nie mam miksera, a nie chciało mi się borykać z robotem.
SKŁADNIKI:
- 0,5 kg sera białego,
- kostka masła (200 g.),
- szklanka ksylitolu,
- esencja migdałowa do smaku,
- rodzynki - dobrze umyte w gorącej wodzie i skropione rumem,
- duża paczka herbatników "Petit Beurre" (oczywiście jest w nich cukier, ale jakoś pan nie umarł w konwulsjach),
- tabliczka gorzkiej czekolady (to był "Wawel", idealnie zastygła i bardzo chrupała, co do cukru w niej to patrz wyżej),
- prostokątna forma, może być nawet pudełko
WYKONANIE:
Masło zmiksować z ksylitolem (ja po prostu nożami ręcznego blendera), aż będzie puszyste. Dodać ser, zmiksowany takoż (w innym naczyniu) i dobrze wymieszać. Dodać rodzynki i aromat jaki nam pasuje, akurat miałam migdałowy. Herbatnikami wyłożyć formę, wcale nie musi być starannie, smarować kremem serowym i tak warstwa po warstwie, aż do dachu, którym oczywiście mają być ciastka. Czekoladę połamać, rozpuścić w kąpieli wodnej z łyżeczką masła i pokryć nią jak papą płaski w tym przypadku dach domku (jeśli w ogóle odczuwamy jeszcze potrzebę samooszustwa, że to Chatka Baby Jagi). Już po godzinie było miękkie, świetnie się kroiło i zostało pożarte w błogim poczuciu dbania o zdrowie.
P.S. Ciocia i Ania się nie kapły, że to na petitkach, ale Teściowa, jako wytrawna znawczyni, już mogłaby :-)

