piątek, 27 listopada 2009

Cycki Murzynki



2009-10-31
Właśnie skończyłam piec wyczekiwane przez całą rodzinę (i przez jednego kolegę, któren nie jest awanturujący się i był cierpliwy) CYCKI MURZYNKI. Na razie tylko zdjęcie z wierzchu, co jest w środku - sie zobaczy jutro.

Dodano 1 listopada 2009:
Rano po śniadaniu rozkroiliśmy ciasto, tym bardziej, że przyszła Mama Mamy Marzyni z Tatusiem Mamy Marzyni i też byli ciekawi, co to za otrąbione na pół Polski mecyje.
No i rzeczywiście to ciasto jest pyszne.
Co prawda nie jest to wersja ortodoksyjna, bo w oryginalnych przepisach zawsze jest albo w środku, albo w ogóle całość z ciasta kokosowo-makowego. Ale u mnie rodzinka nie przepada za tym rodzajem ciasta, więc zmodyfikowałam przepis po swojemu i nic nie stracił.

A’ propos: jeśli będziecie szukać na necie właściwego przepisu, uważajcie na link: „cycki Murzynki”, po którym wyświetliły mi się gigantyczne walory jakiejś czarnej Wenus z Willendorfu i dopiero przerażone spojrzenie na adres strony ujawniło, że to nie stronka kulinarna, tylko: „Porno-amatorki”!

Szczególnie spodobało mi się jedno zdjęcie ze względu na cień. Myślę, że Tato dopiero tym cieniem będzie usatysfakcjonowany, bo w czasie oględzin powiedział, że to co ma na talerzyku, to jakaś taka plaskata klatka piersiowa zagłodzonej nastolatki z Zimbabwe…

Dobra, dość gadania, czas na pieczenie!
SKŁADNIKI:
Biszkopt (a właściwie 2 trzeba upiec, dokładnie takie same):
4 jajka,
4 łyżki mąki pszennej (z małym czubkiem),
4 płaskie łyżki cukru pudru,
płaska łyżeczka proszku do pieczenia,
szczypta soli;
krem:
krem budyniowy dałam dokładnie taki, jak w przepisie na na "Bajeczne ciasto bez pieczenia", tylko zamiast 6 łyżek cukru dałam 4 (bo tam krem idzie na słone krakersy, a tu na słodki biszkopt). Ten krem jest niezawodny, naprawdę pyszny, puszysty i gładziutki i nie trzeba się bać, że coś się spieprzy, w razie czego: patrz wskazówki w przepisie;
do kremu warto dodać jakieś owoce, ja dałam drobno krojonego ananasa z puszki.
Warstwa „cyckowa”:
paczka okrągłych biszkoptów (polecam „LU biszkopty” okrągłe),
jakiś alkohol do nasączenia (np. likier, wódka; uwaga Davi: piwo się NIE NADAJE, niestety), ja dałam tę zalewę z ananasa, bo miały to jeść dzieci,
małe opakowanie rodzynek,
polewa czekoladowa: tabliczka gorzkiej czekolady, łyżka masła, mleko skondensowane (lub śmietanka, lub zwykłe mleko) tyle, ile trzeba by czekolada się rozprowadziła po ciastkach.
PIECZEMY!:
Potrzebna jest taka krótsza blaszka, zbliżona kształtem do kwadratowej.
Wykładamy dno przyciętym papierem do pieczenia, ja nie miałam (bo akurat wyszedł), więc dałam zwykłą folię aluminiową, którą Martik z namaszczeniem namaścił zwykłym olejem. Odpalamy piekarnik na 160 stopni, grzanie góra i dół (bidny Żuczek tylko góra…).
Następnie oddzielamy żółtka od białek, przesiewamy mąkę, proszek i cukier puder i puszczamy maszynerie swojom w ruch – czyli mikser (ja, dumna posiadaczka miksera z misą obrotową, po raz kolejny pogratulowałam sobie jego zakupu).
Ucieramy białka ze szczyptą soli, po czym dodajemy cukier i ubijamy na dość sztywną pianę. Dokładamy po żółtku, wyłączamy mikser i już łyżką albo trzepaczką – rózgą delikatnie wmieszujemy mąkę z proszkiem. Wylewamy masę na blaszkę i pieczemy jakieś 15 minut, aż ciasto urośnie i zrobi się złote. Czasami to trwa bardzo krótko, ważne, aby nie przepiec biszkoptu, bo będzie suchy.
Na marginesie: ten przepis na ciasto biszkoptowe sprawdza się super w roladach, ciasto jest mokre i elastyczne, nawet go wcale nie ponczowałam, a i tak było mięciutkie.
Dokładnie tak samo pieczemy drugi placek. Wyciągamy z blaszki, kiedy wystygnie (trzeba odkleić folię ze spodu, ale łatwiutko schodzi).
Kiedy ciasto stygnie, robimy krem.
Masę dzielimy na dwie części, smarujemy najpierw jeden, przykrywamy, dociskamy, potem drugi (dość grubo, oczywiście dodawszy te ananasy), wyrównujemy powierzchnię i układamy biszkopty, króciutko zamaczane w syropie lub w alkoholu. Następnie robimy polewę: połamaną czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej z masłem i 2 łyżkami mleka. Kiedy się rozpuści, łapiemy konsystencję, dodając w razie potrzeby mleka. Powinna powstać dość gęsta, ale lejąca się polewa.
Biszkopty (imitujące wiadomą część ciała) smarujemy polewą (ja to robiłam pędzlem kuchennym) i wtykamy rodzynki (imitujące wiadomo co).
Wstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę, usunąwszy wcześniej kiełbachę, wędzonkę, twaróg urobiony z czosnkiem i kozi serek, chyba, że chcemy mieć ciasto o zapachu np. boczku. Posiadacze prostokątnego pojemnika z pokrywą nie muszą, ja mam takie szpejo tylko do tortów (okrągłe, zamykane), więc musiałam wyczyścić lodówkę z ostro pachnących specjałów.
No a potem już tylko DEGUSTACJA!

1 komentarz:

  1. davidian (gość) 2009-10-31
    Ojejuu, ile cyyyycków - i wszystkie dla mnie? Mmmmmm... ;)) Ilościowo w sam raz, choć nie powinienem tego chyba pisać - i tak już krążą w okolicy plotki o tym, że mam ciągoty do tej...no...nieuregulowanej prawnie poligamii...? :))
    Dziękuję pięknie, kłaniam się nisko i zabieram za rodzynki....zacznę od sprawdzenia zębami czy są odpowiednio twarde, mmmrrr...:))))))

    magenta (gość) 2009-10-31
    Sześć cycków to rzymska wilczyca musi być :)))

    mamamarzynia (gość) 2009-10-31
    Na całym placku jest ich 20, alem wykadrowała, bo haremu kacyka Davi mógłby nie przetrzymać ;-)
    Poza tym niektóre były mniej udane, coś jakby replay z ostatniego odcinka Cejrowskiego (te stare baby, co plotły maty, a on koło nich plótł trzy po trzy coś o tabu).

    mamaNiuni (gość) 2009-11-01
    Kiedy wracaliśmy z tatą Marzyni z cmentarza powiedziałam mu, że za chwilę będzie miał w ustach cycki MUrzynki. Łypnął na mnie zdziwionym okiem, ale jakby przyspieszył kroku, widocznie doszedł do wniosku, że moja skleroza zaczyna wyczyniać harce i, a nóż zmienię swoje bogobojne zasady? Kiedy przy kawie Marzenka zaproponowała, że ciasto nam spakuje do domu na "po obiedzie", ja powodowana niepohamowaną, prosięcą żądzą zjadłam jedną pierś. PYCHA!!! Tata ocenił wiek Murzynki na 8-9 lat, ale przecież mogła podlegać plemiennemu zwyczajowi krępowania piersi i w domu, już niczego nie rozważając (czy oby letnia, czy nie?) pożarł 3 kawałki.
    riverman1971 2009-11-02
    ZNAM TE CYCKI :)

    davidian (gość) 2009-11-03
    Ło dżizas, z takim kosmicznym przepisem to ja se szybciej prawdziwe zorganizuję niżbym to miał upichcić :)))

    Nacia (gość) 2009-11-03
    Bartoszek mówi, że ładnie ciasto wygląda, ale on by wolał wersję z białą czekoladą, czyli egzotyczne "cycki japonki" albo ewentualnie "cycki białaski" ;)))
    pozdrawiamy,
    stali czytelnicy "zdrajcy" z Wrocławia

    mamamarzynia 2009-11-04
    Cześć Naciu, powiedz Bartoszkowi, że mam przepis na "Cycki Aryjki" i to na słono. Powinien być usatysfakcjonowany, chociaż on dobrze wie, jakie są najlepsze na świecie ;-)

    OdpowiedzUsuń