niedziela, 20 grudnia 2009

Rybne pulpeciki puszyste i chrupiące z Dalekiego Wschodu.




Aż wstyd, ale na moim blogu nie było do tej pory gorących potraw z ryb!
A przecież „jedzą rybe, jedzą rybe” i to nawet dość często, bo na stołówce raz w tygodniu ryba jest. Fakt, że nie jest to ulubiony surowiec hurmy i czeredy, więc chcąc przemycić rybę, muszę robić coś ekstra.
No i zrobiłam to: EKSTRA, to są jakby orientalne kuleczki rybne, jadłam coś takiego lata temu w restauracji „Halong” w Rzeszowie, ale ją – nie wiedzieć czemu – zlikwidowali. Jest jeszcze inna knajpa wietnamsko-chińsko-tajska, niejaki „Sajgon”, ale on się do Halongu nie umywa. Poza tym klienci często robią tam sajgon, bo strasznie trza długo czekać na potrawy i niemiłosiernie zajeżdża smażeliną.
Moje kuleczki zajeżdżają tylko egzotycznymi przyprawami, praktycznie nie czuć ich rybą. To może być sposób na niejadków, chociaż dla małych dzieci trzeba by zmodyfikować przepis. 
Pulpeciki są chrupiące z zewnątrz i bardzo puszyste w środku (starałam się to oddać na zdjęciach), pachną koperkiem, czosnkiem, imbirem i kolendrą. 
Ja je podaję w towarzystwie ryżu i mieszanki "chińskich" warzyw (mrożonka z Horteksu).
Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z Chinami (i nie musi, i bez mojego wsparcia Chińcyki tsymajo się mocno), ale dość udatnie udało mi się odtworzyć smak tej rybki.

SKŁADNIKI (wychodzi koło 25 małych kuleczek):
jakieś 70 dkg filetów z białej ryby (nie kupujcie tilapii i pangi!),
mała cebula,
3 ząbki czosnku,
pół pęczka koperku,
2 łyżki tartej, dobrej bułki,
2 jajka (osobno białko i żółtko),
nieco mąki do panierowania,
łyżka masła,
olej do smażenia,
sól, pieprz, 
świeży imbir starty na drobnej tarce - ile kto lubi,
przyprawy orientalne, jakieś w miarę „chińskie” w smaku (ja mam własną "5 smaków", warto zrobić).
WYKONANIE:
Rybę zemleć albo – tak jak ja – zmiksować w blenderze, ale nie na totalne muto. Cebulkę drobno skroić, zezłocić na maśle. Białko ubić, żółtka rozbełtać. Koperek pokroić, czosnek przecisnąć przez praskę. Rybę dobrze wyrobić z cebulką (wlałam oczywiście razem z masłem), czosnkiem, koprem, żółtkami i przyprawami, dodać bułkę (bo to będzie dość rzadkie). Domieszać delikatnie pianę z białek. Olej, głęboki na tzw. 2 palce, rozgrzać w małym rondelku, no chyba, że ktoś ma na podorędziu 2 litry oleju, to może i w szerokiej patelni. Cały olej trzeba potem wyrzucić, więc lepiej smażyć partiami.
Przygotować talerz z mąką i miseczkę z wodą. Ta masa jest rzadka i jeszcze się klei, dlatego trzeba maczać czubki palców w wodzie, nabierać tej ciapy tyle co orzech włoski (no, potem to już tyle co mandarynka, te maleńkie są bardziej apetyczne, ale wkurzenie na oporną materię rośnie w tempie geometrycznym), siupnąć do mąki i wtedy już taczać suchymi wnętrzami dłoni. 
Smażą się bardzo szybko, na średnim ogniu. 
Bardzo pyszne są z ostrym sosem chili i kawałkiem bułeczki. Jako danie obiadowe idealnie sprawdzają się z ryżem.
Ach, brakuje mi tylko przystojnego kelnera, żeby musnął mnie warkoczem i powiedział: „doble, doble!”, jak zapewniał szef kuchni w Halongu…


9 komentarzy:

  1. Czytam i czytam i pada słowo "zemleć"... mój stary się pyta czy to znaczy, że ma wziąż do facjaty, pogryźć, wymwmlać i wypluć, po czym zrobić pulpeciki? Osioł nie z tej ziemi... ja sobie zrobię takie według przepisu Twego a jemu zemlę po ichniemu...ciekawe jaką będzie miał papę jak mu powiem co podałam i jak przyrządziłam... padnę pewnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm, ja niby nie polonistka, tylko historyk, ale słowo: "zemleć" chyba jest poprawne? Zresztą ja czesto jadę gwarą, więc może i dość, że powinno byc: zmielić...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej tam, zemleć czy zmemleć, co za różnica? Efekt końcowy taki sam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadza sie, tym bardziej, że wiadomo, iż w gębie sie mymla.
    A jak coś jest twarde i rozpuszczalne, to się cycka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rybę, chociaż lubię, jadam niezwykle rzadko..wiem, wiem...zdrowe toto, powinienem częściej..Jakoś tak zawsze u mnie przegrywa z mieloniakami:):):)A tutaj wyglada ta rybka bardzo apetycznie, w zachęcających kształtach...:):):)
    Noooo i widziałem to Twoje wcielenie..:):):)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jadałam ryb i takich tam wodnych świństw do 39 roku życia /za wyjątkiem śledzi teściowej/. Pojechałam do Anglii na rok i zarybiłam się, jadam nawet - krewetki, i inne wodne straszydła. Ryba musi u mnie być 3 razy w tygodniu. Wszystko dlatego, że mój gospodarz - wegetarianin dla mnie gotował. Przepis cudowny!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Obie formy memłania są jak najbardziej prawidłowe :))
    A ryba dla mnie, bo innego mięsa nie jadam. Zostały mi ryby i inne robaczki bogate w białko ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mamcia, kopsnij się do mię ;) i potraktuj z przymrurzeniem :PP

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie to można zemleć, zmielić, zmiędlić albo rozmemłać, byle wyglądały tak jak te Twoje ;) Uch, mógłbym i za kelniera robić żeby tylko pokosztować. Warkocz dałoby się zapleść, ale kelnier miał być przystojny. I tak pryskają marzenia o pulpetach z ryby :)

    OdpowiedzUsuń