No i okazuje się, że „zachyciliśmy się”
na zupy - kremy. Najfajniejsze jest w nich to, że nie wymagają praktycznie żadnego
wysiłku, aby je zrobić. Nawet Jurand, któren się odgrażał, że nie tknie, zjadł
z apetytem.
W kremie z zielonego groszku kolor
zachwyci każdego, na zdjęciu tego tak nie widać, ale jest po prostu zieloniutki
jak majowa trawka. Oczywiście efekt ten można uzyskać tylko ze świeżego
groszku, albo – jak w moim przypadku – z mrożonego. No i nie wolno go długo
gotować. Dodatkowym bonusem krótkiego gotowania jest smak – wspomnienie lata,
jakże miłe, gdy na polu wiosna nadal nie może się wyłupać z lodowych okopów.
Więc
do dzieła, zupka jest pyszna i można błysnąć przed odchudzającymi się koleżankami.
SKŁADNIKI:
Opakowanie groszku mrożonego (ja
miałam Hortex, spoko jest),
Niecały litr odtłuszczonego rosołu
drobiowego,
1 większa szalotka,
ząbek czosnku,
duża łyżka masła,
sól, pieprz, gałka muszkatołowa do
smaku.
WYKONANIE:
Cebulkę i czosnek pokroić, dusić do
miękkości na maśle (nie rumienić). Zalać bulionem i chwilkę pogotować. Na mocno
wrzący rosół wrzucić groszek i pod przykryciem szybko go zagotować. Nie trzeba
dłużej, i tak będzie miękki, a zachowa kolor i świeżość. Zmiksować na gładko,
doprawić.
To, co pływa na zdjęciu na wierzchu zupki to suszone pomidory z chili
i bazylią, posypałam, żeby było jeszcze pikniej.
A do tego bułeczka z masłem
zapieczona na rumiano.