W mojej kuchni z galicyjskiej prowincji goszczą
czasami nowinki, albowiem H&C domaga się, w przerwach między
wymiataniem mich z boszczem i knydlami, jakiejś egzotyki.
Dlatego lustrując
sklepowe lady wyniuchałam i zakupiłam piękną wołową karkówkę, w cenie niepowodującej stawania
potrawy gorzką pigułką w gardle. Bo przypomniała mi się zupa o wdzięcznej i
swojskiej nazwie „CHARCZO” (możecie sobie wyobrazić komenty Hurmy i Czeredy,
gdy zapodałam, co gotuję).
Jest pyszna, a smak tej potrawy najlepiej oddają
słowa Faceta z Nożem, z którego bloga pochodzi przepis (nieco przerobiony przeze mnie, ma się rozumieć i niestety nie umywający się do Mistrza...):
Charczo (ხარჩო) to w zasadzie zupa. W zasadzie,
bo najlepsze, które jadłem, było do tego stopnia zagęszczone orzechami, że
konsystencją przypominało potrawkę. To porządna porcja wołowiny dopieszczonej
przyprawami i podkręconej orzechowym umami. Przygotowanie sporo trwa, ale
charczo pozostawia po sobie dużo ciepła, sytości i w ogóle szczęścia (...). Potrawy można
rozrysować na kontinuum między czasem przygotowania a ilością pracy, gdzie
t=1/W :) Innymi słowy, albo coś się robi szybko, ale pracując przy tym
intensywnie i bez przerwy, albo przygotowanie trwa długo, ale niewiele wymaga
zaangażowania. Charczo to zdecydowanie drugi przypadek.
SKŁADNIKI:
0,7
kg karkówki wołowej,
2 duże cebule,
łyżka mąki,
mały słoiczek ostrego ajvaru
(powinna być adżyka, ale mam swój ajwar w wersji soft i hard, więc wykorzystałam),
kubek (ok. 150 g) zmielonych orzechów włoskich,
porcja
włoszczyzny (2-3 marchewki, 1-2 pietruszki, kawałek selera, kawałek pora,
mała cebulka, dwa liście laurowe i
4-5 kuleczek ziela angielskiego),
słoik pulpy pomidorowej,
pęczek naci kolendry
(u mnie pietruszka i w mniejszej ilości),
2 łyżeczki
przyprawy chmeli suneli (jest na Allegro),
torebka ugotowanej soczewicy,
2-3
ząbki czosnku,
2 łyżeczki słodkiej papryki,
łyżka masła,
2 łyżki oliwy,
sól i
pieprz do smaku.
WYKONANIE (znowu za Facetem, warto zajrzeć na jego bloga, bo i z jajem pisze, i świetnie gotuje):
Mięso potnij w poprzek włókien w niezbyt małą kostkę, jak na gulasz. Na
dno dużego gara wlej oliwę, a gdy się rozgrzeje, przesmaż na niej posiekany
czosnek z adżiką (albo Twoim autorskim substytutem) i przyprawami. Wrzuć mięso
- najlepiej partiami, żeby się podsmażyło. Gdy wrzucisz wszystko od razu, jest
spore ryzyko, że temperatura w garze za bardzo spadnie i mięso, zamiast się
zrumienić, zacznie się gotować we własnych sokach, z niewesołym, szarym
skutkiem (u mnie był właśnie taki skutek, hie hie).
Kiedy mięso się zarumieni,
zalej je dwoma litrami wrzątku i dorzuć całą włoszczyznę. Zmniejsz ogień i
gotuj pod przykryciem przez półtorej godziny.
Masz teraz czas dla siebie,
podczas gdy w garnku powstaje smakowity, lekko pikantny wywar.
Teraz
wyjmij cedzakiem włoszczyznę z bulionu. Poszatkuj cebule i przesmaż na maśle,
aż się zeszklą. Wtedy dosyp mąkę, trochę soli i pieprzu, i pozwól się temu
wszystkiemu nieco zrumienić, a przede wszystkim mące spęcznieć. Wrzuć na
patelnię pomidory, posmaż chwilę, a pustą puszkę napełnij do połowy bulionem z
gara, wypłucz nim i wlej wszystko do cebuli z pomidorami, żeby zdeglasować to,
co przywarło do dna patelni. Nie chcemy tego stracić.
Zawartość patelni dodaj
teraz do bulionu z mięsem. Wsyp mielone orzechy i dobrze wszystko zamieszaj. Spróbuj,
i jeśli trzeba, dosyp soli i pieprzu. Duś na małym ogniu, pod
półprzykryciem, przez kolejną godzinę. Przez ten czas pozwolimy kolagenowi w
mięsie zmienić się w żelatynę - w efekcie kawałki będą się pod naciskiem
widelca rozkosznie rozpadać na miękkie włókna.
Dosmakuj - sól? pieprz? chili? Dodaj,
jeśli trzeba. Wsyp ugotowaną soczewicę (Facet dawał ryż, ale z tą soczewica jest jeszcze bardziej "egzotyczna"). Posiekaj natkę i wrzuć na sam koniec.
Serwuj posypane ziołami, z kawałkiem pszennego pieczywa.
Odgłosy wydawane przez Watahę przy konsumpcji tej potrawy NA PEWNO nie były charczeniem. Raczej stękaniem z lubego obżarstwa :-D
Zupka pewnie pierwsza klasa mimo wszystko jak tylko wyniucham jakaś tanią wołowinkę w pierwszej kolejności pokuszę się zrobić zrazy! :))
OdpowiedzUsuńz pewnością Mamciu droga masz rację dlatego cena wołowiny skutecznie odciąga w czasie moje pierwsze zrazy w życiu :D
OdpowiedzUsuńTakie żarcie, to istny raj dla podniebienia. a i wspomnienia pozostają na długo. Marzyniu, może kiedyś wypróbuję....
OdpowiedzUsuńMarzenko , nie znam tej zupy , zapowiadasz ją bardzo smacznie i zachęcająco, mój Małż(On)ek uwielbia wszelkie gulaszowe konsystencje, a charczo na taką wygląda.O orzechach Mojemu nie wspomnę, chyba ,że sam je wyczuje, a po minie poznam ,czy mam się przyznać do tego składnika , czy nie.
OdpowiedzUsuńP.S.A bułka brytfon Babci Broni, to wypisz-wymaluj jak moje brioszki na przekroju. Może i ja się doczekam kiedyś od swoich wnuków ,takiej rekomendacji o Babci Bożenie, jaką Ty , Marzenko, wystawiasz Babci Broni.
Lubię to rozkoszne stękanie po wszystkim… a Facet jest istotnie bardzo inspirujący, ja od niego wzięłam ciasto na pizzę jakiś czas temu :) Zupa bardzo konkretna, gdy śniegi nastaną być może się za nią wezmę.
OdpowiedzUsuńja też lubię takie specyfiki i mnie też by się taka egzotyka przydała :-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa zupa... na pewno by mi smakowała.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa zupka Marzyniu! :) Rozgrzewajaca, idealna na zblizajace sie chlodniejsze dni :) Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńJuż ją sobie zapisuję,jak zrobię dam znać.To są moje smaki.
OdpowiedzUsuńCzytając już czuję dużo ciepła ,sytości i w ogóle szczęścia .Zapowiada się pysznie
OdpowiedzUsuńno to ja wpadam na taką rozgrzewającą zupkę do ciebie Marzyniu! zostawili cosik dla mnie?
OdpowiedzUsuńzupa wygląda na prawdę świetnie :) idealna na zimowe dni
OdpowiedzUsuńZupka zacna - w sam raz na zimę :) która za progiem tuż tuż.....
OdpowiedzUsuńNapisz Marzyniu na e-maila, wyjaśnię makową sprawę :)
gotuj.sam@gmail.com
To posmakuje całej mojej rodzinie! Koniecznie do wypróbowania!
OdpowiedzUsuńJadlam ta zupe w restauracji, ktora serwuje kuchnie rosyjska, gruzinska i podobne. Jest naprawde pyszna. Sama nie gotowalam jeszcze ale sprobuje.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja ugotowałam zupa jest pyszna i bardzo przypomina smakiem tą którą jadłam w gruzińskiej restauracji. Naprawdę pyszna
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że pani smakowała :-)
Usuń