Zawsze lubiłam czytać książki Jane Austen. No i oglądać
ekranizacje jej powieści. Najbardziej wrył mi się pamięć (nie wiedzieć czemu,
chyba byłam wtedy zakochana) serial „Mansfield Park” z miłą aktorką o końskiej
twarzy i jej ukochanym, który wyglądał, jakby miał wrażony kij od szczotki… poprawka: kij od polo.
I jak to w wyższych sferach, oni tam ciągle jedzą przy
ogromnych stołach, a lokaje w liberiach i pudrowanych perukach bezszelestnie
zmieniają półmiski. Dlatego gdy zobaczyłam zupełnie przypadkiem (tu) przepis na
frykando Jane Austen WIEDZIAŁAM, że muszę to ugotować. Już sama nazwa kojarzy
się z czymś pysznym, co się fryga aż uszy się trzęsą. Jest książka kucharska na
podstawie powieści Austen i jeśli tylko nie zrujnuje mi budżetu to kupię.
Zapewniam, że danie jest pyszne, składniki można zstąpić zbliżonymi w smaku,
chociaż wydaje mi się, że nie można pominąć sardeli (fileciki z sardeli, czyli
anchois bez problemu można kupić).
Ze smardzami, truflami i karczochami może
być kłopot (umyślny z Włoch nie dotarł do mnie na czas), ale i bez tych
ingrediencji frykando jest znakomite!
Przepis oryginalny:
Weź udziec cielęcy,
wytnij z części grubej plastry na pół cala grube i sześć cali długie. Obłóż
łodygami młodych karczochów i oprósz mąką. Piecz na ogniu, aż nabiorą
jasnobrązowego koloru, po czym przełóż do wielkiego rondla, dodaj kwartę sosu i
duś przez pół godziny. Dołóż plasterek cytryny, nieco sardeli, dwie łyżeczki
pikli cytrynowych, pokaźną łyżkę przecieru orzechowego, takąż smażeniny, trochę
pieprzu kajeńskiego, kilka smardzów i trufli. Kiedy frykando miękkim się
stanie, wyjmij je, a sos zagęść masłem i mąką. Przecedź, wyłóż mięso na
półmisek i polej dobrze sosem, obłóż cytryną i berberysem. Niektórzy dekorują
pulpecikami albo kulkami zawijanymi w cielęcą kiszkę, albo żółtkami jaj na
twardo gotowanych, co mile cieszy oko.
Przepis uwspółcześniony:
6 plastrów
cielęciny grubych na centymetr,
kilka gałązek świeżego rozmarynu (użyłam
suszonego),
sól i pieprz, ew. pieprz cayenne,
olej lub masło do smażenia,
1/2
litra rosołu,
1 łyżka soku z cytryny,
1 łyżka pasty z sardeli (anchois) – dałam
3 fileciki drobno pokrojone; same rozpadły się w sosie,
2 lub 3 łyżki przecieru
grzybowego – wystarczy po prostu łyżka sproszkowanych grzybów suszonych,
można dodać łyżkę dobrego przecieru pomidorowego, najlepiej
takiego własnej produkcji,
15 dag grubo pokrojonych pieczarek,
15 dag grubo pokrojonych pieczarek,
beurre maniè zrobione z 2,5 dag miękkiego
masła i tej samej ilości mąki,
do dekoracji: plasterki cytryny (jakoś mi to kruszone jajo nie konweniowało, chociaż być może mile cieszy oko :-D)
Wykonanie (wg pani Makellby):
Pokrój
cielęcinę lub wołowinę w niezbyt cienkie paseczki i usmaż na oleju z masłem,
tak by lekko się przyrumieniła z obu stron. Przełóż do rondla, dodaj rosół, sok
z cytryny, rozmaryn, przecier z sardeli i grzybowy, pieczarki i szczyptę
pieprzu cayenne. Duś, aż mięso zrobi się miękkie. Zdejmij rondel z ognia, wrób
w sos małe kawałeczki beurre maniè, ponownie podgrzej i zagęść sos do
konsystencji, jaka wyda ci się odpowiednia. Udekoruj cytryną, żurawiną lub owym żółteczkiem.
Zaproś Mamę lub (lepiej) Teściową, a potem idź do biblioteki po książkę Jane
Austen.
O rany Boskie! Ależ cudowna potrawa! Jestem zdecydowanie na tak! Teraz i ja muszę wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńTy to zawsze wynajdziesz jakieś ciekawe potrawy. Też dodaję do zeszytu pod tytułem "Koniecznie ugotować" :)
OdpowiedzUsuńTwoja wersja podoba mi się bardziej może dlatego, że bardziej przystępna do zrealizowania Marzyniu:) buziaczki
OdpowiedzUsuńNo no....ależ u Ciebie elegancja-Francja na talerzu ...
OdpowiedzUsuńmusiało być pysznie!
Zalecialo arystokracja!! ;)
OdpowiedzUsuńBiorę absolutnie wersję Marzyniną, bo jakaś taka przyjazna , swojska, mimo,że ostatnio włoskie i austryjackie smaki (gadanie też) towarzyszyły mi przez 10 dni. Karczochy inne ingrediencje śródziemnomorskie, z ziemi włoskiej do Polski nazwoziłam teraz próbuję je przerobić na nasze smaki.
OdpowiedzUsuńJa też z ciekawością czytam książki J. Austen. Mam też Jej książkę kucharską.
OdpowiedzUsuńA Twoje frykando brzmi pysznie!
dla mnie mięso pod każdą postacią jest pyszne, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJaki smakowity, literacki przepis!
OdpowiedzUsuńMarzyniu, aleś wynalazła przepis. Ślinka na widok tej strawy już mi cieknie :)
OdpowiedzUsuńMarzyniu, aleś wynalazła przepis. Ślinka na widok tej strawy już mi cieknie :)
OdpowiedzUsuńTo musiało być pyszne! No i ta inspiracja książkowa!
OdpowiedzUsuńciekawy wpis! postaram się wchodzić tutaj częściej
OdpowiedzUsuńpięknie
OdpowiedzUsuń