Wędrując po kulinarnych blogach i pożerając
oczami różne potrawy wyobrażamy sobie ich smak. Czasami pragnienie napakowania paszczy
czymś szczególnie apetycznym jest tak silne, że przełamujemy chęć wysłania któregoś
z H&C z dziesiątką do sklepu, celem zakupienia jakiejś zapchajgęby,
wstajemy i bierzemy się do pracy. Tak było w przypadku tych bułeczek.
Pani Anna – Maria umie przekonywać…
I znowu były to bułeczki z czosnkiem, nieco inne niż te, których było za mało (klik, klik)…
Niestety, tych było jeszcze mniej,
a oprócz domowników miałam Gościa.
Panie, to był moment! Wyszło nam tylko po
dwie i to malutkie. Dlaczego nie upiekłam od razu z podwójnej (poczwórnej?!) porcji?
Bo bułeczki były próbą mojego nowego zarąbistego TURBO-super-hiper-ekstrarobota
kuchennego Kenwood i nie wiedziałam, co z tego wyjdzie. Dzieciom jeszcze nie powiedziałam,
ile kosztował, ale myślę, że jak upiekę jeszcze ze dwa, trzy razy takie
pyszności, to się przekonają, że było warto.
Przepis jest dokładnie taki, jak w Kucharni,
jedynie zamiast dać do nadzienia 5 łyżek masła, to stopiłam dwie i wlałam do
ciasta w czasie wyrabiania (a właściwie obserwacji, jak robi to robot), no i
wody też było ciut więcej (ciasto wydawało mi się twarde, to kwestia mąki). Ponieważ
nie miałam czosnku niedźwiedziego, więc smarowanko było z miękkiego masła,
koperku i czosnku zwykłego, proporcje każdy sobie sam chwyci, ale tego czosnku
to nie żałować.
Piekłam w dużych formach
mufinkowych (silikon), porobiły się z nich takie grzybki różnego wzrostu, bo
nierówno poporcjowałam ciasto.
Te ślimaczki są przepyszne, ciasto
jest chrupiące z wierzchu, miękkie i aksamitne w środku, a ten smak nadzienia i
zapach! Aha, ta filiżanka z przepisu Anny to po prostu szklanka 250 ml, czyli
dobrze wszystkim znana najprostsza szklanka z geesowskiej restauracji „Podkarpacka”.
No to już wiecie wszystko.
Jestem wielbicielem takich wypieków:):):)ślinotok w najczystszej postaci:):):)
OdpowiedzUsuńMarzyniu u Ciebie, to się mogę najeść...przynajmniej oczami. Robić takich pyszności nie będę...ale napatrzeć się mogę do woli!!!!Pozdrawiam i buziaki przesyłam!!!!
OdpowiedzUsuńmmmmm...:) ależ Ty jestes zdolna, szkoda że nie jesteś mohą żoną:)
OdpowiedzUsuńPieprzu, jużem Ci się 2 razy oświadczała, ale ty nie jesteś trędi i wciąż tkwisz w starym związku z Panem Pieprzem ;-)
UsuńO żesz ... Takie bułki są niebezpiecznie smaczne ;)))) Uwielbiam jeść wszystko z czosnkiem i dlatego mi zamążpójście nie pasuje ;)))))
OdpowiedzUsuńa takie bułeczki to można pocztą wysyłać?...tak się tylko pytam :)
OdpowiedzUsuńKochana ja już się pakuję do Ciebie-zrobisz mi takie bułeczki??? wyglądają bosko!!! buziaki
OdpowiedzUsuńJuż czuje ten zapach!
OdpowiedzUsuńCzosnek niedźwiedzi jest jadalny w całości i jak ktoś nie lubi zbyt ostrego smaku i zapachu to można używać samych kwiatów :):) Za to jest zielem leczącym tak wiele chorób , że warto go zbierać , a sezon właśnie się zaczyna :):) Przepis podkradłam sobie :):):)
OdpowiedzUsuńdostałam ślinotoku i to tuż po śniadania to znak, że w najbliższym czasie chyba się skuszę i też upiekę takie pyszności, wszak jestem fanką czosnku! :)
OdpowiedzUsuńJak tylko znajdę te silikonowe foremki, które po domu poroznosiła mi Liwka to się biorę do roboty!!!
OdpowiedzUsuńTakich bułeczek to bym zjadł z miłą chęcią :)
OdpowiedzUsuńJestem u Ciebie po raz pierwszy,
OdpowiedzUsuńjednakże przyglądając się tym przepysznym bułeczkom, nie mam ochoty stąd wychodzić ;)
Zatem możesz liczyć na me kolejne odwiedziny ;)