Grzebiąc w zwałach kości
wieprzowych, zalegających dno zamrażarki (swojski wieprzek się kłania, hie,
hie…) nieoczekiwanie trafiłam na tajemniczy pojemnik, wypełniony czymś CZARNYM!
Zamarznięte na kość i rozdarte niecierpliwie na tzw. chama pudełko ujawniło
zawartość – gotowy farsz grzybowy na uszka wigilijne!
Przypomniałam sobie, że
rzeczywiście wykorzystałam na święta tylko połowę farszu, a resztę zamroziłam. Myślę: „Kurde, od
wigilii to już troszkie czasu minęło jakby, a jeśli się przeterminowało??!!”
A
znowu wyrzucić, jak to tak?! Coś tak pysznego, i samodzielnie uzbierane – same
leśne, bez pieczarek!, i w pocie czoła wykonane (patrz: farsz do uszek).
Więc
przesmażyłam te grzybki jeszcze raz i dawaj dubitować, co z farszu zrobić (byle
nie uszka oczywiście, na to porywam się tylko raz w roku).
Padło na drożdżowe pierożki,
pieczone, nadziane grzybami i ziemniakami (tych ziemniaczków to domieszałam, by jakiś wypełniacz powiększył ilość farszu i to była dobra koncepcja, bo pyrki
spulchniły grzyby, no i zamiast 20 pierożków wyszło mi 30…).
Ciasto jest w nich
miękkie, a jednocześnie ma taką jakby chrupiącą skórkę z wierzchu; mimo „mokrego”
nadzienia od spodu nie jest zawilgocone. „Faszer” jest pikantny i mooocno
pachnący, normalnie zrobiły się nam klimaty jak na święta…
SKŁADNIKI:
Na farsz:
Ugotowane i dobrze wykłócone
ziemniaki (kto chce, może przepuścić przez praskę),
Duża cebula, zezłocona na rumiano,
Grzyby przygotowane jak na farsz do
uszek,
Sól, pieprz, ciut suszonego
czosnku.
Oczywiście można normalnie ugotować
grzyby i posiekać je, albo dać usmażone pieczarki, zresztą każdy sobie wepcha do tych pierożków,
co chce i ma ;-D
Na ciasto:
0,5 kg mąki pszennej,
2 jaja,
ok. 1 szklanki ciepłej wody,
pół kostki drożdży,
pół łyżeczki cukru,
płaska łyżeczka soli,
3 łyżki oleju.
WYKONANIE:
Drożdże posypać cukrem i zaczekać,
aby zrobiły się półpłynne. Zarobić drożdżowe ciasto – ja po prostu wrzuciłam wszystkie
składniki do miksera i dolewałam stopniowo wodę tak, aby powstało nieklejące
się do rąk ciasto. Wyrabiałam (tiaaa, robot wyrabiał…) aż zaczęło odchodzić od
ścianek.
Bołdę ciasta włożyć do naolejonej miski i wstawić do piekarnika z
włączoną żaróweczką (to jest dobry patent na chłodne dni, kiedy jeszcze
kaloryfery nie grzeją). Po godzinie do półtorej powinno być już 2 razy tyle
tego ciasta.
Włączamy więc piekarnik na 190 stopni, góra i dół i wyrabiamy chwilę
ciasto, nie przejmując się, że uciekną bąbelki – wszak to nie ma być baba
wielkanocna, tylko pierogi, a bez wyrobienia i podsypania mąką w ogóle nie chciało
się wałkować! Cienkość pierożka sami sobie regulujemy, ale ciasto powinno być
chyba dość cienkie, jak na pizzę włoską - inaczej wyjdą nam bułeczki, pewnie
też pyszne :-)
Wykrawamy szklanką drinkówką, bo z
małymi pirożkami to będziemy się bawić do us… (sorry, ale niemal każdemu dyszy
w kark jakaś głodna H&C). Smarujemy rozbełtanym jajem (jak zostanie tego bełtku,
to można z powodzeniem zamrozić i jest jak znalazł na następne pieczenie, no
chyba, że w międzyczasie zabijecie wieprza i zasypiecie se to chabaniną).
Piec aż się ładnie zezłocą, jak nie
chcą się rumienić, to dać im letkiego kopa termoobiegiem.
Najlepsiejsze z czerwonym
barszczykiem!
Marzyniu,fajny masz przepis na ciasto na pierożki,wykorzystam na farsz z kapustą.Tylko dzisiaj mi łeb nie pracuje,tak się zmęczyłam tym brakiem zdjęć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo ciepło i ślę całuski!!!
mhmhm pierożki pierwsza klasa tylko żeby jeszcze chęci do szaleństw w kuchni u mnie były to i może bym się skusiła ale po odpustowym gotowaniu i pieczeniu kucharzenia mam serdecznie dość pewnie mi to przejdzie za dwa lub trzy dni i wtedy pomyślę nad pierożkami! :)
OdpowiedzUsuńPs. Kolejna ciekawsotka: a Ty wiesz, że moje rodzinne strony słyną z niezwykle płodnych w grzyby lasów?! :))
Ps2. Świetne macie te odpusty, kramy, rybki odpustowe i gości co się schodzą do tych, u których w kościele jest odpust, nieźle! U nas takich wypasionych nie robią ;)
Pozdrawiam Cię.Mam chandrę.Twój blog mi dobrze robi.Czy Ty masz zawsze dobry humor?buziaki -czesiag
OdpowiedzUsuńKochana, chętnie bym robiła jeszcze większe jajca, żeby Ci humor poprawić ;-)
Usuńczasami mam tyż straszne doły, ale wtedy nie siadam i nie piszę. A potem mi przechodzi (najczęściej, jak zapcham paszczę czymś dobrym, hie hie...) i już jadziem z koksem :-D
Wygląda na to, że jak zamrażar dobrze trzyma to jedzonko może w nim wytrzymać na prawdę długo. W zeszłym tygodniu miałem podobną przygodę. Usmażyłem 3 ryby, które leżały w mojej zamrażarce od listopada 2012. Były nieco przyschnięte przy brzegach. Zjadłem je z pewną obawą, która okazała się zbędna. Smakowo były "jak nowe", a i brzuch nie narzekał :)
OdpowiedzUsuńNie dałaś im nawet troszkę wyrosnąć?
OdpowiedzUsuńTo są najlepsze pierożki do barszczyku.Pozdrawiam Christopher
OdpowiedzUsuńJa na takie żarcie to zawsze się wprosze.
OdpowiedzUsuńDroga Marzyniu!
OdpowiedzUsuńnie wiem jak z grzybkami w tym roku w moich lasach ale w niebawem się dowiem, jedyny szkopuł w tym, że niestety ale u nas teraz manewry na polgonie z tego co się orientuję i z grzybobrania nici tak czy siak...
Marzyniu no nc tylko mi o swietach przypomnialas!:) Super pierozki zrobilas:) Az mi tutaj zapachnialo! A to w sumie daleko.... haha
OdpowiedzUsuńWszystkim komentującym dziękuję za życzliwość :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na nadzienie, na pewno są pyszne :)
OdpowiedzUsuń