

-->
Na obiad dzisiaj były łazanki z kwaśną kapustą, ku życzliwej aprobacie hurmy i czeredy.
Wiedzieli jednak, że to danie już było i nie mam nic na wpis, więc podpuścili mnie, że „mamo, przecież COŚ na bloga dać musisz”, „nie można tak lekceważyć czytelników”, „ludzie tam CZEKAJĄ GŁODNI” (!) – no i złamałam się i upiekłam tarteletki z budyniem i wiśniami.
To są takie płaskie babeczki, coś a’ la mini-tarty, dobre i na słodko i na słono.
W wersji z budyniem są lekkie i nie tak tuczące jak z kremem, a równie pyszne, bo na wierzchu mają owoce, hmmm… takie na wpół świeże. To są mrożone wiśnie glazurowane, tzn. ja sobie to tak nazwałam, że „glazurowane”, ale jak go zwał tak go zwał: pyszne!
Niestety, trzeba mieć foremki do tarteletek lub babeczek, połowa moich ciastek to były babeczki, bo tych większych foremek mam tylko 8.
SKŁADNIKI:
Ciasto:
pół kostki masła,
pół margaryny „Bielskiej” (12,5 dkg),
30 dkg mąki (pół na pół krupczatka i zwykła),
1 żółtko,
łyżka kwaśnej śmietany,
łyżka cukru,
szczypta soli.
Margarynę rozetrzeć w palcach z mąką, cukrem i solą (w misce). Po prostu tak szczypać ją czubkami palców, mieszając z mąką, dość szybko powstanie coś w rodzaju grubej tartej bułki. Wtedy dodać żółtko i śmietanę i zagnieść do kupy, po czym włożyć do lodówki na godzinę.
Piekarnik rozgrzać do 200 stopni, góra i dół.
Ciasto rozwałkować dość cienko, trochę podsypując mąką. Zapewne będzie się rwało i przylegało do wałka, ale to nic i tak się wylepi nim foremki, ono jest plastyczne i nie szkodzi mu ugniatanie, nawet ciepłymi łapami.
Więc foremki cienko wylepić ciastem. Postawić na tej kratce do pieczenia, piec na drugiej półce od dołu aż do zezłocenia. Wystudzić i wyjąć z foremek.
Budyń:
normalnie zrobić budyń waniliowy, tylko dodać do mleka łyżkę masła.
Wiśnie:
torebka wiśni mrożonych bez pestek,
łyżeczka żelatyny,
2-3 łyżki cukru.
Wiśnie wsypać do rondla o grubszym dnie, posypać cukrem, przykryć, dusić aż się rozmrożą. Następnie sprawdzić, czy słodkie i poddusić do pożądanego smaku (moje były takie na wpół surowe). Posypać żelatyną i odstawić do wystygnięcia. Sok, który z nich wycieknie, zagęści się żelatyną, będą słodko-kwaśne i takie jakby polakierowane.
No a potem pozostaje już napełnianie ciastek. Wzięłam woreczek do mrożonek (bo gruby), ścięłam mu troszkę rożek, wgarnęłam do woreczka budyń i wyciskałam do babeczek. Na wierzch wiśnie i wuala!