Tę wytworną przekąskę wypatrzyłam na wspaniałym blogu "Szybko i smacznie" (klik!) i już wiedziałam, że gdy tylko będę miała jakąś wyjątkową okazję to spróbuję ją zrobić. Okazją były oczywiście święta oraz przyjazd córki, którą można było jak za dawnych lat "wykorzystać" 💋 (Hurma i Czereda nazywała to za dawnych lat "Wyzyskiem NSR" czyli Niewolniczej Siły Roboczej).
Dodatkową zachętą była nazwa - to Maria Leszczyńska (moja ulubiona postać historyczna) wprowadziła takie vol-au-vent, jakie zrobiła Konhambos. Moje nie są tak naprawdę Pasztecikami Królowej (lecz wieżami z ciasta francuskiego Marzyni), ale także były pyszne :-)
Korzystałam oczywiście z gotowego ciasta - z dużego płata (jakoby z dodatkiem PRAWDZIWEGO masła) wyszło mi 13 wież. Jest z tym troszkę pitolenia się, bo aby były apetyczne, powinny być małe a wysokie. Moje nie były wysokie (dopiero po fakcie mało jednak umna mamcia kapnęła się, że wychlastanie na chybcika rozbełtanym jajkiem warstw spowodowało ich sklejenie), ale BYŁY należycie kruche i takie "na raz do paszczy", co zaprezentowała mi naocznie męska część biesiadujących.
Nadzienie to sprawdzony krem z tuńczyka, gdyby ktoś miał życzenie, to jest tutaj.
Warto pamiętać, aby kupując tuńczyka szukać takiego z certyfikatem MSC (zrównoważonego rybołówstwa).
