Ten deser popełnił Martik na babskie walentynki. Nie mógł liczyć na moją pomoc, ponieważ po pierwsze primo ja walentynki bojkotuję koncertowo, a po drugie primo - tu żadnej pomocy nie trzeba, bo ten cały banoffee pie jest do zrobienia prosty jak drut.
Mnie od samego patrzenia na składniki zęby rozbolały, ale dziewczynki twierdziły, że pycha.I że się czepiam i wrzepiam komentarze.
Nie wiem, dlaczego amerykańskie desery robią kariery na cały świat…
Przepis przytaczam za panią Dorotką, której wspaniały blog: Moje wypieki był tutaj wielokrotnie już cytowany. Nawet ona stwierdziła, że tego nie da się zjeść więcej jak jeden kawałek.
Składniki na spód:
- 85 g rozpuszczonego masła
- 150 g ciastek digestive, pokruszonych
- 25 g migdałów, zmielonych
- 25 g orzechów laskowych, zmielonych
Składniki na masę toffi:
- 2 puszki mleka skondensowanego słodzonego gotowanego przez 2 godziny pod przykryciem lub 2 puszki gotowej masy toffi (z takiej korzystałam) - każda puszka o wadze 400 g
- 4 dojrzałe banany
- sok z połowy cytryny
- 1 łyżeczka esencji waniliowej
- 75 g gorzkiej czekolady, startej
- 475 ml kremówki
Połączyć w naczyniu rozpuszczone masło, pokruszone ciastka, zmielone migdały i orzechy laskowe. Dobrze wymieszać, wcisnąć na dno blaszki do tarty o średnicy 23 cm.
Piec w nagrzanym do 180°C piekarniku przez 10 - 12 minut. Wyjąć, wystudzić.
Banany obrać, pokroić. Wycisnąć sok z połowy cytryny, dodać esencji waniliowej i wymieszać z pokrojonymi bananami. Masę wyłożyć na spód. Wierzch przykryć masą toffi z puszki. Posypać 50 g startej czekolady.
Kremówkę ubić, wyłożyć na czekoladę. Oprószyć pozostałymi 25 g startej czekolady.
Wstawić do lodówki na kilka godzin, by masa stężała (choć nigdy nie będzie w pełni sztywna, będzie miała konsystencję masy toffi).
Rzeczywiście, w środku było coś na kształt masakrycznie słodkiej lary, w której były zanurzone banany. Trzeba było nabierać łyżką. Dlatego zdjęcie tylko z wierzchu, aby miłośnicy bananów i toffi nie zrazili się do banoffi.
P.S. Nie wiem, czy zauważyliście, ale część opisu wyszła mi w rymowankach. To chyba skutek dwóch sążnistych porcji kaszanki, które dzisiaj opyliłam na obiad i kolację. Z ogóreczkiem kiszonym, ma się rozumieć.
Gwoli sprawiedliwości dodam, że Johna i Mary z Midwestu pewnie też by zemdliło na widok i zapach mojego talerza.
Brawo Martik!
OdpowiedzUsuńWygląda fajnie ale nie odważyłabym się spróbować, bo mnie MGLI nawet po spróbowaniu kawałka batonu typu Mars.
A ja żrę szpinak, gdyby rósł w moim ogródku to pewnie żarłabym go prosto z grządki na czworakach, no...zagryzając może czosnkiem z drugiej grządki.
Pieprzu, jak Cie mgli niebogo, to możeś zastąpiła??? I ten apetyt na zielone...
OdpowiedzUsuńCałuski
;-)
Dwie puszki mleka skondensowanego i te banany... Jak tu jeszcze kaszankę dorzucić... Mały kreatywny i najważniejsze, że dziewczyny zadowolone.
OdpowiedzUsuńlubie słodkie więc podejrzewam, ze nawet bym nie zamarudziła na taki deser chociaż tez nie rozumiem fenomenu amerykańskiego jedzenia :) ściskam sedecznie!!!
OdpowiedzUsuńHehe..no przestań!
OdpowiedzUsuńMatkooooooooooo ... aż mnie coś w gardle ścisneło z łakomstwa :)):):):) A gdyby tak masa kawowa ?? Też byłoby niezłe :):):)
OdpowiedzUsuńsłodkie lubię, więc już mam ochotę wgryźć się w monitor :)
OdpowiedzUsuńEEEtam,najwazniejsze sa checi!!!wspanialy deser!!;))
OdpowiedzUsuńPieprzu...to witaj w klubie czosnkowo -szpinakowym...ja moge na okraglo to jadac,no ale nie moge czosnku tak czesto!!!;))
Pieprzu, mówi sie: "No weź sie, mamooo"...
OdpowiedzUsuńja tam jestem łasuch...i się oblizuję :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię zjeść takie słodkie straszliwie. Starcza mi na jakieś pół roku ;)
OdpowiedzUsuńale to fajnie wyszło!
OdpowiedzUsuńHehe, całkiem udana spożywcza metafora Walentynek:) Od nadmiaru tych różnych serduszków tyż może człowieka zemglić;)
OdpowiedzUsuńP.S.: Właśnie odkryłam Twój komentarz na pstrykaczowym blogu. Okazuje się, że imć Pan Blogger klasyfikując komentarze wg tylko sobie znanych kryteriów, dla Twojego wylosował skrzynkę ze spamem. Dzisiaj zajrzałam i się zdziwiłam. Tym samym spóźnione powitanie w fotokomórkowych progach:)
Jak bardzo słodkie to przynajmniej na dłużej starczy:)) Tak jest u nas, łakomczuchów :)))
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Ja też jak przeczytałam to już chciałam do dentysty dzwonić ,ale co tam ,niech se młodzież słodzi.
OdpowiedzUsuńProblem ze mną jest taki że...polubiłem słodkie....:):)
OdpowiedzUsuńA ja proszę o coś kawowego , bo łasa jestem na wszystko co pachnie aromatycznie i daje kopa :):):):)
OdpowiedzUsuńPrzyszłam się przytulić :))))
OdpowiedzUsuńTakie ciacho to może i ja bym zrobiła, bo nie trzeba używac miksera (nie posiadam!). Nawet chciałam sobie ostatnio kupić mikser, ale w sklepie nie było :/
A czy Ty mozesz mic pojęcie, dlaczego mi zawsze wychodzą zakalce??? Ja już załamana jestem :(((
Coś dla mnie. Słodkości to moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńmega słodka rozkosz, czasem lubię takie bardzo słodkie desery
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie słodkie ciacha ... do kawy jak znalazł ... mniam !:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię słodkie, więc podoba mi się to!!
OdpowiedzUsuńCzytałam u Any , że będzie kawowo , to ja już zaklepuję kawałek ;)))) A ten kremik toffi to ja chętnie wyliżę z talerza jakby został ;))))
OdpowiedzUsuńA ja łasuch jestem i mnie by to smakowało - brawo Martik! Wszystko jedno z czym aby słodkie było...na tym polega jedzenie ciasta z gorzką kawą:))) Marzyniu a rymowanka fajnie Ci wyszła! Pozdrawiam i buziaczki przesyłam.Zaczynam już wracać do naszego wirtualnego świata...powoli, jeszcze ciut pracy w realu przede mną, ale co tam, poradzę sobie.
OdpowiedzUsuńRobie to od lat, ale moja rodzina stale zali sie, ze za malo slodkie, gdyz do masy toffi uzywam tylko troche cukru trzcinowego, natomiast do kremu tylko jeden cukier waniliowy. Nie jestem zwolenniczka takich smaków, gdyz nie lubie tlustych rzeczy, a do takich zaliczam równiez smietane. Natomiast co do kuchni amerykanskiej... prawdziwa amerykanska kuchnia to nie fast food, tylko takie typowe farmerskie pyszne jedzenie, bez zadnych serów w tubkach o smaku plastiku albo chipsów wszelkiego rodzaju.
OdpowiedzUsuń