skip to main |
skip to sidebar
Malinowe pianki dla Zuzi i Jasia
Ciocia Marzynia chciała olśnić Jasia i Zunię, podjurgana wysypem bajecznych jedzonkowych cacuszek dla dzieci na blogach koleżanek. Zamiar udał się połowicznie, ponieważ owszem - oczami zjedli (tym bardziej, że nie ma u nas zwyczaju cackania się nad wizualną stroną deserów i byli zaskoczeni) - ale już przy konsumpcji okazało się, że pianka jest ZA KWAŚNA! No cóż, zemściła się moja awersja do zbyt słodkich "mymlaków" i deser (wg mnie przepyszny) dla dzieci był za mało słitaśny. Większość babeczek pożarli więc dorośli, ale chociaż ątre było miłe...
Literki czekoladowe też pozostawiają wiele do życzenia: szurpate, krzywe, a czekolada się ścięła nie wiedzieć czemu; w smaku nie czuć, ale widać, zdaję sobie sprawę że nie umywam się do mistrzyń obróbki czekolady.
Pianka malinowa jest zrobiona z bitej śmietany i przecieru z mrożonych malin z dodatkiem żelatyny. Okazało się, że ciasteczka digestive w sam raz pasują na spody. Foremkę blaszaną trzeba zanurzyć na dosłownie sekundę w gorącej wodzie, wtedy pianka elegancko wyskoczy na podstawione ciasteczko. Jak widać, nie wszystkie babeczki zachowały karby...
Nie wolno tylko zbyt długo trzymać masy w foremce, bo ściemnieje od blachy i będzie trącić metalem. Lepsze byłyby silikonowe foremki, ale mam tylko gładkie.
Resztą pianki nabiłam rurki z francuskiego ciasta. Moim zdaniem bardzo smaczne, co zresztą potwierdziła starsza część H&C, usatysfakcjonowana, że wreszcie jest coś (jakby) słodkiego, a w każdym razie bez czosnku ;-)
Oj, Marzyniu, czy Ty musisz w sobotę, kiedy u mnie nic słodkiego nie ma wrzucać na bloga takie pyszności? :))) Co tam krzywe pisanie, eleganckie babeczki wyszły i już!!!A ta różowa pianka, cymes...od samego widoku ślinka leci!!!! Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńświetnie, że już jesteś!!! wróciłaś w pięknym stylu skusiłabym się na taką babeczkę :) buziaki
OdpowiedzUsuńJakie fajne różowe , a może wrzosowe hmmm jakoś tak ;)))) Mam zdjęcie ciasta , ale Ana wyjechała i chyba wygląda na to , że u mnie pojawi się notka kulinarna ;)))) Koniec świata już bliski znaczy się ;))))
OdpowiedzUsuńOch, Marzyń! Tyś o mnie musiała myśleć babeczki te piekąc:) bo ja za kwaśne to bym się uwieść dała, trzymaj te babeczki - jak przyjadę to zjem!
OdpowiedzUsuńproszę o teleportację...bo robię sobie kawę
OdpowiedzUsuńDawaj kilo, nie tam jakies dwa...
OdpowiedzUsuńMattko ze mną naprawdę jest coś nie tak skoro ruszają mnie słodycze, a kawy i herbaty już nie słodzę:):)
Chciałabym to spróbować, ciekawa jestem...:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA mi takie ładne nigdy nie wychodzą :):):):) Smakowicie wyglądają :):):)
OdpowiedzUsuńNo i popełniałam notkę prawie kulinarną ;))))
OdpowiedzUsuńAle piękne !!! Romantyczne :)
OdpowiedzUsuńJa też jestem zwolenniczką słodkości :) Jak ciacho to musi być SŁITAŚNE!!! Popieram Zuzię i Jasia w całej rozciągłośći!!! :)))
OdpowiedzUsuńPS: A to moje ciasto o którym tu kiedys pisałam, zrobiło mi niespodziankę i wyszło :))) Ale nawet nie podchodziłam do piekarnika, ba - nawet w tamtą stronę nie spojrzałam! ;)