niedziela, 27 października 2019

Sznycel ministerski

Nie wiem, jak małżonek wpadł na to danie, ale stwierdził, że gotów jest pomyć wszystkie gary (nawet te psie, kocie i kurskie) jeżeli mu to ugotuję. I pokazał mi zdjęcie, o to. Myślę, że nie chodziło tu o pójście "w ministry", tylko o wmontowanie w zwykłego sznycelka chrupiących grzanek. 
Przepis na moje ulubione mielone (zwane u nas w Galicji sznyclami) jest tutaj, ale można zrobić i wg wskazówek tego pana od zdjęcia (który nie wiedzieć czemu nie dodał cebuli). Moje grzanki wyglądają tragicznie wręcz, bo miałam tylko świeżą bułkę z geesu (są najlepsze, mają jedwabisty środek z mąki, a nie z waty) i ośródka nie chciała się kroić, ale Hurma i Czereda stwierdziła, że nic to. Byle chrupało. No i jeszcze parę fiksów poleciało w trakcie wbijania bułki w mięsną massę - w żaden sposób nie chciała się trzymać.Wydaje mi się, że bez obtaczania w bułce tartej te grzaneczki trzymałyby się lepiej, ale miało być tak, jak w oryginale.
Chciałam się jeszcze pochwalić swoją kapustką kiszoną - na zdjęciu jest czerwona, PRZEPYSZNA, mam też białą, a jakże!

7 komentarzy:

  1. Zdecydowanie bardziej pasują nam Twoje mielone bez grzanek:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak długo nie zaglądałamna Twojego bloga, a jest co czytać!!! Dzięki za świetną lekturę w kwestiach mi znanych (dotyczy niektórych przetworów) jak i całkiem nowych ministerialnych.
    jak zwykle świetnie się czytało i przeniosło się w Twoje klimaty. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super propozycja. Ministerski kotlet to nie przelewki

    OdpowiedzUsuń
  4. A to ci danie jakiego jeszcze nie spróbowałam. Będzie moje jako seniorka jestem. Dzięki.Fajnie,ze Cię poznałam z Twoimi przepisami i szczerym, świetnym humorem. Zaraz sobie Cię dopiszę do moich ulubionych hej!

    OdpowiedzUsuń