To ciasto to REWELACJA! Skorzystałam z przepisu nieocenionej Danusi, o tego (klik!). Wszystko jest tak, jak napisała - ciasto wyrabiane nieco się klei, ale po wyrośnięciu jest bardzo plastyczne, w ogóle nie "gumowe", nic nie trzeba podsypywać, a formowanie to sama przyjemność.
Danusiowe bułeczki są zupełnie inne w formie, nadzienie tez jest serowe, a nie borówkowe. Ale ja dostałam od kochanej Bratowej 2 słoiki PRAWDZIWYCH, leśnych borówek w soku własnym i nie mogliśmy się oprzeć, żeby nie wsadzić je do jakiegoś pysznego ciasta.
No i jeszcze coś ważnego: piekłam je przy zepsutej dolnej grzałce w piekarniku elektrycznym, co jest dużym wyzwaniem dla drożdżowego ciasta. Najpierw przeczytałam chyba ze sto stron w internecie i w sumie nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi, co robić w takim wypadku (w sensie jak postąpić piekąc z termoobiegiem). Zasadniczo to każdy guru zalecał właśnie bez termoobiegu, a nieliczni desperaci, którzy tak piekli (czyżby też mieli zepsute doły?) dawali sprzeczne porady. Zrobiłam tak:
- uformowałam bułeczki,
- postawiłam na podgrzewanej podłodze w łazience, uprzedziwszy Watahę, że to nie szmata do podłogi, tylko przykryta ściereczką blacha na posadzce,
- po 15 minutach skonstatowałam, że podłoga jest zimna (bo nikt nie dołożył do pieca),
- wsadziłam je do zimnego piekarnika i nastawiłam termoobieg na mniej niż 50 stopni,
- jak "ruszyły" podjarałam do 150 - więcej się bałam, bo rozpalone powietrze z grzałki termoobiegu nieraz mi przyfajczyło ciasto od góry,
- po 20 minutach były wyrośnięte i rumiane, więc wyjęłam i polałam lukrem cytrynowym (borówki były bardzo słodkie),
- już polewając wiedziałam, że lukier spłynie, ale Jacuś zawył: "JUŻ? CZY JUŻ JEMY?!" i wiedziałam, że zaryzykuje oparzenia przełyku i skręt kiszek, byleby już się do nich dorwać,
- okazały się idealne. Wyrośnięte i puszyste. I w ogóle ciasto nie odeszło od nadzienia.
Dzięki Danusiu :-)
P.S. Nawet Wujo zjadł jedną ze smakiem i komentarzem: "O, to możno zjeść, a nie ino te wasze gnyce z gazet" :-D
Zupa brokułowa z kurczakiem
2 godziny temu
Przepis już ściągnęłam. Drożdzówki będą jutro. Dzięki. Pozdrawiam ciepkutko:)
OdpowiedzUsuńZrobiliśmy bułeczki bez nadzienie, tylko z rodzynkami. Ciasto rewelacja! a bułeczki pyszotne😋
OdpowiedzUsuńAha, ha...nie, no nie znam osoby z takim poczucie humoru jaki masz Ty Marzyniu. Uśmiałam się z Twojej przedmowy i dalej się śmieję. Dzięki wielkie. Bułeczki wyszły Ci super, zgrabne aż ślinka leci. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie bułeczki. Mogła bym jeść i jeść 💙💙💛
OdpowiedzUsuńłoo matko ale kusisz bułeczkami
OdpowiedzUsuńCiekawy przepis! Warto spróbować
OdpowiedzUsuńWyglądają pysznie, ciekawe czy dorównają smakom z dzieciństwa! :D
OdpowiedzUsuńWow,leśne borowkito jest to! Takie drożdżowe bułeczki to dla mnie kwintesencja domowej kuchni, najczęściej piekę takie latem ☺
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMiło przeczytać pochwałę :-)
Usuń