Nie trzeba wielu słów: jest pyszne!
Piekłam to ciasto z przygodami.
Najpierw nieobacznie obiecałam małżonkowi, że NA PEWNO dzisiaj będzie znakomite ciasto marchewkowe z przepisu Maminkowego. Zadudrawszy się w ogrodzie i przy obrządku z niepokojem stwierdziłam, że jest już po 18-tej, a ja nie wiem, czy mam wszystkie składniki. A nasze wioskowe sklepy (do których i tak jest ponad 3 kilometry) wdzięcznie zwane "Strażokiem" i "Żeleźniokiem", już zamknięte... Oczywiście można jechać do miasteczka, ale to niemal 20 kilometrów. Mąż, utyrany całodziennym rżnięciem drzewa na cyrkularce, stwierdził, że "Ty sobie na pewno poradzisz!".
Sprawdziłam. Z dziesięciu składników nie miałam siedmiu.
To tyle w temacie rządnej gospodyni Marzyni, samozwańczo zwanej Umiłowaną Przywódczynią.
Już miałam się poddać, ale Szczwany Lis podpuścił mnie, że jutro rano będzie w mieście, to zawiózłby wnuczce...
Wizja Małej, na próżno ssącej paluszki w oczekiwaniu na ciasto baby Mazyni, przekonała mnie do podjęcia walki.
I wyszło! Puszyste, aromatyczne, a że akurat miałam serek mascarpone (tiaaa, mleka nie ma, ale MASCARPONE w lodówce ma) to jeszcze przełożone kremem.
Przepis Maminka jest tutaj (klik!) Przepis Córci Maminka - tu (klik!)
Warto sięgnąć do nich, ponieważ moja receptura różni się od oryginału. Ale zapewniam (co zresztą widać na zdjęciu, gdy się powiększy) że modyfikacje nie zaszkodziły.
SKŁADNIKI:
- 240 ml oleju - miałam tylko resztkę w butelce w spiżarni, więc uzupełniłam stopionym masłem,
- 30 dkg drobnego cukru - drobny cukier na wsi to jakaś nowinka "miastowych", musiałam wziąć zwykły,
- 4 jajka,
- 4 łyżki mleka lub wody - mleka nie było. M. odmówił pogalopowania kilometr do Wolanki, która ma krowę, więc i ma mleko jakby też 😆. Na szczęście przepis dopuszczał wodę, bo już widziałam minę sąsiadki po wyartykułowaniu prośby o 4 łyżki mleka,
- 18 dkg marchwi startej
na drobnych oczkach - Martik przywiózł tę słoweńską, słodziutką i soczystą,
- 12 dkg posiekanych
orzechów włoskich - nie miałam. Ale były kruszone migdały, więc dałam, bo nie wiedziałam, czy te orzechy nie spełniają jakiejś roli uzupełniającej wagowo sypkie składniki,
- 24 dkg mąki tortowej - oczywiście żadnej tortowej nie było. Grzebanie w czeluściach szafki kuchennej nic nie dało. Poszłam więc do Banku Zbożowego (mamy go pod schodami, prezesem jest Małżonek) i wzięłam swoją zwykłą,
- 2,5 łyżeczki proszku do
pieczenia - to zakrawa na żart, ale okazało się, że w ostatniej torebeczce jest ledwo jedna łyżeczka. Dałam więc dodatkowo 1,5 łyżeczki sody, a w obawie, że soda nie ruszy bez kwasu 2 łyżki wody zastąpiłam 2 łyżkami octu jabłkowego,
- łyżeczka imbiru i łyżeczka cynamonu - zastąpiłam je przyprawą do piernika, bom nie miała mielonego imbiru.
Uff!
Samo pieczenie to już była betka.
Wykonanie cytuję za Maminkiem:
Cukier
ucieramy z olejem. Stopniowo dodajemy żółtka i ucieramy. Dodajemy mleko i
ucieramy. Dodajemy marchew, orzechy i ucieramy. Dodajemy mąkę z proszkiem do
pieczenia,imbirem,
cynamonem i ucieramy. Ubijamy pianę z białek z odrobiną soli. Pianę delikatnie
mieszamy z ciastem. Przekładamy do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy
w temperaturze 160 st. C z termoobiegiem ok. 55 minut do "suchego
patyczka" (piekłam na 170 bez termo obiegu). Ciasto można przełożyć
kremem.
A jak smakowało naszej Matyldzi pokazuje poniższe zdjęcie. Taki widok wynagradza wszystko😚
Łał! Łał!łał!!! Bardzo eleganckie ciasteczko🙂
OdpowiedzUsuńNa fotce ani śladu walki ale za to widać efekt zwycięstwa 😀
Uściski serdeczne🤗🧡
Podam stronę bloga córki
OdpowiedzUsuńile-smaku.blogspot.com
Niestety już go nie prowadzi ale przepisy mogą się przydać:)
Jużem tam była. Super! Jest tam buszowania na wiele wieczorów :-) Dzięki Maminku :-*
UsuńNo to jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak kreatywność:)
Co to znaczy, że się nie da?
Oczywiście, że się da🙂
co widać na załączonym obrazku.
Wnusia zajada że aż miło patrzeć 🙂a babcia szczęśliwa 🫠
Buziolki gorące 😘
Cudowny wypiek w sam raz na super deser jesienną porą, jak taki torcik marchewkowy, cudowne loczki ma mała zajadająca Dama 🧡
OdpowiedzUsuńPo pierwsze ciasto obłędne! Jesteś Kochana bardzo kreatywna! Pomimo pewnych braków w zaopatrzeniu nie poddałaś się i wyszło wspaniałe ciasto. A sam opis podejścia do pieczenia tego wspaniałe dzieła tak poruszył moje serce że cały dzień będę miała dobry humor. Blog zaobserwuje i chętnie będę odwiedzać. W wolnych chwilach zapraszam również w swoje skromne progi. Pozdrawiam Monika 🙂
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z opisu tworzenia ciasta. Jak widać wyszło piękne i dobre 💗
OdpowiedzUsuńNa Banku Zbożowym się oplułam, fajny przepis, chociaż u nas z marchewki raczej robi się zupę :) buziaki :*
OdpowiedzUsuńależ pysznie wygląda
OdpowiedzUsuńMarzyniu, naprawde nie moge powiedziec, co mi sie bardziej podoba - pyszne marchewkowe ciasto czy slodziutka Wnusia :))
OdpowiedzUsuńWidzę, że urocza dama pomagała. Fajnie!
OdpowiedzUsuńJa mam dwóch synów, i to już wyrośniętych, 19 i 15 lat. Czasem pomagają, głownie mycie naczyń lub... wymyślanie co by zjedli :)