No zabłysłam tym daniem, co samą
mnie zaskoczyło, bo pierwszy raz w życiu (sic!) robiłam danie z bakłażanem (a
tak się chwali, że dobra kucharka, tiaaa…). Przepis jest naprawdę dobry, to z
książki Tessy Capponi – Borawskiej „Moja kuchnia pachnąca bazylią”. Niewiele
zmieniłam i dodałam od siebie tylko ser żółty na wierzch, bo HiC stanowczo
się tego domagała. No i podałam z grzankami czosnkowymi, żeby lepiej zapchać
głodne dziuby :-D
Podobno jakiś imam zemdlał z
rozkoszy, gdy tego skosztował, no nie wiem, jak jego kobita(y) gotowała(y), że
aż padł po bakłażanie, chyba jednak druga wersja jest bardziej prawdopodobna,
że zemdlał, jak zobaczył, ile oliwy zużyła jego żona do przygotowania tej
potrawy. Myśmy nie omdleli, ale naprawdę jest to pyszna potrawa, bakłażan smakuje
trochę jak gruba kania smażona (ale nie tak grzybowo ma się rozumieć), a
nadzienie jest przepyszne. Martik mięsożerca chciał, żeby tam dowalić jakiejś
chabaniny, ale się sprzeciwiłam i słusznie – to ma być właśnie wspaniała,
gorąca, jarska kolacja.
SKŁADNIKI (wystarczy na 6 porcji):
3 bakłażany,
2 cebule,
2 ząbki czosnku,
6 niewielkich pomidorów (kupiłam
jakieś importowane z Włoch w Lidlu, wydawały mi się bardziej pomidorowe niż
inne bladawce),
pół torebki płatków migdałowych,
2 łyżki poropotanych w moździerzu
pestek słonecznika (bo miałam za mało migdałów),
łyżka siekanej kolendry,
łyżeczka suszonej natki pietruszki
(lepsza świeza, ale akurat nie było),
oregano i tymianku do smaku,
szczypta cukru,
sól, pieprz i chili do smaku,
oliwa z oliwek (chyba z pół
szklanki).
WYKONANIE:
Bakłażany obrałam ze skórki, bo
wydawała mi się jakaś gruba, a zresztą widziałam na tureckim jutubie, że Turek
obierał, i nawet wyglądał klerowato. Nasoliłam ze wszystkich stron i położyłam
na ręczniczku papierowym. I rzeczywiście wyciekło dużo soku, który był gorzki
(chyba był, teraz się skapłam, że nie spróbowałam, a niektórzy nie zalecają
tego przy bakłażanie, ciekawe, kto ma rację). Cebulę skroiłam w piórka,
pomidory obrałam ze skórki i cztery skroiłam. Bakłażany wytarłam z resztek
soku, wydrążyłam w formę łódeczek i obsmażyłam na oliwie ze wszystkich stron.
Piły francoki jak gąbki, a ich obły kształt powodował, że trzeba się nieźle
nakombinować, jak je obsmażyć na patelni, nie zużywając pół litra oliwy. Odsączyć
na ręczniczkach.
Na drugiej patelni zeszkliłam
cebule, dodałam czosnek, słonecznik, wyskubany i pokrojony miąższ, podpieczone
migdały i pomidory i na dość dużym ogniu, ciągle mieszając, smażyłam to
nadzienie, aż sok z pomidorów odparował. Oczywiście doprawiłam to do smaku,
dość pikantnie i aromatycznie.
Połówki bakłażanów ciasno ułożyłam
na blaszce. Łapką wypełniłam upchanym nadzieniem i na wierzch położyłam plastry
2 najczerwieńszych pomidorów, posolone i posypane granulowanym czosnkiem. Zapiekałam
na 190 stopniach jakieś 25-30 minut, aż się ślicznie zrumieniły a zapach
wypełnił cały dom. Pod koniec przykryłam plastrami żółtego sera.
Pani Capponi sugeruje serwowanie na
zimno, ale gorące też były wspaniałe.
Wydaje mi się Marzenko, że co kraj to obyczaj i każdy jest przyzwyczajony do innej kuchni. To co dla nich jest wspaniałą potrawą, dla nas jest kompletnym świństwem. No powiedz mi moja droga, czy byś zjadła slimaki albo osmiornicę? Mnie na samą myśl wzdryga :-)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Marzenko :-)
Wygląda to tak (pomijając smakowity opis), że nawet ja bym spróbował, choć równiez jestem zapalonym miłośnikiem chabaniny:)
OdpowiedzUsuńRobię podobne,są pyszne tak twierdzi moja żona.Ja tam wolę mięsko.Pozdrawiam Christopher
OdpowiedzUsuńWitam Marzyniu kochanie bardzo serdecznie!!!! Jużem wróciła...pozbywszy się namolnego "amanta" chorobotwórczego:))) Narobiłaś mi apetytu na taką oryginalną kuchnię i na dodatek odmienną smakowo. Powiem Ci szczerze, że raz bym zjadła taką wegetariańską...w małej ilości, a drugi raz kiej by Martik przyrządziła z mięsiwem!!!! Pozdrawiam Was kochani i buziaków ślę ogrom cały!!!!
OdpowiedzUsuńZainspirowałaś mnie tym swoim bakłażanem.Moja Pani żona po przeczytaniu Twojego przepisu,też nabrała ochoty.Pozdrawiam Christopher
OdpowiedzUsuń