Ten piernik to kwintesencja "polskiego" Bożego Narodzenia. Ciasto dojrzewa 5-6 tygodni, upieczone może leżeć miesiąc i wciąż nabierać smaku. Kiedy się nim delektujemy - magicznie przenosi nas w krainę dzieciństwa i już jesteśmy przy pachnącej, prawdziwej choince z kawałkiem wybornego, miodowego i korzennego placka w łapce.
Przepis jest od kochanej Danusi z bloga "Co mi w duszy gra". Kiedy przyjechała do mnie oczywiście gadałyśmy o hitach naszej kuchni i szczerze poleciła ten piernik (cyt.: "To najlepszy piernik jaki jadłam"). Gdy rok temu w listopadzie zapadła decyzja, że Boże Narodzenie 2022 będziemy świętować razem ze słoweńską rodziną, postanowiłam go upiec, aby licznie reprezentowana drużyna górali też poznała smak tradycyjnych wypieków kuchni polskiej. Nie muszę dodawać, że byli zachwyceni. I my też jesteśmy nim zachwyceni.
Ciasto dojrzewające trzeba już nastawić.
Co i jak zrobić - Danusia opisała tak dokładnie, że nie ma sensu kopiować tutaj jej przepisu. Zachęcam do lektury i oglądania zdjęć (etap 1.), a jak piec i potem przekładać jest u Danusi w części drugiej (o, tutaj!).
Ja oczywiście nie ustrzegłam się błędów. Piekłam piernik tuż przed wyjazdem do Słowenii, na tzw. spidzie, więc zamiast piec 4 osobne placki, to rozwałkowałam dwie wielkie płachty na blasze z wyposażenia piekarnika. Ogromne jak blat stolika (mam ten szerszy piekarnik) pofałdowane miodowe deszczki musiałyby być wiezione na dachu naszego poldka, więc trzęsącymi się rękami przekroiłam je na pół i wzdłuż, coby mi weszły do pojemnika.
Efekt tego widać na zdjęciu - w jednym miejscu ciasto jest grubaśne, w innym - uchymolone niemal do grubości kartki papieru. Nic to jednak nie przeszkodziło biesiadnikom, tym bardziej, że było przełożone kremem orzechowym i pieczonymi powidłami śliwkowymi (o tymi!), a wierzch polany czekoladą i udekorowany migdałami.
Staropolskie niebo w gębie😋
P.S. Na zdjęciu jest serwetka, którą Martik dostał od drugiej Mamy (ja też dostałam!). Idrijska koronka klockowa, ta akurat własnoręcznej roboty swatowej, jest słynna na cały świat i jest na liście UNESCO. Nazywa się po słoweńsku "čipka" i corocznie młodzi, a tępawi Polacy, zwiedzający Idrię, dopytują się w czerwcu przewodników (w tym Martusi) co to jest ten "Festival idrijske čipke" z plakatów.
Przyznam szczerze że jeszcze nie robiłam takiego dojrzewającego piernika. Może to jest ten rok? A serweta przepiękna! Uwielbiam takie drobiazgi, wszystko chętnie " przytulam" 😀
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam 🙂
Zapachniało świętami:)
OdpowiedzUsuńStół nakryty piękną serwetą,ten solidny kawałek prawdziwego rarytasu i gałązka świerkowa wprowadzają w klimat.
Już nie raz robiłam przymiarkę do upieczenia takiego dojrzewającego piernika bo jest niezwykle kuszący ale na tym się kończyło bo dla naszej dwójki starczyłoby go do wielkanocy:)
Może kiedyś 🙂
Pozdrawiam cieplutko ❤️❤️
To prawda. Staropolskie niebo w gębie 🥰
OdpowiedzUsuńTaki piernik posiada prawdziwą głębię smaku. Musi być pyszny i aromatyczny. Cudo! 😍
pięknie wygląda, choc sama za piernikami nie przepadam to co roku robie
OdpowiedzUsuńMarzyniu, ten piernik kusi mnie bardzo, ale nigdy nie pieklam piernika, w domu rodzinnym tez go nigdy nie bylo ani gdzies u znajomych. Znam tylko kupne wersje i oczywiscie pierniczki w czekoladzie, ale to juz zupelnie cos innego. Moze sie skusze, jesli znajde w Nowym Jorku wszystkie skladniki, chyba, ze uda mi sie przeszmuglowac tam jakas przyprawe np. w kosmetyczce :))
OdpowiedzUsuńMarylko, szkoda, że nie mogę Ci go tam wysłać, gdy już będzie upieczony... Ale może kiedyś...
UsuńJa w tym roku zrezygnowałam. Stwierdziłam, że piernik będzie, ale taki szybki last minute.
OdpowiedzUsuńZ twojego przepisu wyszedł mi idealny!
OdpowiedzUsuńDziś wieczór mam trochę wolniejszy, więc weszłam pobuszować u Ciebie 😁 I pierwsze co czytam to, to, że mamy wspólną znajomą Danusię 😍 Fajnie, że miałyście możliwość się poznać i spotkać, bo ja Danusię znam tylko wirtualnie. Przecudowna osoba! Do dzisiaj często wpadam na Jej bloga, bo to istna skarbnica fajnych przepisów.
OdpowiedzUsuń